Advertisement

Main Ad

Rax, czyli Alpy w pobliżu Wiednia

Austria Rax
Ostatnie chwile lata postanowiłam spędzić, organizując sobie krótkie wypady poza Wiedeń - najchętniej na łonie natury. Okolice austriackiej stolicy nie mogą się pochwalić takimi górami jak Salzburg czy Innsbruck, ale i tutaj znajdą się trasy na górskie wędrówki. Akurat dopasowane do kogoś takiego jak ja, kto w góry wychodzi na tyle rzadko, by nie mieć żadnej kondycji ;). Moim celem tego dnia stał się masyw Raxa - byłam już wcześniej w Reichenau an der Rax i mogłam zobaczyć wszystko od dołu. Wtedy jednak przez pandemię nie kursowała kolejka na górę i tę część musiałam sobie odpuścić. Dlatego we wrześniu przyjechałam tu po raz drugi, najpierw pociągiem do Payerbachu, a potem autobusem do Hirschwang an der Rax, skąd właśnie kursuje kolejka górska.
W sezonie, zwłaszcza w weekendy, zdecydowanie polecam zarezerwować bilet wcześniej. Szczególnie jeśli korzystamy z transportu publicznego, który kursuje co godzinę - w porze przyjazdu / odjazdu autobusu bilety były wyprzedane na ładnych parę dni wcześniej. Ja miałam trochę szczęścia, bo mimo że nie udało mi się dostać biletów na najbliższą kolejkę, to może ktoś nie dotarł - bądź co bądź pozwolili mi wejść do wcześniejszego wagonika, mimo że rezerwację miałam później :). Bilet dla osoby dorosłej w jedną stronę kosztuje 17 €, w obie - 29 €. Dla dzieci do 16 r.ż. odpowiednio 11 i 14.50 €, a młodzież i studenci 15 i 26 € (ceny na rok 2020). 
Biorąc pod uwagę, że musiałam dopasować pociąg + autobus + kolejkę, i to w obie strony, dałam sobie ograniczony czas na górze: cztery godziny. Kolejka wwiozła mnie na wysokość 1545 m n.p.m., gdzie znajdowało się schronisko Raxalm-Berggasthof. Znalazłam mapkę z zaznaczonymi trasami i szacowanym czasem na przejście - wybrałam szlak biegnący do Ottohaus (1644 m), a potem do Neue Seehütte (1648 m). W obie strony szacowano ok. 3.5 godziny, czyli akurat, dodając do tego czas na robienie zdjęć... Szybko okazało się, że czas oszacowano bardzo na wyrost i zdecydowanie nie potrzeba go aż tyle na przejście zaznaczonych odcinków. Dlatego też zdecydowałam się na powrót niebieskim szlakiem, który zahacza też o Preiner Wand na wysokości 1783 m. Mimo tego podejścia wciąż bez problemu wyrobiłam się w czterech godzinach, które sobie wyznaczyłam i których musiałam się trzymać, bo przecież kolejkę i pociąg miałam już zarezerwowane... :) Przed wejściem na szlak minęłam wielki znak, że tu kończy się strefa klapek, w górach prosimy o właściwe obuwie.
Pierwszy odcinek prowadzący do Ottohaus był najłatwiejszy, na nim też spotkałam najwięcej ludzi. Biegnie tu kamienista, ale dość równa droga i nawet można było zobaczyć tu rodziny z wózkami. Przy stolikach w Ottohaus też były tłumy, szczególnie w porze obiadowej - widocznie wiele osób zdecydowało się na krótki spacer po górach i na obiad z widokiem. Dla tych, co lubią schodzić (ja raczej wolę iść pod górę czy po równym, ale schodzenia moje kolana raczej nie tolerują ;) ) - można wykupić bilet na kolejkę tylko do góry, podejść pod Ottohaus i stamtąd zejść z powrotem na dół przez Ogród Alpejski (Alpengarten).
Dalej zaczyna się już normalniejszy szlak, choć wciąż nieszczególnie wymagający. Trasa z Ottohaus do Neue Seehütte zajęła mi niecałą godzinę spokojnym tempem, z postojami na zdjęcia. A tych robiłam naprawdę dużo, bo widoki - jak to w Alpach (Rax należy do Północnych Alp Wapiennych) - były przepiękne. Do tego zdecydowana większość turystów dotarła do Ottohaus i nie szła już dalej pod górę, więc szlak się zrobił nagle pusty i spokojny... :)
Ostatni odcinek trasy do Neue Seehütte zagwarantował już prawdziwe górskie widoki - w końcu nie szło się już prostą ścieżką z widokiem na Alpy, ale te góry faktycznie były dookoła ;). I choć wciąż była to łatwa trasa (mimo wszystko to szlak spacerowy a nie wspinaczkowy), to jednak potknąć się i spaść to bym tutaj nie chciała... :P Zresztą w wiadomościach regularnie pojawiają się informacje o akcjach ratowniczych na masywie Raxa. Mimo ostrzeżeń ludzie wciąż wychodzą w góry nieodpowiednio ubrani, nie umieją poprawnie oszacować swoich możliwości. Jakoś w maju ratownicy musieli sprowadzać z gór młode kobiety, które wyszły na szlak z kilkutygodniowym niemowlakiem i trafiły na trudny teren. Jestem to sobie w stanie wyobrazić, bo choć sama ścieżka nie jest trudna, to już na otaczające ją skały nie wchodziłabym zbyt chętnie.
Przy Neue Seehütte zrobiłam sobie krótki postój, ale nie w samej chatce (tutaj wszystko było zajęte), ale nieco na uboczu. Przerwa na coś słodkiego, trochę wody i nie ma co marnować czasu na siedzenie, czas w drogę powrotną. Dla urozmaicenia nieco innym szlakiem, który od początku okazał się trochę trudniejszy. Ścieżka pięła się mocno do góry i tu już musiałam się skupić tylko na patrzeniu pod nogi, zwłaszcza, że stosy małych kamyczków osuwały się spod stóp i czasem trudno było utrzymać równowagę. Ale przyznam, że taki spacer po górach sprawił mi zdecydowanie więcej radości niż poprzedni odcinek ;).
Najwyższy punkt, na jaki weszłam, to krzyż Preiner Wand (tzn. przy krzyżu, a nie na nim, zanim mnie ktoś zacznie łapać za słówka... :P ) - 1783 m n.p.m. Tutaj znów spotkałam trochę więcej ludzi, w końcu w tak charakterystycznym punkcie więcej osób chciało sobie zrobić zdjęcie. Podejście na Preiner Wand było najtrudniejszym odcinkiem, potem szło już łatwiej, choć wciąż była to nieco trudniejsza trasa niż ta, którą szłam w drugą stronę. Co ciekawe, słyszałam całkiem sporo języka polskiego na szlaku, choć chyba nie powinno mnie dziwić, że jesteśmy wszędzie ;).
Może Rax to nie są te wysokie i najbardziej widowiskowe Alpy, ale to przecież wciąż góry, a góry zawsze są piękne... :) Transportem publicznym dojazd z Wiednia do Hirschwang an der Rax zajmuje niecałe dwie godziny, samochodem Google podpowiada trochę ponad godzinę. A że w pakiecie mamy takie widoki, to chyba nie dziwi, że Rax to jeden z ulubionych kierunków Wiedeńczyków na jednodniowe wypady. Zwłaszcza, że w wyższe górki to mamy jednak trochę dalej - szczególnie ci niezmotoryzowani... ;)

Prześlij komentarz

0 Komentarze