Advertisement

Main Ad

Dwa spotkania z Mediolanem

Zaledwie kilka dni temu zarezerwowałam bilety do Włoch na wiosnę. Choć moim głównym celem jest odwiedzenie koleżanki w Turynie (co mnie strasznie cieszy, bo nie widziałyśmy się już dobre 5 lat :) ), ale jesteśmy pewne, że nie ograniczymy się tylko do tego miasta. Jako że i tak lecę bezpośrednio do Mediolanu, zaproponowałam zwiedzenie również jego :). W sumie to nie będzie moja pierwsza próba zobaczenia tego miasta, byłam tam już dwa razy ostatnimi laty... I myślę,że w tym przypadku czasownik "byłam" jest znacznie trafniejszy, niż gdybym powiedziała "odwiedziłam"...
Moje pierwsze spotkanie z Mediolanem miało miejsce w marcu 2011 roku. Jeden z moich najlepszych przyjaciół studiował w Portugalii i postanowiłam go tam odwiedzić. Jednak nie było żadnych bezpośrednich lotów z Polski tanimi liniami, więc mogłam albo zapłacić więcej albo skorzystać z tańszej opcji, ale z przesiadkami. Byłam tylko studentką, a moją wycieczkę sponsorowało głównie stypendium za wyniki w nauce. W kwocie całych 300 zł miesięcznie. A mój wypad miał objąć Bragę, Guimaraes, Porto, Lizbonę... Ok, w sumie to nie miałam wyboru, musiałam połączyć dwa tanie loty. A najlepszym połączeniem było Warszawa-Mediolan, Mediolan-Porto.
Parę dni później dowiedziałam się, że dokładnie takie samo połączenie zabukowała jedna koleżanka, również lecąca do Portugalii. Więc, kiedy samolot wylądował w Bergamo, a my miałyśmy ok. 8 godzin czekania na lot do Porto, zaproponowałam zwiedzanie Mediolanu. Bilet do miasta i z powrotem na lotnisko kosztował 15 euro (jak patrzę teraz w internecie, to kosztuje tylko 9, dziwne to to :P) i stwierdziłyśmy, że to całkiem rozsądna cena, żeby nie spędzić całego dnia na lotnisku.
Autobus dowiózł nas na dworzec centralny, który można zobaczyć na kilku pierwszych zdjęciach :). Z malutką mapką w ręku zdecydowałyśmy się pospacerować po okolicy, nie oddalając się jednak zbytnio od dworca. To nie była taka zła decyzja, bo za każdym razem, gdy pytałam kogoś po angielsku o drogę, zatrzymani Włosi patrzyli na mnie jak na wariatkę i odpowiadali w swoim języku. Nawet w sumie nie wiem, czy odpowiadali właściwie na moje pytania, choć co niektórzy pokazywali też coś palcem na mapie :P.
Jednym z pierwszych budynków, na które zwróciłyśmy uwagę, był Teatro alla Scala - jedna z najsłynniejszych oper świata. Budynek został zaprojektowany pod koniec XVIII wieku przez Giuseppe Piermariniego. Jednakże, skoro żadna z nas i tak nie jest fanką opery, my tylko przeszłyśmy obok budynku i kontynuowałyśmy nasz spacer ;)
Zdecydowanie bardziej interesująca (nawet dla mnie, która wybitnie nie znosi zakupów ;) ) była Galleria Vittorio Emanuele II - wybudowana w drugiej połowie XIX wieku jest jedną z najstarszych galerii handlowych na świecie. Budynek naprawdę robi wrażenie, może właśnie dlatego, że nie przypomina żadnego znanego mi dotąd centrum handlowego? :)
Tam, gdzie kończy się galeria handlowa, zaczyna się plac katedralny. Chociaż już oglądałam wcześniej ten kościół na zdjęciach, to i tak byłam pod ogromnym wrażeniem. Po pierwsze, przez wszechobecne tłumy (i to poza sezonem, choć zakładam, że w takim miejscu sezon trwa przez cały rok ;) ). Po drugie, ze względu na wielkość katedry. Musiałyśmy trochę poczekać, zanim mogłyśmy wejść do środka, więc wykorzystałyśmy ten czas na robienie zdjęć. Nie tylko samej katedrze, ale również sobie nawzajem w otoczeniu gołębi, które kompletnie nie bały się ludzi :)
Jako że moja koleżanka nie była szczególnie zainteresowana zwiedzaniem kościołów (wiecie, ja to bym mogła spędzić w środku pół dnia), weszłyśmy tam tylko na chwilę. Nie pamiętam już nawet za dobrze wnętrza katedry, więc jestem pewna, że muszę tam zajrzeć jeszcze raz :). A ponieważ wciąż miałam jeszcze stary aparat, nie najlepszy na fotografowanie ciemnych wnętrz, więc ciężko mi teraz znaleźć nawet jakiekolwiek znośne zdjęcia na dysku... Ale nawet nie szukam w internecie lepszych zdjęć, chcę być zaskoczona i zachwycona, kiedy znów wejdę do katedry! :)
Po wyjściu z katedry zdałyśmy sobie sprawę, że czas pędzi jak szalony. Musiałyśmy się już kierować z powrotem na dworzec, by wsiąść w autobus powrotny na lotnisko. Wybrałyśmy jednak spacer okrężną drogą, by się choć trochę jeszcze nacieszyć piękną, włoską wiosną. W drodze na lotnisko czułam tylko, że w Mediolanie nie zobaczyłam właściwie nic i na pewno muszę tam jeszcze wrócić.
Drugie spotkanie z Mediolanem miało miejsce rok później. W lipcu 2012 r. pojechałam z jednym Kolumbijczykiem na objazdówkę po włoskich miastach. Nasza wycieczka miała się skończyć w Mediolanie, skąd następnie mieliśmy lot powrotny do Polski. Planowaliśmy wyjechać z Wenecji wcześnie rano, zostawić nasze rzeczy w hotelu i wybrać się na zwiedzanie Mediolanu. No dobra, szczerze przyznaję, większość naszej włoskiej wycieczki była beznadziejnie zorganizowana, ale ta ostatnia część, Mediolan, to już była kompletna porażka :P. Po pierwsze, nie dało się zarezerwować biletów na pociąg online przy użyciu szwedzkiej karty (a kiedy szukaliśmy informacji w internecie, okazało się to być powszechnym problemem), więc trzeba było kupić bilety na dworcu. A wtedy nie były już takie tanie, więc - by uniknąć przepłacenia - musieliśmy pojechać popołudniowym pociągiem zamiast porannego.
Więc już po raz drugi miałam możliwość odwiedzenia dworca centralnego w Mediolanie (swoją drogą, wart odwiedzenia ;) ). Dotarliśmy tam zmęczeni i głodni, a w informacji na dworcu dowiedzieliśmy się, że dostanie się do hotelu nie będzie tak łatwe jak tego oczekiwaliśmy. Ponieważ jedyny autobus jeździ tam tylko w roku szkolnym, a w wakacje musimy podjechać kawałek innym autobusem, a resztę trasy iść pieszo... A tak przy okazji, jedyny sposób, by się wydostać stamtąd następnego ranka to taksówka... Dotarliśmy do hotelu wieczorem i nawet nie mieliśmy energii, by pomyśleć o wyjściu na miasto, po odłożeniu bagaży.
Więc Mediolan wciąż na mnie czeka, na to trzecie spotkanie... które w końcu musi być dłuższe i lepiej zaplanowane! ;)

Prześlij komentarz

0 Komentarze