Wiedeński Hoher Markt - w miejscu, gdzie rozpoczyna się wąska uliczka Bauernmarkt. Nad nią, pomiędzy dwoma kamieniczkami, ciągnie się jakby most czy nadziemny korytarz, pod którym krótko przed godziną 12 zaczyna gromadzić się tłum turystów. Wszyscy wpatrują się w charakterystyczną tarczę zegara, znajdującego się na ścianie tego mostu, z przygotowanymi zawczasu aparatami, telefonami, kamerkami... W tle rozmowy, zagłuszane czasem stukotem kopyt przejeżdżającej obok konnej dorożki. W końcu wybija 12, a na zegarze Anker zaczyna się pokaz.
Majorka nigdy nie znajdowała się na liście miejsc, które koniecznie chciałabym zobaczyć. Kojarzyła mi się głównie z imprezami na plaży i hotelami all inclusive. W sezonie ceny biletów lotniczych na Baleary sięgały często niebotycznych kwot, co tylko utrzymywało przy życiu moje uprzedzenia. A jednak na Majorkę poleciałam, choć jednak nie w sezonie. Wyszło to wszystko dość przypadkowo, kiedy nagle okazało się, że przez kilka dni w styczniu będę miała tak spokojny okres w pracy, że nikt nie zauważy, jak zniknę na krótki urlop. Zaczęłam przeglądać oferty linii lotniczych w wybranych dniach, skupiając się na ciepłych kierunkach, żeby złapać trochę słońca w środku zimy. I tu pojawiła się opcja Majorki za 19,99€ w jedną stronę, wliczając w to priority boarding i duży bagaż podręczny. Wybrałam więc Baleary, bo była to po prostu zdecydowanie najlepsza opcja w pasującym mi terminie. A potem zaczęłam więcej czytać o Majorce i stwierdziłam, że kurczę, tu byłoby co robić i przez dwa tygodnie, nie zaglądając nawet na plaże!
Były już miasta (Katmandu i Pokhara), były już Himalaje - czas odkryć inną część Nepalu. Park Narodowy Chitwan stanowił przez długi czas jedno z ulubionych miejsc polowań dla nepalskich wyższych kast - żyły tu tygrysy, lamparty, nosorożce czy wargacze. W 1973 roku ktoś jednak poszedł po rozum do głowy i dziką przyrodę postanowiono chronić, tworząc w Chitwan pierwszy park narodowy w Nepalu. W 1984 roku park trafił też na listę UNESCO - m.in. ze względu na swą bogatą faunę i florę. Zanim zarezerwowałyśmy wycieczkę do Nepalu, myślałyśmy o safari w Kenii - zamiast niego miałyśmy jungle safari przy granicy z Indiami ;).
Zima nie jest najlepszym czasem na wizytę w ogrodach zoologicznych i świetnie zdaję sobie z tego sprawę. Do Zoo Hellbrunn, znajdującego się w Anif pod Salzburgiem, zajrzałam trochę przypadkiem. Wracałam do miasta ze szczytu Untersberg, miałam jeszcze trochę czasu, zanim wygaśnie mi Salzburg City Card, a zoo było po drodze. To ostatni przystanek w strefie miejskiej Salzburga, zanim autobus nr 25 pojedzie dalej, aż pod samą Untersberg. Pomyślałam sobie, że co mi tam - mam czas, a pogoda akurat na spacery po dworze - i wysiadłam na przystanku Anif Zoo Salzburg, skąd czekał mnie króciutki spacer do wejścia do ogrodu.
Przelot helikopterem do bazy pod Annapurną był dla mnie najbardziej wyczekiwaną częścią wycieczki do Nepalu. Wyczekiwaną z odrobiną niepewności, bo w Pokharze, z której odbywał się wylot, byłyśmy zaledwie jeden dzień. Czy pogoda pozwoli na wylot akurat tego dnia? Nigdy nie wiadomo. W programie wycieczki lot helikopterem wyceniono na ok. 370$ (1.409 zł) - nie tylko najbardziej wyczekiwana atrakcja, ale też najdroższa. Z drugiej strony nigdy w życiu nie leciałam helikopterem, więc kusiły mnie tu nie tylko Himalaje, ale i sam przelot. Gdy dojeżdżałyśmy do Pokhary, pilotka wycieczki wspomniała, że przez ostatnie trzy dni nie odbył się żaden lot - pogoda nie pozwalała. Nie brzmiało to zachęcająco...
