Advertisement

Main Ad

Niederösterreich-Card, czyli Karta Dolnej Austrii

O Karcie Dolnej Austrii usłyszałam po raz pierwszy, gdy mieszkałam już prawie rok w Wiedniu. Ktoś w pracy mi ją zachwalał, bo przecież Gabi, ciebie ciągle gdzieś nosi, a mówiłaś, że Austrię też byś chciała zwiedzać, no to wiesz, z tą kartą jest taniej. Do tego taka karta jest ważna od kwietnia do końca marca, a ja się przeprowadziłam ze Szwecji do Austrii na przełomie marca i kwietnia, więc ten prawie rok mieszkania w Wiedniu zgrywał mi się akurat idealnie z okresem obowiązywania nowej karty. Zaczęłam czytać, co i jak, i szybko wyszło mi na to, że jeśli się w ciągu roku dużo zwiedza, to dużo można zaoszczędzić. A ja lubię dużo zwiedzać ;). 
Ale może od początku, o co tu w ogóle chodzi? Generalnie rzecz ujmując, Niederösterreich-Card to karta, za którą płacimy raz (63€ za osobę dorosłą), a potem w okresie pomiędzy 1 kwietnia bieżącego roku a 31 marca roku następnego mamy darmowy wstęp do ponad 300 atrakcji na terenie głównie Dolnej Austrii i Wiednia. Do tego istnieje też opcja zakupu tej karty w listopadzie/grudniu i wtedy jest ona ważna 15 miesięcy, a nie 12, ot, taki bonus. Może się skuszę na to pod koniec roku, bo obecnie nie zdecydowałam się na przedłużenie karty od 1 kwietnia (choć przedłużenie jest tańsze, kosztuje tylko 58€). Dlaczego? O tym trochę później ;).
Jako że miejsc do zobaczenia z kartą jest ponad 300, nie będę ich tutaj wymieniać, bo trochę mijałoby się to z celem - zwłaszcza, że pełną listę znajdziecie na stronie Niederösterreich-Card. Atrakcje są tam ułożone albo pod kątem lokalizacji, albo tematycznie:
- Zamki i pałace (Burgen und Schlösser)
- Parki rozrywki i rezerwaty przyrody (Erlebniswelten und Naturparks)
- Kolejki lokalne (Lokalbahn)
- Muzea i wystawy (Museen und Ausstellungen)
- Rejsy statkiem (Schifffahrt)
- Sport i czas wolny (Sport und Freizeit)
- Klasztory, opactwa (Stifte)
- Kolejki górskie (Bergbahnen).
Czyli wybór jest i to dość spory. I nawet jak kupujemy kartę przed kwietniem i zapoznajemy się z listą atrakcji, warto ją potem przejrzeć jeszcze raz. Bo choć większość miejsc na liście pozostaje niezmieniona, niektóre jednak znikają, w zamian pojawiają się nowe. Sama się na tym przejechałam w ubiegłym roku, bo gdy kupowałam kartę, najbardziej się cieszyłam na wizytę w siedzibie ONZ w Wiedniu... którą akurat usunęli z listy :(
Zatem kupiłam tę kartę w marcu ubiegłego roku i tak w okresie od kwietnia do września korzystałam z niej średnio raz w miesiącu. Wyskoczyłam do położonego tuż obok Klosterneuburga, z odwiedzającymi mnie rodzicami zajrzałam do Biblioteki Narodowej czy odwiedziłam kuszące mnie od dawna Carnuntum. Ale to było lato, sezon na ciekawsze wyjazdy niż krótkie wypady za miasto, a poza tym... nawet ja, która uwielbia zamki i świątynie, wolę je zwiedzać poza sezonem. Nie dość, że jest wtedy znacznie mniej turystów, to jeszcze mam milion lepszych pomysłów na to, jak wykorzystać piękną pogodę. Czasem sobie pomyślałam, że pojechałabym gdzieś bardziej w naturę skorzystać z tej karty, ale wszystkie interesujące mnie cele były tragicznie skomunikowane transportem publicznym. Pociąg + autobus + autobus, kilka godzin jazdy i ponad 20€ w jedną stronę, żeby sobie pospacerować po parku? Podziękuję... Więc w pewnym momencie odłożyłam kartę na półkę i w sumie to nawet zapomniałam, że ją mam.
Przypomniałam sobie o niej jakoś na początku lutego. Hej, kupiłam kartę za ponad 60€, korzystałam z niej może na równowartość jakichś 30€, więc fajnie by było, gdyby się chociaż zwróciło, prawda? Weszłam zatem znowu na stronę, tym razem zainteresowana atrakcjami w budynkach, tymi wszystkimi zamkami, które w lecie wolałam odpuścić. No i niespodzianka... Właściwie wszystko, co mi wpadło w oko, było dostępne tylko w sezonie. Wchodziłam w atrakcję po atrakcji, by przeczytać zamknięte, zapraszamy w kwietniu / maju / czerwcu... No super, ale moja karta jest ważna do marca i fajnie by było z niej skorzystać jednak przed tym kwietniem. Z braku laku zaczęłam chodzić po wiedeńskich muzeach - tych przy Bibliotece Narodowej (no nawet ciekawe, ale szału nie ma), transportu (sztokholmski odpowiednik był fajniejszy) czy w piwnicach Schlumbergera (to już spoko, częstowali winem w cenie