Advertisement

Main Ad

U jak Umeå

Po raz pierwszy usłyszałam o tym mieście jakoś wiosną 2012 roku. Sprawdziłam je w internecie i wydawało mi się tak bardzo na północy. I do tego jeszcze nie miało bezpośrednich połączeń z Warszawą...
Ponad trzy lata później, gdy już pracowałam w Sztokholmie, jedna z zagranicznych koleżanek zapytała o Umeå. Co to jest, gdzie to jest? Odpowiedź jednego ze Szwedów powaliła mnie na kolana. "To takie miejsce daleko na północy Szwecji, że wolałabyś siedzieć na bezrobociu w Sztokholmie, niż pojechać tam do pracy."
Ale lecąc tam po raz pierwszy w lipcu 2012 roku, nie wiedziałam właściwie nic o tym małym miasteczku. Nie zdawałam sobie sprawy, że właśnie jadę dalej na północ, niż większość moich sztokholmskich kolegów kiedykolwiek zawędrowała (w sumie to nic dziwnego, biorąc pod uwagę, że mało kto z nich był kiedykolwiek dalej na północ niż Uppsala). Tamtego dnia po prostu byłam bardzo podekscytowana faktem, że lecę do Umeå.
W lipcu 2012 roku miałam dużo szczęścia do pogody. Było ciepło i słonecznie. I minął już ponad rok od mojej ostatniej wizyty w Malmö, więc dodatkowo strasznie się cieszyłam, że znów jestem w Szwecji. Nawet jeśli to był tylko tydzień wakacji.
Umeå jest nazywana Miastem brzóz i nawet krótki spacer jej ulicami pokazuje, że miasteczko w pełni zasługuje na tę nazwę. Te białe drzewa rosną właściwie wszędzie. Posadzono je, by chronić miasto przed rozprzestrzeniającym się ogniem. Nie wydaje się to takim złem pomysłem, skoro ogromny pożar w 1888 roku zniszczył większość Umeå, którą potem trzeba było odbudowywać.
Samo miasto liczy sobie ok. 80.000 mieszkańców, całość obszaru miejskiego Umeå sięga prawie 120.000 osób. To czyni Umeå największym miastem w całym Norrland - jednakże, biorąc pod uwagę wielkość miasteczek na północy, Umeå wciąż nie jest nawet w 10 największych szwedzkich miast. Ponadto prawie 40.000 osób w Umeå to studenci, wielu z nich to obcokrajowcy. Nawet nie wyobrażacie sobie jak bardzo to wszystko opustoszało w lipcu... niemalże jak jakieś miasto-widmo ;).
Uniwersytet w Umeå wydaje się być jednym z największych (jeśli nie największym) pracodawców w mieście. Zatrudnia ponad 4000 osób. Pamiętam, że kiedy jeszcze myślałam o przeprowadzce tam, szukałam jakiejś pracy. Pomijając już fakt, że właściwie nie było ofert w finansach (i nie byłabym zaskoczona, gdyby w takim małym miasteczku wszystkie takie etaty były zajmowane po znajomości), ale uniwersytet wydawał się jedynym miejscem, gdzie nieznający języka obcokrajowiec miałby jakieś szanse na pracę. Oczywiście, pomijam tutaj możliwość znalezienia pracy jako sprzątaczka czy kelnerka (z całym szacunkiem dla tych zawodów), bo nie zamieniłabym mojej polskiej pracy w banku na coś takiego. W pewnym momencie nawet myślałam, że może powinnam się nawet zastanowić nad doktoratem... dzięki Bogu albo jakimś innym siłom natury, nie podjęłam takiej głupiej decyzji ;).
Na kampusie uniwersyteckim znajduje się sporych rozmiarów rzeźba z 1969 roku, autorstwa Ernsta Nordina. Nosi ona nazwę Norra skener, co oznacza zorzę polarną. Prawdopodobnie jest tu coś nie tak z moją wyobraźnią, bo dla mnie to w ogóle zorzy nie przypomina, ale z drugiej strony... Nigdy w życiu nie dane mi jej było zobaczyć na żywo, to co ja mogę wiedzieć? :P
Podczas mojej pierwszej wizyty w Umeå zwiedzałam jak szalona ;). Jakbym już nigdy miała tam nie wrócić i może przez to podczas kolejnych wypadów nie miałam już czego tam zwiedzać. "Nic tutaj nie ma do roboty, nie przyjeżdżaj, nie chcę, byś tu przyjeżdżała", ile razy dane mi to było usłyszeć.
Ale w lipcu 2012 wciąż było sporo do zobaczenia. I jednym z takich miejsc była Gammlia, północny skansen należący do Västerbottens museum. Miejsce to można już było trochę zobaczyć w moim poście dotyczącym Midsommar w Umeå.
