Advertisement

Main Ad

Tallin poza starówką

Estonia Tallin zwiedzanie
Gdy pada hasło Tallin, większości natychmiast przychodzi do głowy historyczna starówka estońskiej stolicy. Wpisana na listę UNESCO, przyciągająca tłumy turystów i skupiająca na swoim obszarze główne zabytki miasta. Ale Tallin to nie tylko stare miasto, to również liczne atrakcje rozsiane nieco dalej, w tym pełna murali, hipsterska dzielnica Telliskivi, o której już pisałam. Dziś zabiorę Was na spacer po Tallinie nieco oddalonym od centrum, skupimy się głównie na wybrzeżu Zatoki Tallińskiej - wszystko w zasięgu pieszego spaceru, choć trochę kilometrów tak się zrobi... ;).
Zacznijmy więc od zachodu i kierujmy się na wschód. Punktem początkowym niech będzie port Noblessner. To dawna dzielnica przemysłowa, którą w 2013 roku postanowiono przekształcić w miejsce rekreacyjno-kulturalne - i wyszło im to chyba całkiem nieźle. W Noblessner znajdziemy nadmorską promenadę, biegnącą wśród drewnianych budek (niestety, w sierpniu, czyli w Estonii już po sezonie ;) były pozamykane) z jedzeniem i napojami czy wypożyczalni sprzętu. Do tego galeria sztuki, browar, restauracje i kawiarnie... Wszystko zadbane, urządzone w nowoczesnym stylu. Aż żałowałam, że było tu tak pusto - jak fajnie to wszystko musi wyglądać, gdy marina tętni życiem. Podobno w zimie stoi tu wielka choinka i organizowane są różne eventy świąteczne.
Tuż obok mariny znajdziemy jedno z najpopularniejszych tallińskich muzeów: Lennusadam - muzeum morskie. W 1917 roku zbudowano tu hangar dla wodnosamolotów, używany na przestrzeni lat przez wojska estońskie, niemieckie oraz sowieckie. Na początku XXI wieku podjęto decyzję, że dawny hangar nadawałby się na halę muzealną i w 2012 roku utworzono tu oddział Estońskiego Muzeum Morskiego. Oczywiście zamkniętego w poniedziałki, kiedy akurat spacerowałam po tej okolicy... W pozostałe dni muzeum jest czynne od 10 do 18, a bilet wstępu dla osoby dorosłej kosztuje 15 €.
Oczywiście można zapytać, po co w ogóle tu przyszłam, skoro wiedziałam, że muzeum i tak będzie zamknięte? Tak, zdawałam sobie z tego sprawę, ale wiedziałam też, że nie wszystkie obiekty są zamknięte w dawnym hangarze - nie da się tak przecież pozamykać wszystkich statków! Więc choć nie mogłam zajrzeć nigdzie na pokład, mogłam pospacerować wzdłuż zacumowanych w porcie statków i poczytać informacje i ciekawostki umieszczone na tablicach przed nimi. Jednym z największych skarbów Lennusadam jest lodołamacz Suur Tõll - zbudowany w 1914 roku i pływający aż do 1985 roku. To obecnie największy świetnie zachowany przedwojenny lodołamacz na świecie.
Idźmy zatem dalej wzdłuż wybrzeża, znów dochodząc do wysokości starego miasta. Tutaj znajduje się Linnahall, dawna hala widowiskowo-sportowa. Ukończona została w 1980 roku na letnie igrzyska olimpijskie w ZSRS, które odbywały się w Moskwie, ale stolicy tak jakoś brakowało dostępu do morza... Zatem żeglarską część zorganizowano właśnie w Tallinie. I jak to z olimpijskimi obiektami bywa, hala była potem czasami używana do wydarzeń sportowych, ale z czasem zaczęła popadać w ruinę. W XXI wieku było to przez jakiś czas miejsce koncertów, w Linnahall grali m.in. Scorpions, Celine Dion czy Bonnie Tyler, ale w końcu i takie wydarzenia przeniosły się gdzie indziej. Przed pandemią padały hasła renowacji Linnahall, ale póki co jest jak jest. Czyli mamy płaski, sięgający morza teren, z lądowiskiem dla helikopterów, mini-portem... i mnóstwem miejscówek, żeby sobie usiąść z piwem, odetchnąć od ludzi i patrzeć się w fale... ;)
