Nie ma zbyt wielu polskich rzeczy, za którymi bym tęskniła, jeśli chodzi o produkty żywnościowe. Jestem pewna, że większość rzeczy, które kupuję w polskich sklepach, mogłabym bez problemu znaleźć wśród szwedzkich produktów... gdybym tylko rozumiała, co jest napisane na ich opakowaniach :P. Chodzę do polskich sklepów z różnych powodów. Po pierwsze, bo jestem najzwyczajniej w świecie ciekawa ich asortymentu. Po drugie, bo się przyzwyczaiłam do niektórych produktów, lubię je i nie zamierzam przestać je jadać tylko dlatego, że mieszkam za granicą. Kolejny powód to, jak już wspomniałam, brak pojęcia o szwedzkich odpowiednikach. No i poza tym czasem polskie sklepy mają naprawdę dobre ceny :). Dodatkowo zawsze miło jest usłyszeć w Szwecji ekspedientkę mówiącą po polsku.
Obecnie najbliższym mi polskim sklepem jest Polenspecialisten na Herkulesgatan 26 (w pobliżu T-Centralen). Zajrzałam tam, bo byłam po prostu zainteresowana ich ofertą i kupiłam tylko kilka drobiazgów. Ceny są takie, jakich można się spodziewać po centrum Sztokholmu, ale uważam, że gdzie indziej za szwedzkie odpowiedniki zapłaciłabym więcej. Więc na ten przykład zapłaciłam - za proszek do pieczenia 5 koron (2,30 PLN), paczkę kostek rosołowych - 10 SEK (4,60 PLN), dżem wiśniowy - 14 SEK (6,40 PLN) i za moją ulubioną sałatkę warzywną - 13 SEK (6 PLN). Gdybym porównywała to do cen w Polsce, to tutaj oczywiście jest dużo drożej. Ale dajmy spokój, to w końcu Szwecja! Te ceny naprawdę nie są złe ;). Zwróciłam też uwagę na spory wybór polskich leków. Sklep jest otwarty od poniedziałku do piątku 10-18, w soboty 10-15 i niedziele 10-14.
Kolejny sklep, który poleciła mi koleżanka z... Iranu, znajduje się przy stacji metra Sätra (czerwona linia w kierunku Norsborg). Opowiadała mi, że kupiła tam wiele polskich produktów po tanich polskich cenach (chyba nigdy nie była w Polsce ;) ). Skoro wtedy mieszkałam zaledwie dwie stacje dalej, zdecydowałam się na dłuższy spacer i poszłam na Sätra. Sklep jest całkiem duży i ma naprawdę niezły wybór towarów. Biorąc pod uwagę, że znajduje się na przedmieściach, ceny są naprawdę w porządku. Za tę samą sałatkę, co uprzednio, tutaj zapłaciłam 10 SEK (4,60 PLN). Warka Radler (oczywiście poniżej 3,5% ;) ) kosztuje 14 SEK (6,40 PLN) + 1 korona kaucji, czekolada Wedla - 15 SEK (6,90 PLN), sos w proszku - 13 SEK (6 PLN), a paczka mrożonych pierogów z serem - 26 SEK (12 PLN). Za całość moich zakupów tam zapłaciłam 90 koron (tylko dwukrotnie więcej niż zapłaciłabym za te produkty w Warszawie, więc to chyba całkiem w porządku ;) ). Lubię tam też godziny otwarcia, bo można zdążyć na zakupy po pracy. Poniedziałek - piątek 9:30-19, sobota 10-17, niedziela 11-15.
Ale mieszkając na przedmieściach w sumie nie musiałam szukać polskich sklepów... bo w każdym sklepie mogłam znaleźć jakieś polskie produkty. Zaleta dzielnicy pełnej obcokrajowców. Powyższe zdjęcie zrobiłam w ICA Varberg - cała półka pełna polskich produktów: słodycze, dżemy, przyprawy, sosy, konserwy i wiele innych. Również w lodówkach można tam znaleźć polskie mleko, sery, mięso i mój ulubiony twaróg ("tylko" za 33 SEK - 15 PLN za kostkę). Ale wiele produktów jest tańszych niż ich szwedzkie odpowiedniki na sąsiednich półkach. Zdecydowanie robienie zakupów w supermarkecie jest wygodniejsze niż wybranie się specjalnie do polskiego sklepu, ale z drugiej strony - jest tam znacznie mniej polskich produktów :).
2 Komentarze
Cześć Gabi!
OdpowiedzUsuńWidzę, że Ty mnie znasz ;-) Ja dopiero Cię odkrywam.
Wiesz, ja początkowo chodziłam bardzo po polskich sklepach, ale tak przywykłam do szwedzkich produktów, że teraz bywam w takich sklepach rzadko. Regularnie raz w miesiącu po słoik ogórków kiszonych i kiszonej kapusty. No i po świeże wielkie pączki :-)
Uściski,
Monika H.
Hej :) Bardzo mi miło, że wpadłaś tutaj. Ja to się śmieję, że pewnie jeszcze długo bym nie wpadła na to, żeby rozglądać się za polskimi sklepami, gdyby nie moja druga połówka. Jak się słyszy w kółko marudzenie, że "ja chcę kabanosy, ja chcę pierogi z serem" i takie tam, to się w końcu dla świętego spokoju pójdzie ;)
OdpowiedzUsuń