Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że w Gams bei Hieflau - niewielkiej styryjskiej wiosce liczącej sobie ok. pół tysiąca mieszkańców - może być coś ciekawego do zobaczenia. Ale jakoś w marcu, gdy pogoda niezbyt pozwalała na wyjście w góry, padła propozycja, żeby odwiedzić znajdujący się w Gams wąwóz Nothklamm. Wtedy jednak było jeszcze przed sezonem i wejście było zabite deskami, mimo to Nothklamm utkwił mi w głowie i wiedziałam, że będę chciała tam wrócić późniejszą wiosną. A gdy potem przypadkowo odkryłam, że ten wąwóz, choć znajduje się w Styrii, to oferuje darmowy wstęp z Kartą Dolnej Austrii... Oczywistym było, że będzie podejście drugie ;).
Ale nawet w marcu, choć odbiliśmy się od wejścia do wąwozu, nie zrezygnowaliśmy ze spaceru po okolicy. Podjechaliśmy wyżej, na Hurst Strasse, skąd można było zobaczyć Nothklamm z góry - marzec miał tę zaletę, że drzewa były bez liści i nie zasłaniały całego widoku ;). Droga ta łączy się w pewnym punkcie z wyjściem z wąwozu i można już iść dalej wzdłuż rzeki - najpierw do jedynego w Styrii młyna kulowego, a potem do jaskini Kraushöhle. Oba te punkty poza sezonem były nieczynne, ale jaskinia chodzi mi po głowie jako atrakcja na lato... ;)
I dobrze, że w marcu poszliśmy dalej w górę rzeki, bo w czerwcu nie dało się tam podejść przez wąwóz, a nie sądzę, by chciało nam się jechać naokoło do góry, gdy można było zwiedzać już sam Nothklamm ;). Wąwóz nie jest długi - część biletowana liczy sobie zaledwie 700 m (całość, łącznie z odcinkiem, który pokonaliśmy w marcu, to kółko o długości ok. 3 km). Wiedząc, że nie zajmie nam to wiele czasu, na wizytę w Gams zdecydowaliśmy się w drodze z Hieflau do Wiednia w czerwcowe, piątkowe popołudnie. Już na wstępie czekała na mnie nieprzyjemna niespodzianka - wyjęłam aparat do robienia zdjęć, a ten przywitał mnie informacją o błędzie na wyświetlaczu... Szybko się zorientowałam, że mój Nikon nie zniósł najlepiej ulewy, która nas złapała poprzedniego dnia, więc z myślą, że zajmę się tym później, wrzuciłam aparat do plecaka i na zwiedzanie wąwozu wybrałam się z komórką ;).
Zdecydowanie było bardziej zielono niż w marcu, prawda? ;) Rzeka stworzyła sobie w skałach wapiennych wąwóz, którym płynie bez większych zmian wysokości. Ma to swoje plusy i minusy - trasa jest lekka i łatwa, niewiele tu schodów, a idzie się zazwyczaj po płaskim... Ale w efekcie nie ma też co liczyć na widowiskowe wodospady. Nothklamm to przede wszystkim możliwość spaceru w pięknych okolicznościach przyrody, bo co jak co - okolice Gams są naprawdę piękne :).
Niestety, obecnie niecały Nothklamm jest udostępniony odwiedzającym. W pewnym momencie doszliśmy do bramki z napisem stop, za którą trwają pracę nad drewnianymi podestami. Z tego, co czytałam w internecie, było to już konieczne, bo ludzie mocno narzekali na stan trasy. Dziś odcinek, którym przeszliśmy, wyglądał na wyremontowany i bezpieczny, ale najwidoczniej udało się póki co ogarnąć tylko część wąwozu. Dlatego też, dochodząc do bramki, trzeba się zatrzymać i wrócić tą samą trasą, nie ma możliwości dojścia do wyjścia i przejścia dalej do młyna kulowego.
