Advertisement

Main Ad

Robot Championship i zima w Sztokholmie

STHLM Robot Championship - taki plakat rzucił mi się w oczy już w ubiegłym roku i nawet trochę mnie to zaciekawiło. Jednak zeszłej jesieni miałam tyle rzeczy na głowie, że nie zdecydowałam się zgłębiać tematu. Tym razem było trochę inaczej - plakat promujący wydarzenie wisiał w windzie w pracy od końca października, więc nie dało się go przeoczyć. Nawet mi, która przecież zazwyczaj korzysta ze schodów. Mój pracodawca był jednym z głównych sponsorów imprezy i tak się szczęśliwie złożyło, że akurat moje nazwisko zostało wylosowane jako pierwsze przy rozdawaniu darmowych wejściówek ;). W takiej sytuacji grzechem byłoby nie skorzystać z okazji, więc w sobotnie przedpołudnie razem z koleżanką z pracy skierowałyśmy się do Tekniska Museet.
Całe wydarzenie było dwudniowe, jednak większość głównych atrakcji miała miejsce w sobotę. Inna koleżanka, po zerknięciu na stronę internetową Robot championship stwierdziła, że to zabawa dla dzieci i trudno było nie przyznać jej racji. Nie wiedziałam zbytnio na co się nastawiać, ale chciałam wierzyć, że mieszkańcy Sztokholmu są na tyle pomysłowi i utalentowani, iż jakieś ciekawe roboty przyjdzie nam zobaczyć... Byłam chyba nieco zbyt naiwna ;).
Chyba największą popularnością - przynajmniej wśród twórców robotów - cieszył się konkurs Minisumo. Wiadomo, małe robociki są pewnie najprostsze do stworzenia (co nie zmienia faktu, że takiego też bym nie potrafiła zrobić ;) ), jednak też najnudniejsze do oglądania. Takie dwie maszynki zderzą się ze sobą i to już wystarczy, by jedna wypadła z ringu, czyli koniec gry...
Całkiem sporo osób wzięło też udział w konkursie Folkrace, gdzie zdalnie sterowanym pojazdem trzeba było pokonać tor z niewielkimi przeszkodami i wieloma zakrętami. Tutaj nie do końca rozumiałam sens, bo choć część pojazdów faktycznie wyglądała na własnoręcznie zrobione, to niektóre sprawiały wrażenie kupionych w sklepie zdalnie sterowanych samochodzików.
Były takie momenty, gdy właściwie nic się nie działo, tylko uczestnicy przygotowywali roboty, a dzieciaki biegały w tę i z powrotem. W takich chwilach uwagę przyciągało stoisko jednego ze sponsorów, który proponował układanie na czas robota z klocków Lego. A do wygrania były słodycze i drobne gadżety od firmy. Wygląda na to, że takie zabawy lepiej wychodzą jednak dzieciom niż dorosłym ;).
Jak już wspomniałam, nie za bardzo wiedziałam, czego się mam po tym wydarzeniu spodziewać, ale chyba jednak bardziej wyobrażałam sobie roboty, a nie mini-robociki. A tych pierwszych było niestety jak na lekarstwo i - co nie dziwi - były otoczone dość sporą grupą osób.
Akurat ten drewniany niby-pająk to nawet całkiem mi się spodobał... ;)

Jednak po godzinie kręcenia się w tę i z powrotem pomiędzy arenami stwierdziłyśmy, że raczej nie mamy tam czego szukać. Nie zapowiadało się na to, by mogło być ciekawiej, więc korzystając z okazji, postanowiłyśmy jeszcze trochę połazić po samym muzeum. O Tekniska pisałam już swego czasu, więc jeśli jesteście ciekawi tego miejsca, zapraszam do wpisu :).
W końcu jednak zgodnie stwierdziłyśmy, że w taką pogodę szkoda marnować czas na siedzenie w muzeum - zwłaszcza, gdy wydarzenie okazało się znacznie poniżej oczekiwań (których nawet nie miałyśmy ;) ). Za to na dworze świeciło piękne słońce i widoki były zdecydowanie nielistopadowe. Sztokholm w ubiegłym tygodniu przepięknie zasypało i choć na chwilę obecną ze śniegu niewiele co zostało, to jeszcze w weekend szwedzka stolica lśniła bielą. Taki jesienny spacer to zdecydowanie większa przyjemność niż jakieś tam Robot championship ;).
Co powiecie na taką jesień? ;)

Prześlij komentarz

0 Komentarze