biletu). Wynalazłam dwa miejsca łatwo dostępne z Wiednia, które faktycznie bardzo mi się spodobały, a których bym pewnie nie odwiedziła (ba, nawet bym o nich nie usłyszała) bez tej karty: Besucherwelt na lotnisku oraz szklany zamek w Weigelsdorfie. Na luty nie miałam żadnych planów wyjazdowych, na drugą połowę marca też nie, więc rozpisałam sobie ładnie wszystko to, co chciałam zwiedzić w ramach karty. Znalazłam miejsca, które miały zacząć sezon z końcem marca i już nawet zaplanowałam dokładnie, jak je pozwiedzać w ostatni weekend ważności mojej karty. Szybko się okazało, że cały marzec mam wolny, bo wszystkie plany wyjazdowe poszły się gonić. Niestety, równie szybko się okazało, że austriackie atrakcje turystyczne są zamknięte i to by było na tyle z mojego wykorzystywania karty w ostatnim miesiącu ;).
Łącznie wyszło mi na to, że skorzystałam z atrakcji za ok. 130€, czyli podwójna wartość kwoty, jaką wydałam na samą kartę. Muszę jednak przyznać, że parę odwiedzonych przeze mnie miejsc nie wywarło na mnie specjalnego wrażenia i gdybym musiała za wstęp do nich płacić oddzielnie, pewnie nigdy bym się na to nie zdecydowała. W gruncie rzeczy pewnie nawet nie wyszłabym na plus, gdybym w lutym nie zrobiła sobie intensywnego zwiedzania pod kątem zobaczyć jak najwięcej, skoro już zapłaciłam... A nie jest to mój ulubiony sposób zwiedzania ;).
Zatem nie zdecydowałam się na przedłużenie karty i złożyło się na to kilka czynników:
- Niedopasowanie do mojego trybu zwiedzania - miejsca dostępne za darmo z kartą nie są otwarte w miesiącach, gdy mam czas i ochotę na zwiedzanie ich. Generalnie karty tego typu to coś, z czego korzystam poza sezonem.
- Dojazd - w samym Wiedniu zwiedziłam już wszystko, co mnie interesuje w ramach pakietu, czyli zwiedzanie teraz musiałoby się opierać na wyjazdach poza miasto. Do wielu miejsc (z tych, które chciałabym odwiedzić) nie ma bezpośredniego dojazdu z Wiednia, a transport łączony jest czasochłonny i drogi. Co z tego, że zaoszczędzę 5€ za wstęp do parku, jeśli wydam 40€ za dotarcie do niego i powrót?
- Brak zmian w wiedeńskiej ofercie - jak już wspomniałam, w ubiegłym sezonie odwiedziłam wszystko, co mnie ciekawiło w ramach oferty w austriackiej stolicy. Jak patrzę na nowy sezon, nie doszło nic nowego, więc w sumie cokolwiek bym poszła zwiedzać w Wiedniu, to i tak musiałabym normalnie płacić za bilet.
- Obecna sytuacja z koronawirusem. Wystarczy mi, że mam wiele innych kart rocznych, z których nie korzystam już od miesiąca i nie wiem, ile jeszcze będą leżały bezużyteczne. Transport publiczny w Wiedniu, koleje państwowe... A turystyka będzie ostatnim, co będzie wracało do życia, więc może się okazać, że wszystkie te atrakcje otworzą się dopiero na jesieni, a dla niektórych to już wtedy będzie po sezonie. Dopóki wszystko nie stanie na nogi, karta będzie bezużyteczna... a ja mam póki co lepsze pomysły na wydawanie moich pieniędzy niż na wejściówki do zamkniętych miejsc ;).
Ale nie chcę, byście z mojego wpisu wywnioskowali, że nie warto kupować Niederösterreich-Card. Warto (no, może nie teraz, ale tak ogólnie ;) ), naprawdę, tylko musicie się upewnić, że pasują Wam znajdujące się na liście atrakcje. Np. z kartą można wejść do wielu basenów i spa, miejsc, które ja omijam szerokim łukiem, ale na pewno znajdą się dziesiątki chętnych biegnących na wyścigi do wody ;). Jest milion razy łatwiej, jeśli macie samochód, bo nagle się okazuje, że do wybranego miejsca oddalonego 40 km od Wiednia da się dojechać w pół godziny, a nie w cztery, z trzema przesiadkami. Serio, wiele razy słyszałam, jak moi koledzy z pracy się ekscytowali jakimiś miejscami, które odwiedzili dzięki tej karcie, a ja potem sprawdzałam, jak tam dojechać bez samochodu i tylko wzruszałam ramionami - to nie dla mnie... Do tego jest też trochę atrakcji dla dzieci, więc na pewno da się tu zaplanować sporo wyjazdów rodzinnych. Zatem naprawdę rozumiem zwolenników i miłośników Niederösterreich-Card i życzę im dalszego eksplorowania Dolnej Austrii z darmowymi wstępami. Ja wracam (tzn. jak mi znowu otworzą atrakcje turystyczne, ma się rozumieć) do zwiedzania tego, co mnie faktycznie interesuje, i przeżyję, gdy od czasu do czasu przyjdzie mi zapłacić parę euro za wstęp :).

Prześlij komentarz

0 Komentarze