Naprawdę lubię sztukę uliczną, kolorowe murale i ciekawe instalacje, więc wiedziałam, że moje zwiedzanie Tallina nie ograniczy się tylko do historycznego centrum. Telliskivi Creative City, czyli Kreatywne Miasto Telliskivi to część estońskiej stolicy położona na terenie dawnego kompleksu przemysłowego. Dziś mają tu swoje siedziby różne start-upy, organizacje pozarządowe, restauracje i sklepy - a wszystko w klimatach, które można określić tak modnym dziś przymiotnikiem: hipsterskich ;).
Telliskivi słynie z przepięknych murali - większość z nich została uzgodniona z artystami i namalowana legalnie, choć wystarczy zejść z głównych uliczek, by wypatrzeć i zrobione na szybko i nie do końca legalnie graffiti ;). Jeśli ktoś lubi słuchać o historii sztuki ulicznej, organizowane są tutaj dwugodzinne spacery z przewodnikiem za 12 € (sprawdź tutaj), podczas których można mieć pewność, że nie przegapi się żadnego ciekawszego muralu. Mnie takie zwiedzanie nie interesuje - dużo większą frajdę sprawiało mi błądzenie po Telliskivi i co rusz odkrywanie czegoś nowego na kolejnej ścianie :).
Z niemałym zdziwieniem odkryłam też, że w Telliskivi znajduje się Fotografiska - estoński oddział słynnego sztokholmskiego muzeum fotograficznego. Do środka nie wchodziłam, w samej Szwecji byłam raz i mi w zupełności wystarczy (nudzą mnie takie rzeczy), ale jeśli lubicie wystawy zdjęć, Fotografiska to punkt obowiązkowy podczas wizyty w mieście. Obecnie (lato 2021) bilet normalny kosztuje tu 15 €, a ulgowy - w zależności od ulgi - 8 lub 12 €.
Tuż za muzeum Fotografiska ciągnie się długi mur pełen murali - koniecznie trzeba tam zajrzeć! To najróżniejszy street art - od bardzo abstrakcyjnego, po naprawdę piękne i realistyczne obrazy. Większość tych murali powstała już kilka lat temu (te, które znalazłam opisane w internecie, miały daty w stylu 2014, 2017 czy 2019), wciąż jednak są pełne żywych kolorów, a nikt ich nie niszczy i nie zamalowuje. Swoją drogą, chyba lubią tu koty ;)
Najbardziej żałowałam, że do Telliskivi trafiłam już po obiedzie i kompletnie nie miałam ochoty, by coś zjeść. Bo wybór naprawdę kusił! I nie mam tu na myśli tylko mniej lub bardziej hipsterskich restauracji, ale tuż obok znajduje się spory plac z różnymi foodtruckami i budkami z jedzeniem w rozsądnych cenach (i nie są to tylko fast foody). No i szkoda, że w lecie miałam postanowienie o niepiciu alkoholu, bo bardzo mnie zaintrygowało Nudist Winery... ;)
Przy Telliskivi znajdują się spore parkingi (konieczne nie tylko ze względu na miejsca pracy, ale też na sąsiedztwo dworca centralnego w Tallinie), choć odnośnie kosztów parkowania wypowiadać się nie będę, bo się nie orientowałam - ja po Estonii poruszałam się transportem publicznym. Na parkingi jednak warto zajrzeć ze względu na nieco mniej artystyczną sztukę uliczną - trafimy tu na te mniej legalne graffiti, które często są tylko nabazgranymi podpisami, ale czasem i tu można trafić na perełki.
Nie wszystkie murale są takie piękne, szczegółowe i kolorowe. W Telliskivi znajdziemy też sporo prostych graffiti, które mimo wszystko też działają na wyobraźnię odbiorcy. Co powiecie na to, że w przyszłości wszyscy będziemy nagrywani 24/7? ;)
Na koniec jeszcze mural, który wypatrzyłam dalej od Telliskivi, w drodze na talliński dworzec autobusowy. Mural autorstwa Edgara Tedresaara powstał w 2019 roku i przedstawia mężczyznę z wozem ciągniętym przez konia na polu. Według autora obraz miał stanowić kontrast z dużo szybszymi wozami, którymi dziś mkną przez ulice Tallina Estończycy, to zestawienie przeszłości i teraźniejszości.
Zatem jak wam się podoba tallińska sztuka uliczna? Ja wróciłam do Wiednia kompletnie w niej zakochana! :)
0 Komentarze