Kiedy skończyła mi się kwarantanna po powrocie z Polski, miałam ogromną potrzebę wyjścia z domu. W Wiedniu było jednak zimno, mokro i bezśnieżnie, więc planowałam wyskoczyć za miasto - skoro mam już marznąć, to chcę się choć trochę nacieszyć śniegiem. I wtedy koleżanka zaproponowała krótki wypad w okolice Stuhlecku - jedno z najbliższych Wiednia miejsc dla szukających zimy. W końcu sama dwa lata temu podjechałam do Spital am Semmering, by pospacerować w śnieżnych zaspach. Teraz też zatrzymaliśmy się w tej miejscowości, maszerowaliśmy jednak w nieco innym kierunku :). Było ładnie i biało, ale na szczęście mniej śniegu, niż to co pamiętałam z mojej ostatniej wizyty tutaj - wtedy Spital am Semmering zasypało tak, że musiałam chodzić ulicą, bo nic innego nie było odśnieżone...
Zell am See - miasteczko w regionie Salzburga, liczące sobie niespełna 10.000 mieszkańców. I, co istotne, położone jakieś 150 km na wschód od Innsbrucka i 400 km na zachód od Wiednia, więc akurat nadawało się na postój w takiej podróży. Fakt, że jadąc przez Niemcy można by skrócić drogę i ominąć Zell am See, no ale hej, lepiej przecież trochę zmienić trasę i zobaczyć coś fajnego po drodze, prawda? ;) No i właśnie tak zrobiliśmy, decydując się zatrzymać w Zell am See na jakieś dwie godziny - akurat, by rozprostować nogi podczas spaceru i zjeść jakiś lunch.
Jeszcze zanim Austria przywróciła lockdown, zamykając m.in. wszystkie muzea, udało mi się trochę w Wiedniu pozwiedzać. Jednym z tych odwiedzonych przeze mnie miejsc był Haus der Geschichte Österreich, czyli na nasze Dom Historii Austrii. Lubię muzea, lubię historię, Austrię w sumie też lubię, bo przecież zdecydowałam się tu przeprowadzić... ;) Podjechałam więc do Hofburga i podeszłam na Heldenplatz, do budynku Austriackiej Biblioteki Narodowej, w której mieści się także i wspomniane muzeum.

Niezmiennie od lat uwielbiam Wrocław, a do tego jestem taką szczęściarą, że mam tam rodzinę, przyjaciół i znajomych, więc zawsze jest okazja, by tam wpaść ;). Trzeba jednak przyznać, że odkąd zamieniłam Sztokholm na Wiedeń, Wrocław był mi niezbyt po drodze. Ze Sztokholmu miałam bezpośrednie tanie loty, z Wiednia są niby busy i pociągi, ale ło panie, jak to dłuuuugo jedzie - a niby tak blisko ;). I tak ze zdziwieniem odkryłam, że teraz w grudniu przyjechałam do Wrocławia po raz pierwszy po czterech latach przerwy. I przyjechałam do miasta, w którym prawie wszystko było pozamykane (poza wszechobecnymi Żabkami ;) ), jarmark świąteczny odwołano, a na dwór nie wypadało wyjść bez maseczki... Głupie czasy, cóż poradzić.