Kawałek za halą widoczne są ogromne statki, choć nieco nowocześniejsze niż w Lennusadam ;). To z tej strony powitacie Tallin, jeśli przypłyniecie tu promem z Helsinek czy Petersburga. Wzdłuż portu ciągnie się promenada i w ciepły, letni dzień (z całej Estonii tylko Tallin współpracował ze mną pogodowo...) to idealne miejsce na spacery. Po około dwudziestu minutach marszu dotarłam pod słynny pomnik Rusałki, czyli rosyjskiego statku wojennego, który zatonął w 1893 roku. Ta przedstawiająca anioła z krzyżem statua została tu postawiona w dziewiątą rocznicę tragedii.
To był ten moment, gdy można było oddalić się od morza i przejść do znajdującego się po drugiej stronie ulicy ogromnego parku. Jego najbardziej na wschód wysunięta część to niewielki ogród japoński - prace nad nim rozpoczęto w 2011 roku pod okiem znanego japońskiego architekta krajobrazu, Masao Sone. Oczka wodne, kamienne mostki i roślinność... oryginalnie miała też być tylko japońska, ale szybko się okazało, że estoński klimat znacząco różni się od tego azjatyckiego i część roślin trzeba było podmienić na coś bardziej lokalnego ;).
Dłuższy spacer po parku i dotarłam do miejsca, które było moim głównym celem tego dnia - nawet jeśli wiedziałam, że do środka nie wejdę, bo znów zamknięte (tym razem przez święto państwowe)... Park wyglądał tu zdecydowanie bardziej elegancko, wszystko było uporządkowane, a wokół kręciło się zaskakująco dużo policji. No i w końcu fontanny, niewielkie, ale ładne ogrody, a nad tym wszystkim pałac Kadriorg.
To barokowa perełka zbudowana w pierwszej połowie XVIII wieku na rozkaz Piotra I, po tym jak Rosji udało się podbić te tereny. Po śmierci cara nieukończona rezydencja nie cieszyła się jednak zbytnią popularnością - przecież w tym samym czasie kawałek dalej rozkwitało również z rozkazu Piotra jego własne miasto: Petersburg. Przez większość czasu budynek był siedzibą guberni estońskiej, a w latach 1828-30 przeszedł gruntowną renowację. W środku znajduje się galeria sztuki, czyli nie do końca moje klimaty, ale ciekawiła mnie sama architektura i wystrój wnętrz, bo niektóre znalezione w internecie zdjęcia naprawdę zachwycają.
Szybko też zorientowałam się, skąd tyle policji wszędzie dookoła... Tuż obok Kadriorgu znajduje się kancelaria prezydenta Estonii, a że akurat było święto państwowe, to prezydent urządził jakąś imprezkę ;). Wokół było pełno elegancko ubranych ludzi, grała muzyka, a wszystko wokół obstawiały służby pilnujące, by żaden turysta nie podszedł zbyt blisko. Pospacerowałam więc po tej części parku, gdzie wciąż można było wejść - wypatrzyłam też parę innych muzeów, choć wszystkie były pozamykane. Dawny dom Piotra Wielkiego, galeria sztuki KUMU czy muzeum Johannesa Mikkela - zwłaszcza fani sztuki w pałacu i parku przypałacowym mogliby spędzić cały dzień.
Z Kadriorgu zebrałam się powoli z powrotem w stronę historycznego centrum Tallina. Byłam już pewna, że estońska stolica to nie tylko starówka UNESCO, ale też sporo pięknych miejsc nieco od niej oddalonych. A przecież do niektórych z nich nawet nie dotarłam, jak chociażby do zoo czy tallińskiego skansenu, który podobno jest naprawdę fajny :). Z mniejszych ciekawostek wypatrzyłam za to genialne rozwiązanie - niewielką, przeszkloną altankę pełną książek i z miejscem, by sobie posiedzieć i poczytać. Za darmo, w spokoju, wśród drzew... Estonio, robisz to dobrze ;)

Prześlij komentarz

0 Komentarze