Gammlia to muzeum na świeżym powietrzu, z darmowym wstępem. Po decyzji władz o utworzeniu muzeum na początku XX wieku, wiele starych budynków z okolicy zostało przeniesionych do Umeå. Na stronie muzeum możemy przeczytać, że "większość budynków ma wiejskie pochodzenie, wliczając w to domy, szopy, obory, piekarnie, stajnie oraz młyny. Ale w muzeum pokazano nie tylko życie wiejskie. Miasteczko, szkoła, kościół i życie ludzi bezrolnych również zostały tu przedstawione."
Myślę, że najciekawszą częścią Gammlii jest rekonstrukcja obozowiska Sami. Sami to ludność rdzenna zamieszkująca Laponię (Szwecję, Norwegię, Finlandię i Rosję). Zaledwie dwa dni temu (6 lutego) obchodzono Narodowy Dzień Sami i jeśli obserwujecie jakiekolwiek skandynawskie media, na pewno musieliście o tym słyszeć :)
Na stronie sweden.se można znaleźć sporo informacji na ich temat. "Sami to byli pierwotnie nomadowie, mieszkający latem w namiotach, a w bardziej solidnych schronieniach podczas chłodniejszych okresów. Obecnie Sami żyją w nowoczesnych domach, a namiotów używają jako tymczasowych schronień podczas wędrówek reniferów, o ile nie mają już swoich domków ukrytych gdzieś w górach lub lasach. Większość Sami żyje na północy, ale wielu jest także rozrzuconych po całej Szwecji. Współcześnie tylko niewielki odsetek szwedzkich Sami zarabia na życie hodowlą reniferów, wielu zaś połączyło rodzinne biznesy z turystyką, rybołówstwem, rzemiosłem oraz handlem." Naprawdę też żałuję, że nie udało mi się zobaczyć głównego muzeum Västerbotten, bo słyszałam, że jest tam wiele ciekawych wystaw powiązanych z tą tematyką. Jednakże, bez podróżowania bardziej na północ, z kulturą Sami można się też zapoznać w Muzeum Nordyckim w Sztokholmie.
Kolejnym miejscem, wymienianym przez chyba wszystkie informacje w Umeå, jest Umedalen Skulpturpark. Park rzeźb położony nieco dalej od centrum miasta (co wcale nie oznacza, że jakoś daleko... w Umeå nigdzie nie jest daleko ;) ). Park jak park, a te rzeźby... Trzeba lubić sztukę współczesną :P.
No dobra, park rzeźb nie wywarł na mnie szczególnego wrażenia. Ale było też coś, co okazało się naprawdę niesamowite. Umeå jest położona na północy - może to jeszcze nie Laponia ani nic w tym stylu, ale wciąż, wystarczająco daleko na północy, by były tam białe noce. Spacer o północy, kiedy na dworze jest jasno jak wczesnym wieczorem - dziwne uczucie. I miałam ogromne problemy z zaśnięciem, nawet gdy kupiliśmy zasłony. Nie musiałam widzieć białego nieba przez całą noc, wystarczyła mi świadomość, że jest jasno, bym nie mogła zasnąć ;).
Moja druga wizyta w Umeå miała miejsce jakoś jesienią 2012 roku. Chyba we wrześniu, bo jeszcze przed rozpoczęciem roku akademickiego. Tylko kilka dni, prawie bez zwiedzania, bo pogoda pozostawiała wiele do życzenia. Spędziłam tam niecały tydzień, po czym wróciłam do Warszawy... i wszystko się posypało. Myślałam, że to był mój drugi i zarazem ostatni wypad do Umeå, bo już nie spodziewałam się tam wrócić nigdy więcej.
Ale jak wiadomo - nigdy nie mów nigdy. Skończyło się tak, że zaledwie rok później, jesienią 2013 roku poleciałam do Umeå ponownie.  Tym razem, by spędzić tam swoje urodziny. I tym razem podróż była znacznie dłuższa. W 2012 roku pomiędzy Warszawą a Umeå nie było bezpośrednich lotów, ale było dobre połączenie z AirBaltic. Warszawa - Ryga, Ryga - Umeå, z 2-3 godzinną przesiadką na lotnisku w Rydze. Było szybko i - jeśli rezerwowało się z odpowiednim wyprzedzeniem - ceny potrafiły być bardzo dobre. Ale to połączenie wycofano i w 2013 roku wszystko trzeba było ogarnąć naokoło... Modlin - Sztokholm Skavsta Ryanairem. Autobus do Sztokholmu. Autobus na Arlandę. Lot Norwegianem Sztokholm - Umeå. Po pierwsze, zajmowało to cały dzień, po drugie - nie można było wybrać najtańszych lotów, bo trzeba było jakoś dopasować połączenie jeszcze. Ale cóż, kto się tym przejmuje, gdy miłość jest ślepa? ;)
Wtedy też po raz pierwszy zobaczyłam dużą rzeźbę przedstawiającą... spinacz do prania :P. Ktoś miał ciekawy pomysł, trzeba przyznać, bo wygląda to świetnie. I choć pogoda pozostawiała wiele do życzenia (miałam na sobie zimową kurtkę, a rzeka już zamarzała... w październiku), chcieliśmy się nacieszyć przyrodą. Nasz wybór padł na rezerwat przyrody Grössjöns, o którym już pisałam wcześniej na blogu (zobacz post).
