Advertisement

Main Ad

Królewski Bangkok

Podobno jednym z najpopularniejszych oszustw na turystach w Bangkoku jest informacja o zamkniętym pałacu królewskim. W stylu: tam nie ma co dziś iść, bo nieczynne, ale w sumie mogę polecić atrakcję X lub Y w zastępstwie, pomóc z dojazdem czy coś. A turysta zamiast robić coś, na co ma ochotę, daje się złapać na (oczywiście płatną) atrakcję X czy Y ;). Wychodząc z hotelu, prosimy jeszcze panią z recepcji, by sprawdziła, czy wszystko jest na pewno czynne - jesteśmy w Bangkoku akurat pomiędzy kremacją starego króla a koronacją nowego i faktycznie nie zawsze da się wejść tam, gdzie byśmy chciały... Tego dnia wszystko na szczęście wydaje się być otwarte, więc krótko po śniadaniu kierujemy się do pałacu królewskiego i przyległych świątyń.
Cały ten teren jest ogrodzony i żeby tam się dostać, musimy przejść przez specjalne bramki i pokazać dowód tożsamości. Ogromny teren obejmuje nie tylko pałac i słynną świątynię Szmaragdowego Buddy, ale także kompleks ministerstwa obrony, kilka pomniejszych świątyń, no i przede wszystkim ogromne pole, na którym w tym roku zbudowano królewskie krematorium. Znajdziemy tu też liczne sklepiki, gdzie można zaopatrzyć się w coś zimnego do picia oraz wypożyczalnie strojów zakrywających ciało - na terenie świątyń i pałacu obowiązuje ścisły dress code. Długie spodnie i długi rękaw przy 35 stopniach w cieniu to jednak masakra... ;)
Wielki Pałac Królewski oraz świątynia Szmaragdowego Buddy są dodatkowo ogrodzone i tam wstęp jest już płatny. Dla zagranicznych turystów kosztuje 500 bahtów (55 zł), co jak na Tajlandię jest dość wysoką ceną, ale zupełnie nieodstraszającą turystów ;). Zwiedzanie zaczynamy od kompleksu świątynnego - bramy wejściowe na ten teren są strzeżone przez posągi demonów, zwrócone w kierunku głównej świątyni i strzegące Szmaragdowego Buddy przed złymi duchami.
Świątynię zwaną Wat Phra Kaew zbudowano w drugiej połowie XVIII wieku na rozkaz króla Ramy I. Jej częścią centralną jest Phra Ubosoth, czyli Kaplica Szmaragdowego Buddy, wybudowana w 1782 roku. Ściany budynku są pozłacane i zdobione kolorową mozaiką ze szkła, a dookoła kaplicy postawiono 112 niewielkich rzeźb Garudy (jedno z buddyjskich bóstw - coś pomiędzy ptakiem a człowiekiem). Całość dekoracji robi naprawdę niesamowite wrażenie, a gdy do tego dodać sam posąg Szmaragdowego Buddy... Figura rzeźbiona w jaspisie liczy sobie 66 cm wysokości i 48 cm szerokości, a powstała prawdopodobnie w XV wieku. Dziś to jeden z największych skarbów Bangkoku, a w środku kaplicy nie można robić zdjęć - pstrykanie z zewnątrz, przez okno, nie wychodziło niestety tak, jakbym to sobie wymarzyła ;)
Cały kompleks niby nie jest duży, ale obejście go zajmuje trochę czasu. Przede wszystkim dlatego, że mniejszych i większych budyneczków jest tu całkiem sporo, a wszystko jest pięknie zdobione, więc zatrzymujemy się co chwilę. Ściany pawilonów biegnących wokół świątyni są pomalowane w różne sceny mitologiczne i historyczne, związane zarówno ze świątynią, jak i samym Buddą. Na szczęście w kilku miejscach na terenie świątyni rozmieszczono krany z wodą pitną - inaczej w tym upale i długim rękawie naprawdę szłoby się odwodnić...
Jedną z większych ciekawostek znajdujących się na terenie kompleksu świątynnego jest model słynnej świątyni Angkor Wat z Kambodży. Miniatura jest niesamowicie szczegółowa i zdecydowanie zachęca do wizyty w swoim kambodżańskim odpowiedniku :).
Gdy przechodzimy z terenu świątynnego na teren pałacowy, mija nas polskojęzyczna wycieczka i nawet udaje nam się podsłuchać co nieco z historii pałacu ;). Budynek został wzniesiony w 1877 roku na rozkaz króla Ramy V. Architektem został Brytyjczyk John Clunish i jego wpływy są mocno widoczne - chociażby błękitne drzwi wejściowe były wzorowane na bramie do Pałacu Buckingham w Londynie. Na dole budynku znajduje się muzeum broni, jednak byłyśmy już zbyt zmęczone upałem i wszechobecnym tłumem, więc muzeum sobie odpuściłyśmy.
