Advertisement

Main Ad

Warna na spokojnie

Bułgaria Warna
Przylot do Burgas, wylot z Warny - taki był plan na długi wrześniowy weekend. Nie myślałam o tym, jak dokładnie rozłożę czas między dwoma miastami, dopóki nie dostałam wiadomości od przyjaciółki. Zabukowała wraz z siostrą tygodniowy wypad do Złotych Piasków, skąd do Warny jest tylko rzut beretem - i miały tam być w tym samym czasie, co ja. Zatem plan się wyklarował natychmiast - pierwszy dzień w Burgas, a następnego ranka na dwa dni do Warny! Raczej bez intensywnego zwiedzania, więcej spacerów, morza, rozmów, drinków... Za dnia było wciąż cudownie ciepło, choć ranki i wieczory dawały nam odczuć, że to już wrzesień. Cały dzień spędziłam z dziewczynami, które na noc wróciły do Złotych Piasków, a kolejne pół dnia jeszcze spokojnie łaziłam po Warnie, zanim po południu przyszło mi się zbierać na samolot. I z jednej strony mam poczucie, że nie widziałam wszystkiego, a z drugiej - i co z tego, skoro było świetnie? ;)
Warna to trzecie największe miasto Bułgarii, położone nad Morzem Czarnym. Przez długi czas moim jedynym skojarzeniem z Warną była bitwa z 1444 roku, w której zginął nasz król Władysław III. W mieście znajduje się nawet jego mauzoleum (choć ciała króla nigdy nie odnaleziono i budynek to bardziej symboliczne muzeum), ale położone daleko od centrum - do tego według internetowych informacji było zamknięte podczas mojej wizyty, więc nie zapuszczałam się w te rejony. Całkiem spory odcinek przespacerowałam jednak bulwarem Władysława Warneńczyka, przy którym znajduje się m.in. dworzec autobusowy.
Na szczęście autobus z Burgas zatrzymywał się w kilku miejscach, zanim dotarł do dworca w Warnie, więc skorzystałam z okazji i wysiadłam bliżej centrum. Niemal natychmiast rzuciły mi się w oczy złote kopuły Soboru Zaśnięcia Matki Bożej, czyli warneńskiej katedry. Kamień węgielny pod świątynię położono w sierpniu 1880 roku, a już w sześć lat później nastąpiło jej oficjalne otwarcie. Większość wystroju wnętrza pochodzi z przełomu XIX i XX wieku. Jak to w prawosławnych cerkwiach bywa - ściany są pięknie zdobione malowidłami, wszystko jest delikatnie przeplatane złoceniami, a największą uwagę przykuwa ikonostas autorstwa Ivana Filipova.
To właśnie pod katedrą spotkałam moje dziewczyny, które do Warny dotarły trochę wcześniej niż ja. Zdążyły już w międzyczasie odwiedzić informację turystyczną i zorganizować mapki, więc przynajmniej to miałam z głowy, choć i tak warto zajrzeć do niewielkiego parku miejskiego za informacją - znajdują się tam Teatr Bachvarova oraz Opera Warneńska. Centrum miasta to obszar od północy oddzielony ulicą Marii Luizy, a od południa torami kolejowymi i samym wybrzeżem. W większości są to nowoczesne uliczki, otoczone sklepami i restauracjami - Warna nie przyciąga wzroku zabytkową zabudową.
Nie znaczy to jednak, że nie ma tu czego oglądać z punktu widzenia miłośników historii ;). Chyba najciekawsze są rzymskie łaźnie... bo był taki okres, że Warna - znana jeszcze wtedy jako Odessus - należała do Cesarstwa Rzymskiego. Zbudowane pod koniec II / na początku III w. n.e. zajmowały obszar ponad 7.000 m2 - to największe odkryte rzymskie łaźnie na Bałkanach i jedne z największych w Europie! Wstęp tutaj kosztował 5 lewów (niecałe 12 zł) i naprawdę warto tu zajrzeć - wszystko dobrze opisane zarówno po bułgarsku, jak i angielsku. Trzeba tylko ostrożnie przechodzić między ruinami, bo Bułgarzy często nie pofatygowali się, by jakoś odgrodzić dziury czy różne poziomy i w sumie łatwo byłoby gdzieś wpaść ;).
Łaźnie zaczęły podupadać ok. 280 roku - kamienie i różne elementy architektury były powoli zabierane i wykorzystywane w nowo powstałych budynkach. Jedną z takich budowli były nowe łaźnie rzymskie, powstałe kawałek dalej na przełomie IV i V wieku. Tę część ruin mogłam niestety oglądać tylko zza ogrodzenia, bo było już zamknięte. Na pierwszy rzut oka były one znacznie mniejsze, ale pozostałe fundamenty wyglądały na trochę lepiej zachowane. Szkoda, że nie dało się zajrzeć bliżej niż tylko przez płot, bo jeśli chodzi o przygotowanie ruin do zwiedzania, Warna spisała się tu znacznie lepiej niż niektóre greckie czy rzymskie miasta, które miałam okazję odwiedzić.