Ogólnie mówiąc, przyroda północnej Szwecji to dla mnie główna atrakcja turystyczna tego regionu. Bo naprawdę, jest tam po prostu pięknie :). Jezioro Nydala umiejscowiłam nawet na mojej prywatnej liście ulubionych miejsc w Szwecji i tylko szkoda, że nie dane mi było go zobaczyć także zimą.
Do Umeå wracałam jeszcze kilkakrotnie w 2014 roku. Najpierw wiosną, znów z Polski (wiosną... te śnieżyce w maju!). Potem jesienią, kiedy już mieszkałam w Sztokholmie. To była taka miła zmiana w transporcie. Bezpośredni lot, trwający zaledwie godzinę, i jeszcze możliwość dopasowania pory. Albo nocne autokary, albo pociągi. Ogólnie bilety Sztokholm - Umeå, jeśli rezerwować je z odpowiednim wyprzedzeniem, potrafią być bardzo tanie. Loty zaczynają się od 299 koron w jedną stronę, busy i pociągi bywają nieco droższe. Problem się pojawia, gdy rezerwować z wyprzedzeniem się nie da, bo nie każda praca pozwala na taką mobilność ("Postaram się powiedzieć ci w środę, czy ten weekend mi pasuje", ahaaa). Ale jeśli jesteś tylko turystą, do tego z elastycznym grafikiem, na pewno uda ci się znaleźć tanie połączenia do Umeå ;).
Podczas moich wizyt w Umeå było jedno "specjalne" miejsce odwiedzane więcej niż raz ;). Miejsce z listy "koniecznie zobacz" w Umeå, bo w końcu jest takie ciekawe, takie fajne i takie takie no. Bildmuseet. Krótko mówiąc: muzeum sztuki współczesnej. Czegoś, czego nigdy nie zrozumiem i nigdy nie docenię.
Ale jest jedna część Bildumeet, w której się zakochałam, choć była skierowana głównie dla dzieci :P. To część, w której można było stworzyć swoją własną "sztukę". Kiedy trafiłam tam po raz pierwszy, można było wyciągnąć coś ze śmieci i próbować coś z nich stworzyć. Podczas drugiej wizyty udostępniano tablety, do tego różne klocki i nitki - do tworzenia animacji. Znacznie większa frajda niż samo muzeum!
Jedyne miejsce, którego nie odwiedziłam i wciąż nie mogę w to uwierzyć, to kościół w Umeå. Kościół wybudowany pod koniec XIX wieku na miejscu poprzednich (pierwszy zniszczony przez Rosjan, drugi spłonął w pożarze w 1888 roku). Chciałam do niego wejść podczas mojej pierwszej wizyty latem 2012 roku, ale był wtedy zamknięty. I jakoś nie pomyślałam, by do niego wejść później, choć mijałam go wielokrotnie...
Tak przy okazji, uwierzylibyście, że to poniżej to też kościół? Oczywiście, przecież ma krzyż na dachu, ale wciąż nie mogę wyjść z podziwu jak wyglądają kościelne budynki tutaj ;)
Myślę, że jesień 2014 roku to był jedyny czas, kiedy mogłam jeździć do Umeå tak często jak chciałam. Sama miałam wtedy niewielki pokoik na przedmieściach Sztokholmu, więc nic dziwnego, że nikt nie chciałby mnie tam odwiedzać ;). Ale odkąd przeprowadziłam się do większego mieszkania, za każdym razem, gdy chciałam wybrać się do Umeå, słyszałam coś w stylu: "twoje mieszkanie w Sztokholmie jest większe", "Sztokholm jest ciekawszy", "w Umeå nie ma co robić", "to niewygodne, kiedy tu przyjeżdżasz" czy po prostu "nie chcę, byś tu przyjeżdżała". W 2015 roku byłam w Umeå tylko dwa razy, w styczniu a potem na Midsommar. Za każdym razem musiałam długo o to marudzić i moje wypady stawały się czymś w stylu "ok, rób sobie co chcesz" (ile radości na samą myśl o zobaczeniu mnie! ;) ). A w lecie straciłam już wszelkie powody, by w ogóle chcieć podróżować do Umeå. Nie sądzę, bym jeszcze kiedyś się tam wybrała (choć... nigdy nie mów nigdy). Z turystycznego punktu widzenia, zobaczyłam tam już wszystko, co chciałam. A z sentymentu... Wyciszyłam już ten sentyment, nie myślę już o tym wszystkim. I chyba wolę, by tak zostało :)
Ten post jest częścią Alfabetu Emigracji i tak jakoś czuję, że chyba jedną z najważniejszych jego części. Bez tych wszystkich wypadów do Umeå, nigdy bym nie pomyślała o przeprowadzce do Sztokholmu. Myślę, że jakoś Umeå zapisała się ciepłym wspomnieniem w moim sercu, mimo wszystko :)
A pozostałe posty na literę U znajdziecie poniżej:
- Gone to Texas: U jak My
- C'est la vie: U jak Jednorożce

