Advertisement

Main Ad

Rovinj, czyli włoskie klimaty w Chorwacji

Chorwacja Rovinj
Kiedy dojechaliśmy do Rovinj i zgłębiłam się w jego liczne wąskie uliczki, nie chciało mi się wierzyć, że to wciąż Chorwacja. Całe miasteczko miało taki włoski klimat, że naprawdę byłabym w stanie uwierzyć, że jestem we Włoszech. Nawet knajpki i restauracje serwowały tu pizze i makarony i zdecydowanie była to kuchnia na właściwym poziomie ;). Zresztą z Rovinj do Włoch jest zaledwie 100 km, a i w historii Istrii nie brak włoskiego panowania, więc te moje skojarzenia nie są znowu takie nietrafione. No i bardzo mi się takie chorwacko-włoskie połączenie podobało!
Rovinj to chyba najbardziej popularny (obok Puli) cel wypadów Austriaków, jeśli chodzi o krótki wypoczynek w Chorwacji. Nie zliczę, ile razy w pracy usłyszałam przy okazji długiego weekendu i ładnej pogody: a, to może sobie wyskoczymy do Rovinj na weekend? Nic dziwnego, że sprzedawcy miejscowych wycieczek i rejsów statkiem wołali przechodzących turystów po niemiecku... ;) Ja jednak nie miałam dotąd okazji odwiedzenia Istrii, byłam jednak pewna, że interesuje mnie ona dużo bardziej z historycznego, a nie wypoczynkowego punktu widzenia. Człowiek się już nawypoczywał na piaszczystych plażach Ninu, teraz można zwiedzać ;).
Okolice te były zamieszkane już ok. VII w. p.n.e., jednak nieco lepiej historia miasta jest znana dopiero od czasów panowania Rzymian (czyli od 129 r. p.n.e.) - Ruvinium to jedna z nazw starożytnej rzymskiej osady. Warto wspomnieć, że Rovinj był z założenia miastem na wyspie - cieśninę zasypano dopiero za rządów weneckich, a miasto szybko zaczęło się rozrastać dalej. Z przełomem XVIII i XIX wieku Rovinj przypadło Austriakom, którzy skupili się na rozwoju miasta jako centrum handlu. Rovinj był austriacki aż do I wojny światowej, choć to austriacki, to też za dużo powiedziane, skoro ponad 90% ludności posługiwała się tutaj językiem włoskim... Po wojnie więc miasto włączono do Włoch na ok. 30 lat, a potem trafiło do Jugosławii. Było to o tyle łatwiejsze, że migracje wojenne zrobiły swoje i wielu Włochów po prostu uciekło z Rovinj, pomagając uczynić to miasto bardziej chorwackim. A w pełni chorwackie (choć tylko pod kątem politycznym, a nie demograficznym) stało się dopiero na początku lat dziewięćdziesiątych, po rozpadzie Jugosławii...
Zwiedzanie Rovinj najlepiej zacząć na głównym placu im. marszałka Tito, powstałym jeszcze w XVII w. jako Piazza della Riva. Jego centrum stanowi niewielka fontanna przedstawiająca chłopca z rybą (nic szczególnego, ot, z drugiej połowy ubiegłego wieku), a w bocznej części placu wznosi się charakterystyczna, czerwona wieża z XIX-wiecznym zegarem. Tuż pod nim widzimy weneckiego lwa - ten sam symbol zdobi bramę, pod łukiem której przechodzi się do historycznego centrum. Barokowy łuk powstał pod koniec lat siedemdziesiątych XVII wieku.
Przeszliśmy zatem pod łukiem i skierowaliśmy się do największej atrakcji Rovinj - XVIII-wiecznego kościoła p.w. św. Eufemii, patronki miasta. Dzwonnica ze znajdującym się na jej szczycie posągiem świętej liczy sobie 62 m wysokości i góruje nad starówką - to najwyższa dzwonnica w całej Istrii. Sam posąg jest zdecydowanie nowszy od reszty kościoła, bo tak wyeksponowany łatwo ulegał zniszczeniom (np. przez pioruny). Oczywiście, biorąc pod uwagę, całą historię Rovinj, budowa kościoła w XVIII w. wydaje się czymś nieco późnym. Pierwotnie stał w tym miejscu kościół św. Jerzego, ale udało się sprowadzić do miasta sarkofag ze szczątkami św. Eufemii, a taka atrakcja natychmiast przyciągnęła tłumy pielgrzymów. Wybudowano więc większą świątynię, ale z czasem i ona przestała wystarczać - w końcu łatwiej było zburzyć stary i niszczejący kościół, by zbudować w jego miejscu nowy, barokowy. Nie dość, że był większy, to i mniejsze ryzyko zawalenia ;).
Wspomniany już, średniowieczny sarkofag z relikwiami św. Eufemii to zdecydowanie największy skarb kościoła - znajdziemy go za bocznym ołtarzem również decydowanym świętej. Sama świątynia jest trzynawowa i ma ponad 51 m długości. Przyznam, że poza ołtarzem głównym i kaplicą z sarkofagiem, to reszta świątyni nie wywiera szczególnego wrażenia. Zdecydowanie są piękniejsze przykłady barokowej sztuki sakralnej niż kościół św. Eufemii ;).
Będąc w Rovinj, warto też przejść się promenadą wzdłuż wybrzeża. No i wejść na główne molo, skąd można zrobić pocztówkowe zdjęcia miasteczka (takie jak to otwierające niniejszy wpis ;) ) - kolorowe domki, górująca nad nimi wieża kościoła św. Eufemii, zacumowane łódki i stateczki i słońce mieniące się w niebieskiej wodzie... Tak, Rovinj jest też idealną miejscówką na instagrama ;). Piękny widok na morze jest także z terenu przed wejściem do świątyni. 
My w Rovinj spędziliśmy niecały dzień, po chcieliśmy jeszcze zahaczyć o Poreč przed powrotem. Tych kilka godzin w zupełności wystarczyło, by zwiedzić historyczne centrum miasteczka, choć zdaję sobie sprawę, że pewnie byłoby co tu robić, zostając na dłużej - spacery promenadą z dala od centrum, rejsy stateczkami, o miejscach położonych poza samym Rovinj już nie wspominając. Z drugiej strony nie jest to też miejsce, w którym być chciała się zatrzymać na kilka dni - krótki wypad ze zwiedzaniem i spacerem po starówce był więc dla mnie idealnym rozwiązaniem :).

Prześlij komentarz

0 Komentarze