Kocham czytać i uwielbiam statystyki. Z tego połączenia musiał wręcz powstać i wpis książkowy, podsumowujący moje odkrycia w ubiegłym roku. A całkiem sporo nowych lektur udało się odkryć, bo i też niemało przeczytałam. Z motywującego mnie kiedyś wyzwania Przeczytam 52 książki w roku już zrezygnowałam - zwłaszcza, że 52 książkę w 2019 roku przeczytałam jeszcze w maju... I co, miałabym nie czytać przez kolejne 7 miesięcy? Jak żyć? ;) Średnio czytam 10 książek w miesiącu, choć wiadomo, jak to ze średnią jest. Są takie miesiące jak czerwiec (gdy na dłużej wpadli rodzice i więcej z nimi rozmawiałam, niż czytałam), kiedy przeczytałam zaledwie pięć książek. Są też takie jak lipiec czy październik, gdy wykres na Lubimy Czytać pokazuje 13. Wiadomo, że nie chodzi o ilość, ale o jakość, ale tak naprawdę jedno z drugim jest powiązane. Im więcej czytam, tym więcej wartościowych lektur trafia w moje ręce - chyba nigdy w życiu nie przeczytałam tylu świetnych książek co w 2019.
Nawet na początku stycznia o białą zimę w Salzburgu trudno. Kilka stopni i deszcze to pogoda nieszczególnie zachęcająca do długich spacerów, pozwalająca za to odkrywać różne muzea. Miasto jest wciąż świątecznie przystrojone, więc choć zmrok zapada wcześnie, to porozwieszane lampki rozjaśniają zimowe ciemności. Do tego nie ma tłumów (choć pustek na ulicach się tu chyba nigdy nie uświadczy) - mimo że Salzburg zmaga się ze zbyt dużą ilością turystów, to zjeżdżają się tu oni w nieco innym okresie niż chłodny, styczniowy weekend. Cóż, lepiej dla mnie ;).
Widok z okna pokoju hotelowego w Atenach. W tle, nad budynkami, wznosi się wzgórze Akropolu. Bliżej, tuż u samego wyjścia z hotelu, piękny mural kobiety czytającej książkę. Jeden z wielu, na jakie się można natknąć, spacerując po greckiej stolicy. Wystarczyło mi parę minut spaceru po centrum Aten, by wiedzieć, że aparat muszę mieć zawsze pod ręką, nie ma sensu go nawet chować do plecaka. Street art rzuca się w oczy za każdym rogiem - czasem są to piękne, ogromne murale, a czasem nieprzypominające niczego konkretnego graffiti... Zawsze jednak mnóstwo tu kolorów :).
Pokhara - drugie największe miasto Nepalu - jest miejscem dość specyficznym, jeśli chodzi o turystykę. To idealna baza wypadowa w góry, szczególnie w rejon Annapurny, ale nie tak daleko stąd też do Manaslu czy Dhaulagiri. Z tego względu centrum Pokhary jest świetnie przygotowane dla międzynarodowych turystów (i wspinaczy) - moim zdaniem przebija pod tym względem o głowę nawet samo Katmandu. W miarę czyste ulice, mnóstwo sklepów (przyjmujących nawet płatności kartą), barów, hoteli o standardzie europejskim... Oczywiście, zdaję sobie sprawę z tego, że to turystyczne centrum jest kompletnie różne od prawdziwego Nepalu i przeciętny Nepalczyk nigdy w życiu nie będzie mógł sobie pozwolić na życie w takich warunkach. Jednak takie centrum Pokhary istnieje i jest pełne obcokrajowców. Tyle, że ci turyści, o ile nie wyjeżdżają już zaraz w góry, to mają w sumie niemały problem - co tu w tej Pokharze robić?
Kolejny rok z głowy - poniekąd wyjątkowy, bo w jego trakcie stuknęła mi trzydziestka. Różnicy nie czuję, postanowień noworocznych też nie robię, a jedyny koniec roku na jaki zawsze mocno czekam, to koniec roku urlopowego. Bo będę miała wtedy kolejne 25 dni do wykorzystania i będę mogła planować kolejne wyjazdy ;). A że gdzieś przy okazji zestarzeję się trochę...? Będzie kolejna okazja, żeby gdzieś wyjechać - poświętować ;). Dotarłam do tego momentu, gdy w sumie to lubię swoje życie. Mam pracę, która mnie interesuje i pozwala mi na regularne podróże, umowę na kilka lat wynajmu mieszkania, więc nie muszę się martwić przeprowadzką w najbliższym czasie, sporo bliskich ludzi rozsianych po świecie, więc zawsze mogę wpaść z wizytą, a i oni mnie często odwiedzają. Z kolei tych, którzy mieli negatywny wpływ na mój nastrój, już dawno powykreślałam z życia. I nagle po prostu jest dobrze. Jasne, że zawsze mogłoby być lepiej, ale po co narzekać? 2019 to był bardzo dobry rok, a 2020... wierzę, że będzie tylko lepszy. W końcu podobno jestem niepoprawną optymistką ;).