Prześlij komentarz

9 Komentarze

  1. Z wypiekami na policzkach czytałam Twój wpis - miałam w planach podróż do Umeå, nawet zarezerwowane bilety i hostel, ostatecznie wydarzyło się parę rzeczy, przez które zmuszona byłam zrezygnować z wyjazdu... A bardzo tego żałuję. Lubię właśnie takie miejsca, w pewnym sensie nieodkryte przez turystów. Zachęciłaś mnie, żeby spróbować zorganizować taki wyjazd raz jeszcze ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Warto choć sama Umea jest w sumie na weekend :). Mi szkoda, że samochodu nie miałam, bo w okolicach tez jest sporo do zobaczenia, ale dojazd komunikacją publiczna tragiczny albo w ogóle go brak...

      Usuń
  2. Przykro jest słyszeć takie słowa od mężczyzny.Ale ON raczej nie jest Ciebie wart!
    A tak wogóle to bardzo ładnie wyglądasz w brązowym kolorze włosów.
    Stała czytelniczka pozdrawia Cię :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję i również serdecznie pozdrawiam! :)
      A "on" to już przeszłość i nie ma co do tego wracać ;)

      Usuń
  3. Kochana... Moze nigdy nie mow nigdy, ale zecydowanie teraz czas na Västernorrland och Höga Kusten Område. CZEKAM!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja już w sumie ze stałą umową i mniej więcej znanym kalendarzem w pracy mogę coś planować ;) Więc trzeba tylko dogadać, co, jak, kiedy :)

      Usuń
    2. No. To mów. Co jak gdzie kiedy? Do mnie ze Sthlm można bezpośrednio pociągiem najwygodniej.

      Usuń
    3. Teraz reszta urlopu mi idzie na Wielkanoc, ale od kwietnia nowy rok urlopowy :) W kwietniu juz mam jeden wyjazd zabukowany,ale np maj? :) Jak z wiosenną pogodą i czasem wtedy u Ciebie? :D

      Usuń
  4. Powiem to tak. W maju moze byc roznie, poprzecznie i podluznie. Moze byc piekna wiosna a moze i spasc snieg, albo przynajmnej byc zimno. Sama wiesz... Noooorland. Pogodowo statystycznie pewniejszy czerwiec-lipiec. Nie wiem czy piszesz o wizycie weekendowej, w tygodniu czy dluzej? V. 18 jest Kristi Himmelsfärdsdag w czwartek, bede usilowala wziac dlugi weekend ale nie wiem czy sie uda. V. 19 pn-sr mam telefonberedskap, potem normalna praca i weekend wolny bez planow poki co. V 20 zamyslam wziac kompedighet i popracowac gdzies indziej w Szwecji ale to jeszcze baaaardzo niepewne. V 21 telefonberedskap tors-sön. Jak sie blizej okreslisz bede myslec.

    OdpowiedzUsuń