Advertisement

Main Ad

Liseberg - największy park rozrywki w Szwecji

Na wstępie chciałabym od razu zaznaczyć, że nie jestem jakąś wybitną miłośniczką parków rozrywki. Po pierwsze dlatego, że mam lęk wysokości i choć jeszcze diabelski młyn w szczelnie zamkniętej kabinie zniosę, to już w życiu nie wsiądę na krzesełko, do którego będę po prostu przypięta i które się oderwie od ziemi ;P. Ponadto źle znoszę gwałtowne zmiany kierunku, więc za wszystkie roller coastery - nawet, jeśli nie są wysokie - podziękuję. Wiem, że z racjonalnego punktu widzenia nie powinnam z tego zlecieć, a wagoniki się nie urwą i nie odlecą gdzieś w dal, ale i tak moja wyobraźnia robi swoje. A jak jeszcze pomyślę o tym, że mam zapłacić całkiem sporo za te kilka minut modlenia się z zamkniętymi oczami o powrót na ziemię... Po co? ;)
Oczywiście można w takim wypadku zapytać, jaki jest sens mojej wizyty w parku Liseberg? Zwłaszcza, że do Göteborga wybrałam się sama, więc nie mogłam nawet użyć wymówki, że to dla towarzystwa. Cóż, powód był banalnie prosty - park rozrywki to było jedyne miejsce otwarte w sobotni wieczór, do którego mogłam wejść na Göteborg City Card. Stwierdziłam, że nie muszę przecież wchodzić na roller coastery, mogę po prostu przejść się po parku, zobaczyć, co oferuje i ewentualnie wejść na diabelski młyn. Zawsze to lepsza opcja niż wrócić do hotelu o 19, bo muzea już pozamykane, a na dworze za zimno, by długo łazić bez celu ;).
Choć park rozrywki jest oddalony od centrum o zaledwie 20 minut spacerem, postanowiłam do niego podjechać. Pomiędzy centrum a Liseberg kursuje specjalny tramwaj, przywodzący mi na myśl trochę ten, którym można dojechać do sztokholmskiego Skansenu. To Ringlinien - zabytkowy, ponad stuletni tramwaj, przejażdżka którym jest sama w sobie atrakcją turystyczną. Jego rozkład jazdy można znaleźć tutaj, a bilet dla osoby dorosłej kosztuje 25 koron (11 zł), dla młodzieży 15 koron (6,60 zł). Na pokładzie jest również uznawana Göteborg City Card.
Choć Liseberg otwiera swoje drzwi już w połowie kwietnia, to poza głównym sezonem można tam wpaść tylko w weekendy. Dopiero od końca maja do drugiej połowy sierpnia park jest otwarty codziennie. Liseberg funkcjonuje od kwietnia do końca września, a potem jest otwarty tylko podczas wydarzeń tematycznych, czyli na Halloween i Boże Narodzenie.
Cennik zawiera całkiem sporo pozycji, w zależności od tego, na co mamy ochotę. Sam wstęp do parku kosztuje 100 koron (44 zł), a do tego możemy kupić pojedyncze kupony na atrakcje. Każdy kupon kosztuje 22 korony (9,70 zł) i - w zależności od atrakcji - za wstęp zapłacimy maksymalnie cztery kupony. Takie coś opłaca się jednak chyba tylko takim jak ja, którzy wiedzą, że skorzystają z jednej, góra dwóch atrakcji. Jeśli wchodzicie tam, by zaszaleć (a zakładam, że tak ;) ), warto rozważyć, któryś z karnetów. Karta All-in-one obejmuje wstęp do parku i 38 atrakcji za cenę 455 koron (200,50 zł). Pełną ofertę parku znajdziecie tutaj.
Bardzo mnie kusiły liczne stoiska, na których można było wylosować słodycze. Oczywiście nie byle jakie słodycze, ale w wersji XXL. Widać nie tylko mnie, bo kolejki do stoisk były ogromne, choć z drugiej strony większość karnetów obejmuje też kilka losowań, więc nie każdy z kolejkowiczów wydawał te 20 koron na losowanie ;). Jednak gdy chciałam wypłacić gotówkę z bankomatu, okazało się to niezłym wyzwaniem - kolejki były ogromne, a w większości bankomatów zostały już tylko banknoty po 500 koron. Stwierdziłam, że aż tyle gotówki to do niczego mi nie jest potrzebne, choć wciąż zazdrościłam dzieciakom niosącym czekolady większe od nich samych ;)
Ale diabelskiego młyna - the Liseberg Wheel - odpuścić sobie nie mogłam. Koło ma 60m wysokości i z góry rozciąga się naprawdę fajny widok na Göteborg. Co więcej, choć kabiny są ośmioosobowe, wpuszczano ludzi razem tak, jak przyszli. A że byłam sama, to miałam całą kabinę dla siebie i mogłam robić zdjęcia z różnych pozycji :).
Pełną listę atrakcji z Liseberg znajdziecie tutaj. Już na przyszły rok park planuje otwarcie kolejnego roller coastera o nazwie Valkyria, wzbijającego się na 47 m wysokości i pędzącego 105 km/godz. Coś, na co zdecydowanie bym nie weszła... No ale - co kto lubi ;).

Prześlij komentarz

0 Komentarze