Advertisement

Main Ad

Majowy Payerbach


Payerbach dworzec
Po 1,5 miesiąca siedzenia w domu przyszedł wreszcie czas na pierwszy wypad za miasto. Zaczęłam szukać w internecie propozycji, gdzie by tu wyskoczyć, ale jakoś nic nie wpadało mi w oko. Oczywiście nie dlatego, że w okolicach Wiednia nic nie ma... ;) Trzymałam się jednak dwóch zasad - po pierwsze, żeby to był wypad w naturę, bo ze zwiedzaniem małych miasteczek wstrzymam się do czasu, aż cokolwiek w nich będzie otwarte. No i w naturze łatwiej unikać ludzi ;). A po drugie - musiało być to miejsce, gdzie dojadę bezpośrednio, bez przesiadek, jednym rodzajem transportu (najlepiej pociągiem, bo jest w nich jednak mniej tłoczno). Wbrew pozorom było to wyzwanie, bo wiele fajnych miejsc w okolicy Wiednia jest dostępnych tylko, jeśli ma się własny samochód albo cierpliwość, by się przesiadać pomiędzy pociągami i autobusami. I wtedy na blogu Przygody Szymona pojawił się wpis o Payerbachu i Recheinau - do tego z informacją, że kursują tam bezpośrednie pociągi! No to już wiedziałam, gdzie wyskoczę na (jednodniową) majówkę...

Payerbach to niewielkie, górskie miasteczko (liczące sobie niewiele ponad 2000 mieszkańców) położone ok. 90 km na południowy-zachód od Wiednia. To ok. 1,5 godziny bezpośrednim pociągiem, w którym - ku mojemu zaskoczeniu - nie było wcale pusto. Całkiem sporo ludzi chciało wyskoczyć w weekend za miasto i szybko się zorientowałam, że byli to głównie obcokrajowcy, bo wokół mnie dominował język angielski (choć słyszałam też francuski). Austriacy pewnie unikają transportu publicznego, a jak już chcą gdzieś wyskoczyć, to pewnie samochodem... Sporo ludzi wysiadło jednak w Baden, a prawie wszyscy pozostali - w Wiener Neustadt. Na pozostałym odcinku było już pusto i spokojnie. 
Wysiadam na dworcu Payerbach - Reichenau, który jest też stacją końcową dla mojego pociągu. Cieszy mnie niebieskie niebo, widoczne jeszcze zza szyby pociągu. Do ostatniej chwili nie wiedziałam bowiem, jakiej pogody się spodziewać. Rano wstałam, sprawdziłam prognozę i zobaczywszy słońce przez cały dzień, kupiłam bilet na pociąg. Nim zebrałam się do wyjścia, zerknęłam na prognozę jeszcze raz. Słońca już nie było - wręcz przeciwnie, właśnie zaczynało lać, choć miało się wypogodzić akurat o tej porze, kiedy powinnam dojechać na miejsce. Wypogodzić oznaczało chmury i brak deszczu, a nie słońce, żeby nie było. Odłożyłam więc okulary przeciwsłoneczne do szuflady, a do plecaka wrzuciłam parasol - najwyżej będę spacerować z parasolką, co mi tam! I pewnie gdybym wzięła jednak okulary zamiast parasola, to lałoby cały czas. Ale że wzięłam, co wzięłam, to powitało mnie kilka kropel deszczu na początek, a potem już cały czas miałam piękną pogodę... ;)
Tuż przy dworcu znajduje się niewielki cmentarz miejski, obok którego biegnie ścieżka do centrum Payerbachu. To zaledwie parę minut piechotą, wszędzie wokół pełno drzew i zabójczo pachnącego bzu. W Wiedniu już przekwita, ale bliżej gór wiosna przychodzi trochę później i wciąż zachwyca intensywnością barw i zapachów. Góry też widać, pasmo Rax-Schneeberg-Gruppe będące częścią Alp Styryjsko-Dolnoaustriackich. Zbliżać się do nich podczas tego wypadu nie planuję, ale widoki zapewniają piękne :)
Po krótkim spacerze docieram do centrum Payerbachu, który przecina rzeka Schwarza. Zaczyna ona swój bieg w Rohrer Sattel, a następnie łączy się z rzeką Pitten i dalej płyną już razem jako Leitha. W okolicy Payerbachu i Reichenau Schwarzę przecina kilka mostów, więc nie ma problemu, by spacerować trochę po jednej stronie, a trochę po drugiej. Tuż za mostem znajduje się też charakterystyczny pawilon, który powstał na początku XX wieku jako miejsce wydarzeń kulturalnych dla lokalnej społeczności.
Wiosna to nie tylko wszechobecne kwiaty... To także Maibaum - drzewo majowe, o którego tradycji możecie przeczytać u Ani z I Love Wien. Nie wiem, na ile w dobie koronawirusa odbywały się jakiekolwiek obchody w tym roku, ale słup z drzewkiem stał z centrum, w pobliżu pawilonu i urzędu miejskiego, podtrzymywany przez koparkę ;).
Lubię zwiedzać kościoły, więc postanowiłam sprawdzić, czy uda mi się zajrzeć do lokalnej parafii - kościoła św. Jakuba Większego (St. Jakob der Ältere). Nie miałam zbyt wielkich nadziei - skoro do połowy maja nabożeństwa są odwołane, większość świątyń zamknęła drzwi na cztery spusty. Kiedy zobaczyłam, że kościół w Payerbachu jest do tego ze wszystkich stron obstawiony rusztowaniami, straciłam już resztkę nadziei. Udało mi się zobaczyć tylko tablicę pamiątkową, upamiętniającą prześladowanych, wygnanych oraz poległych za czasów obu wojen światowych.
W normalnych warunkach (czyli kiedy nie pozamykano wszystkiego wokół z powodu pandemii), Payerbach jest całkiem nieźle nastawiony na turystykę. W urzędzie miejskim znajduje się niewielka informacja turystyczna, a tuż obok niego znajdziemy muzeum straży pożarnej (Feuerwehrmuseum). W wielu miejscach miasteczka umiejscowiono tablice informacyjne dodatkowo ponumerowane - zakładam, że w informacji można by dostać jakąś mapkę, która pozwoliłaby nam podążać za tymi numerkami. 
Decyduję się na spacer wzdłuż Schwarzy, idąc ulicą dra Eduarda Coumonta, prawnika działającego na przełomie XIX i XX wieku. Sporo tu niewielkich domków, tak charakterystycznych dla górskich miejscowości uzdrowiskowych - te strzeliste wieżyczki, spadziste dachy... Przez chwilę człowiek ma wrażenie, że się cofnął w czasie... by potem znów zobaczyć jakiś bardziej nowoczesny budynek ;).
Docieram w końcu do widocznego z daleka, ogromnego wiaduktu kolejowego przecinającego rzekę. Gdzieś tu kończy się Payerbach, a zaraz dalej zaczyna Reichenau an der Rax, do którego prowadzi Fischer Promenade - biegnące wzdłuż Schwarzy przedłużenie ulicy Goumonta. Mimo pięknej pogody nie natrafiam tu na zbyt wiele ludzi - idealne miejsce na spacery z zachowaniem wymaganego dystansu... ;)

Prześlij komentarz

0 Komentarze