Advertisement

Main Ad

Słowackie wspomnienia: Bratysława

Zima już tu niby dotarła i chociaż wciąż jest całkiem ciepło, a o śniegu mogę tylko pomarzyć, to szare i często deszczowe dni niezbyt zachęcają mnie do spacerów po Sztokholmie. W ubiegłym roku podczas takich dni wracałam wspomnieniami do wakacyjnych wyjazdów, a po kolumbijskich świętach można tu było znaleźć całkiem sporo postów z Kolumbii i Ekwadoru... Teraz skupiłam się nieco bardziej na projekcie Alfabet Emigracji, jakkolwiek odrobina urozmaicenia nikomu nie zaszkodzi, prawda? ;) A dzięki pewnej wczorajszej rozmowie, zdecydowałam się zajrzeć ponownie do starych słowackich zdjęć... :)
To był maj 2011 roku, nasze studia licencjackie zbliżały się do końca i wreszcie mieliśmy więcej wolnego czasu. I prawie żadnych pieniędzy, oczywiście ;). Siedzieliśmy i rozmawialiśmy z przyjacielem o planach wyjazdowych, jako że na polskim rynku pojawiła się właśnie nowa firma autokarowa - Polski Bus - oferująca naprawdę tanie bilety. Trasa Warszawa-Bratysława (w dwie strony) kosztowała coś około 40 złotych, na długi weekend przy okazji Bożego Ciała. Oczywiście, obecnie też oferują oni tanie bilety (czasem nawet tańsze), ale znikają one bardzo szybko. Wtedy Polski Bus był nową firmą, bilety były tanie przez długi czas, ale nawet przy tak niskich cenach baliśmy się, że możemy stracić te pieniądze. Na szczęście nic takiego się nie stało i 21 czerwca wsiedliśmy do (naprawdę pustego) autokaru i pojechaliśmy prosto do Bratysławy :).
Jako biedni studenci ;), szukaliśmy kanapy przez CouchSurfing, ale nie dopisało nam szczęście. W rezultacie wysiedliśmy z autokaru w centrum Bratysławy... i nie mieliśmy gdzie iść. Na szczęście porobiłam jakieś notatki dotyczące studenckich kwater około 30 minut piechotą od centrum miasta, więc skierowaliśmy się dokładnie tam. Wyglądało to na stary akademik, gdzie człowiek boi się czegokolwiek dotknąć, bo jeszcze się zepsuje ;). Ale przynajmniej było tanio, a my w sumie nie potrzebowaliśmy niczego więcej na jeden dłuższy weekend ;).
Nie mieliśmy zbyt wielu turystycznych planów - chcieliśmy na spokojnie pozwiedzać, trochę się zabawić i nie wydać za dużo pieniędzy. Bratysława to idealne miejsce na taki plan :).  Jej starówka nie jest zbyt duża, ale ma swój urok. Nie wiem, jakie ceny można tam znaleźć obecnie, ale w lecie 2011 nawet te restauracje w pobliżu centrum oferowały dobre i tanie posiłki - nawet na polską, studencką kieszeń.
Spacerując po niewielkich uliczkach bratysławskiej starówki, natrafiliśmy na budynek znany jako najwęższy dom w Europie. Podążając za mapą w jego kierunku, odkryliśmy, że znajduje się w nim... kebab. To chyba nie wygląda na największą atrakcję turystyczną? :P
Pośród różnych obowiązkowych punktów do zobaczenia podczas naszego słowackiego wypadu znalazł się też Zamek Bratysławski. Jego całkiem nowoczesny wygląd jest efektem wielokrotnej przebudowy w drugiej połowie XX wieku oraz na początku XXI.
Nie mogłam też przegapić żadnej okazji, by zajrzeć do kilku kościołów ;). Niestety, mój stary aparat nie radził sobie najlepiej z robieniem zdjęć w ciemnym wnętrzach, a szkoda... bo Katedra p.w. św. Marcina w Bratysławie zdecydowanie była warta dłuższej wizyty. Największe wrażenie wywarły na mnie piękne witraże, które zawsze są moim ulubionym elementem kościołów.
Budowa katedry trwała wiele lat i ukończono ją dopiero w 1452 roku, obecnie zaś jest jednym z najstarszych kościołów w Bratysławie. Przez około 300 lat, pomiędzy XVI a XIX wiekiem, katedra pełniła też funkcję kościoła koronacyjnego Królestwa Węgierskiego. Dlatego też w katedrze można obejrzeć wystawy z różnorodnymi insygniami królewskimi.
A zaledwie parę kroków od katedry znajduje się jeden z symboli Bratysławy - Most Słowackiego Powstania Narodowego, ze względu na swój kształt nazywany też Mostem UFO. Otwarto go w sierpniu 1972 roku, po 5 latach budowy. Właściwie to widok na most jest najlepszy ze wzgórza zamkowego ;). Choć warto też podejść bliżej, bo zwłaszcza przy ładnej pogodzie, spacer wzdłuż Dunaju jest zdecydowanie przyjemnym doświadczeniem.
Jak już pisałam, nasza wycieczka nie skupiała się aż tak na zwiedzaniu i właśnie to (obok wspaniałego towarzystwa, oczywiście) sprawiło, że była tak wyjątkowa. Obecnie pewnie spędziłabym te dni na wariackim zwiedzaniu, próbując zobaczyć jak najwięcej... a potem i tak pewnie nie pamiętałabym nawet połowy tego, co zobaczyłam. Życie ;).
Jedna ze śmieszniejszych rzeczy, które pamiętam z Bratysławy, to fakt, że prawie z nikim nie szło się dogadać po angielsku. A kiedy byliśmy już blisko poddania się z próbami porozumienia się, zdaliśmy sobie sprawę, że mówiąc po polsku i słuchając słowackiego dajemy radę znacznie łatwiej porozumieć się ze Słowakami, niż mówiąc po angielsku ;).
A dlaczego w ogóle naszło mnie na wspomnienia z tego wyjazdu? Dzięki wczorajszej rozmowie z K., który był mi towarzyszem podróży ;). Rozmawiając i wspominając nasze studenckie czasy, usłyszałam jeden z najciekawszych komplementów: "Uwierz, że w razie potrzeby piłbym z Tobą wino z "alternatywnego kieliszka", czyli przeciętej na pół butelki w Bratysławie, patrząc na burzę za oknem".
Ponieważ pogoda nie była najlepsza wieczorami i musieliśmy je spędzać w akademiku. Ponieważ piwo było tańsze od wody mineralnej, co znacznie pomogło nam w zrelaksowaniu się w te wieczory. I ponieważ nie mieliśmy szklanek, więc musieliśmy przeciąć plastikowe butelki, by było z czego pić wino...
Tak, czasy studenckie były zdecydowanie ciekawe ;)

Prześlij komentarz

2 Komentarze

  1. Też ostatnio napisałam o wycieczce ze wspomnień, i też to był maj :P Nawet taki dałam tytuł posta O_o
    Katedra piękna, bardzo lubię takie monumentalne budynki. Szklanki so modern ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie to akurat w końcu wyszedł czerwiec, w maju organizowane :D Ty za to wybrałaś nieco cieplejszy kierunek jak widzę na blogu ;)

      Usuń