Nie mogłyśmy sobie jednak odpuścić jednej z najbardziej tymczasowych atrakcji Bangkoku - krematorium królewskiego (Phra Meru Mas). 13 października 2016 r. zmarł Bhumibol Adulyadej, król Rama IX - po siedemdziesięciu latach panowania, co czyniło go najdłużej panującym władcą Tajlandii w historii. Po jego śmierci ogłoszono roczną żałobę i na początku 2017 roku rozpoczęto budowę wielkiego krematorium. Ciało władcy oddano do kremacji 26 października tego roku, a samą uroczystość transmitowano zarówno w telewizji, jak i w internecie. Kiedy wszystko się skończyło, zdecydowano o udostępnieniu krematorium turystom - od 2 listopada do końca grudnia można zwiedzać tę, jakby nie patrzeć, dość specyficzną atrakcję turystyczną. Jednocześnie na terenie krematorium może przebywać ok. 5500 osób, więc już na wstępie trzeba poczekać na swoją kolej. Wszyscy przy wejściu dostają plakietki w różnych kolorach, by dało się odróżnić grupy po godzinach wejścia - każda grupa ma godzinę na zwiedzanie. Bez tych ograniczeń w środku panowałby niesamowity ścisk. Zwiedzanie zostało zorganizowane w sposób wręcz perfekcyjny - już przy wejściu ochrona sprawdza, czy jesteśmy prawidłowo ubrani (ten sam dress code co w pałacu i świątyniach), następnie dostajemy butelkę wody i drobne przekąski na czas oczekiwania na wejście. Czeka się w rzędzie plastikowych krzeseł, na szczęście przy wentylatorach... miła odmiana po dotychczasowym spacerze w upale :). Czekałyśmy może z pół godziny i wreszcie przyszła kolej i na nasze zielone plakietki ;).
Na szczęście nikt nie pilnuje, czy w środku przebywa się naprawdę tylko godzinę, bo w sumie byłoby to nierealne. Samo obejście krematorium dookoła i bardziej szczegółowe przyjrzenie się dekoracjom zajmuje dobre 40 minut... a przecież wszędzie wokół są jeszcze pawilony informacyjne! Sam budynek wywiera niesamowite wrażenie - wzorowano go na mitycznej górze Sumeru. Według Wikipedii to oś świata według kosmologii hinduistycznej i buddyjskiej. Jej zbocza są złotego koloru. Krematorium ma ponad 50 m wysokości i - wraz ze wszystkimi uroczystościami pogrzebowymi - pochłonęło około 90 milionów dolarów. Co jest jeszcze bardziej abstrakcyjne - po krótkim okresie udostępnienia go turystom, krematorium zostanie kompletnie rozebrane. Wciąż nie wierzę, że przypadkowo udało nam się trafić do Bangkoku akurat w tym krótkim czasie, kiedy można je zobaczyć!
Cała dolna część krematorium jest zdobiona dziesiątkami posągów przedstawiających stworzenia z mitologii buddyjskiej. Najciekawsze wydawały mi się te ukazujące połączenie słonia i ptaka, jednak tak naprawdę większość z nich była abstrakcyjna, ale zarazem i piękna :). Chyba nigdy w życiu nie widziałam tylu szczegółowych zdobień, no i to wszystko wokół mieniące się złotem. Podobno obliczono, że dziennie krematorium odwiedza ponad sto tysięcy osób i kompletnie się im nie dziwię :)
Jeśli zaś chodzi o wystawy w pawilonach, skupiają się one na dwóch tematach. Pierwszy to naturalnie sam zmarły władca, jego życie, stosunki z innymi państwami - znajdziemy tu mnóstwo zdjęć, a nawet filmy mu poświęcone. Druga część to z kolei wszelakie informacje dotyczące samego krematorium - kto je zaprojektował, ilu artystów uczestniczyło w pracach i ile zajęło wybudowanie takiego cudu architektury. Mnóstwo ciekawostek - gdyby chcieć przeczytać wszystko, to w samych pawilonach spędziłoby się więcej niż przewidzianą godzinę...
Wiem, że wyszedł mi tu niesamowitej długości referat, ale co ja na to poradzę... ;) Królewski Bangkok powala na kolana, ot, tak po prostu... :)

Prześlij komentarz

0 Komentarze