I dobrze, że w marcu poszliśmy dalej w górę rzeki, bo w czerwcu nie dało się tam podejść przez wąwóz, a nie sądzę, by chciało nam się jechać naokoło do góry, gdy można było zwiedzać już sam Nothklamm ;). Wąwóz nie jest długi - część biletowana liczy sobie zaledwie 700 m (całość, łącznie z odcinkiem, który pokonaliśmy w marcu, to kółko o długości ok. 3 km). Wiedząc, że nie zajmie nam to wiele czasu, na wizytę w Gams zdecydowaliśmy się w drodze z Hieflau do Wiednia w czerwcowe, piątkowe popołudnie. Już na wstępie czekała na mnie nieprzyjemna niespodzianka - wyjęłam aparat do robienia zdjęć, a ten przywitał mnie informacją o błędzie na wyświetlaczu... Szybko się zorientowałam, że mój Nikon nie zniósł najlepiej ulewy, która nas złapała poprzedniego dnia, więc z myślą, że zajmę się tym później, wrzuciłam aparat do plecaka i na zwiedzanie wąwozu wybrałam się z komórką ;).
Zdecydowanie było bardziej zielono niż w marcu, prawda? ;) Rzeka stworzyła sobie w skałach wapiennych wąwóz, którym płynie bez większych zmian wysokości. Ma to swoje plusy i minusy - trasa jest lekka i łatwa, niewiele tu schodów, a idzie się zazwyczaj po płaskim... Ale w efekcie nie ma też co liczyć na widowiskowe wodospady. Nothklamm to przede wszystkim możliwość spaceru w pięknych okolicznościach przyrody, bo co jak co - okolice Gams są naprawdę piękne :).
Niestety, obecnie niecały Nothklamm jest udostępniony odwiedzającym. W pewnym momencie doszliśmy do bramki z napisem stop, za którą trwają pracę nad drewnianymi podestami. Z tego, co czytałam w internecie, było to już konieczne, bo ludzie mocno narzekali na stan trasy. Dziś odcinek, którym przeszliśmy, wyglądał na wyremontowany i bezpieczny, ale najwidoczniej udało się póki co ogarnąć tylko część wąwozu. Dlatego też, dochodząc do bramki, trzeba się zatrzymać i wrócić tą samą trasą, nie ma możliwości dojścia do wyjścia i przejścia dalej do młyna kulowego.
O ile jestem w stanie zrozumieć prace naprawcze - są one w końcu konieczne dla bezpieczeństwa odwiedzających - tak nie rozumiem utrzymania tu pełnej ceny biletu. Wstęp dla osoby dorosłej kosztuje 7,50 € - tyle samo, co do pobliskiego Wasserlochklamm, podczas gdy Nothklamm tamtemu nie dorasta do pięt. Gdyby nie to, że tutaj weszliśmy za darmo z NÖ-Card, poważnie zastanawiałabym się, czy warto. Kilkaset metrów to pół godziny spędzone w wąwozie - w wąwozie, w którym nawet nie znajdziemy jakichś spektakularnych widoków (choć, jak już wspomniałam, jest ładnie, w końcu to Austria ;) ). Zdecydowanie lepiej zainwestować te pieniądze w sąsiedni Wasserlochklamm, gdzie wodospady sięgają prawie 40 m, a człowiek nie może się przestać zachwycać ;).
Z darmowym wstępem było to jednak przyjemne urozmaicenie drogi do domu i cieszę się, że tu zajrzeliśmy :). A będąc już w tej okolicy, warto przy okazji zahaczyć o historyczne młyny w Gamsforst, położone 5,5 km na południowy wschód od wąwozu. W przeszłości funkcjonowały tutaj aż 22 młyny wodne, do dziś zachowały się 3 pochodzące z końca XIX wieku. Oczywiście współcześnie są one wyłączone z użytku, choć podobno w sezonie można umówić się na zwiedzanie, podczas którego uruchamia się młyn - my jednak oglądaliśmy wszystko od zewnątrz, ciche i niedziałające ;). Jest to jednak lokalna ciekawostka historyczna, a ja - jak wiadomo - lubię ciekawostki historyczne ;).
Z darmowym wstępem było to jednak przyjemne urozmaicenie drogi do domu i cieszę się, że tu zajrzeliśmy :). A będąc już w tej okolicy, warto przy okazji zahaczyć o historyczne młyny w Gamsforst, położone 5,5 km na południowy wschód od wąwozu. W przeszłości funkcjonowały tutaj aż 22 młyny wodne, do dziś zachowały się 3 pochodzące z końca XIX wieku. Oczywiście współcześnie są one wyłączone z użytku, choć podobno w sezonie można umówić się na zwiedzanie, podczas którego uruchamia się młyn - my jednak oglądaliśmy wszystko od zewnątrz, ciche i niedziałające ;). Jest to jednak lokalna ciekawostka historyczna, a ja - jak wiadomo - lubię ciekawostki historyczne ;).
0 Komentarze