Była katedra, były ruiny, co jeszcze Gabi lubi? Więcej kościołów! ;) A jeden szczególnie rzucił mi się w oczy, gdy spacerowałam po centrum. Fakt, że właśnie zbierali się w nim ludzie na nabożeństwo, więc już nie zwiedzałam go swobodnie, ale do środka zajrzeć się udało. To cerkiew św. Mikołaja, powstała w 1865 roku. Jako że św. Mikołaj to też patron żeglarzy, a Warna od wieków była miastem portowym, więc cerkiew nazywano po prostu kościołem morskim, a jej wnętrze - poza, naturalnie, wizerunkiem świętego - zdobią też różne morskie symbole, jak np. kotwice.
Kiedy przyszła pora coś zjeść, zaczęły się poszukiwania odpowiedniego miejsca. Już w Burgas zauważyłam, że w Bułgarii łatwiej o wszelakie fast foody niż coś dobrego lokalnego, ale przecież nie można się poddawać ;). W końcu nasz wybór padł na restaurację Staria Chinar (Стария чинар), która proponowała bułgarską kuchnię i dania z grilla... Przynajmniej w menu, bo generalnie to się okazało, że grilla to nie rozpalili i mogą zaproponować tylko jakąś część zawartych w menu potraw... Było ok, ale nie powiem, żeby na tyle wyjątkowe, by koniecznie tam jeść. Ale mieli tam przepyszne wino malinowe, więc jedzenie jedzeniem, ale pić to tam zdecydowanie było warto ;). Zresztą, skoro pobyt w Warnie był bardziej towarzyski niż turystyczny, to przecież i drinki na plaży musiały być... ;)
A co do samej plaży - Warna generalnie nie kojarzy się jako kurort nadmorski. Trudno, żeby tak było, jak tuż obok ciągną się słynne Złote Piaski. Gdy do tego dodamy wrześniowy, posezonowy spokój wyjdą tu takie plaże, jakie najbardziej lubię. Piaszczyste, bez tłumów turystów, z okolicznymi barami serwującymi cuba libre - że o najlepszym towarzystwie nie wspomnę ;). Mimo września załapałyśmy się nawet na jakiś wieczór z muzyką na żywo w którejś z nadmorskich restauracji.
Plażę i resztę wybrzeża od bardziej zurbanizowanej części miasta oddziela szeroki pas zieleni, zwany Ogrodem Morskim (Морска градина) - największy park miejski Warny. Pierwszy niewielki ogród utworzono tu w połowie XIX wieku - wtedy te obszary znajdowały się poza murami miejskimi. W 1881 roku przeznaczono trochę pieniędzy na powiększenie parku. Jednym z architektów krajobrazu (choć wtedy zapewne zawód ten nazywał się kompletnie inaczej ;) ) odpowiedzialnych za Ogród Morski był Czech Anton Novak, który sprowadził do Warny wiele egzotycznych roślin.
Na terenie parku znajduje się sporo głównych atrakcji turystycznych Warny. Znajdziemy tu akwarium, planetarium, Muzeum Wojenno-Morskie, Muzeum Przyrodnicze, zoo... No i chyba największą atrakcję - delfinarium. Nie popieram takich rozrywek, więc do środka nie wchodziłam, ale nawet poza sezonem odbywały się tam ze trzy pokazy dziennie. Spacerując, minęłam też stylizowaną na starożytną restaurację Villa Roma, która jednak wyglądała na zamkniętą (a internet dodaje, że to miejsce słynie jedynie z wysokich cen ;) ).
Mój drugi dzień w Warnie tak naprawdę skupił się głównie na spacerze po Ogrodzie Morskim i centrum miasta. Mauzoleum Władysława Warneńczyka, które mnie zainteresowało, było zamknięte, delfinarium mnie nie ciągnęło, więc nie czułam już potrzeby zobaczenia czegoś więcej w mieście. Do tego pogoda była na tyle piękna, że zdecydowanie wolałam spacer od atrakcji typu Muzeum Przyrodnicze czy Etnograficzne ;).
Z centrum Warny na lotnisko regularnie kursuje autobus 409. Bilety można kupić w automatach zarówno na przystankach, jak i w autobusie, choć przyznam, że te nie są zbyt intuicyjne - na szczęście pomógł mi jakiś młody Bułgar, znający angielski. Lotnisko w Warnie przywitało mnie kolorami i nawiązującą do plaży otoczką - aż się nie chciało wyjeżdżać! Zwłaszcza, że okazało się, że nawet po odprawie online trzeba było iść do check-inu, pokazać paszport covidowy - a check-in otworzyli bardzo późno i przez godzinę tam stałam bez sensu ;)
Nie powiem, że Warna to miejsce koniecznie warte odwiedzenia podczas pobytu w Bułgarii. Z turystycznego punktu widzenia chyba Burgas podobało mi się bardziej. Ale w Warnie miałam świetne towarzystwo i dobrze się bawiłam, więc i tak wyjazd zaliczam do bardzo udanych :)

Prześlij komentarz

0 Komentarze