Advertisement

Main Ad

W wiedeńskiej Operze

Fanką opery nie jestem, na spektakl mnie nikt nie zaciągnie... ale zwiedzanie budynku to jednak coś innego ;). Wybrałam się tam więc w drugiej połowie czerwca z odwiedzającymi mnie w Wiedniu rodzicami. Operę Wiedeńską (Wiener Staatsoper) można zwiedzać tylko z przewodnikiem, bilet kosztuje 9€ i warto się zawczasu zorientować, kiedy odbywają się trasy. Są dni, kiedy ze względu na koncerty, próby i różne wydarzenia opera jest zamknięta dla turystów, są takie, kiedy w danym języku jest tylko jedna trasa dziennie, a są też takie, kiedy możemy przebierać w godzinach. W wybranym przez nas dniu była tylko jedna trasa po angielsku - stawiliśmy się na dwadzieścia minut przed i przestaliśmy wierzyć, że uda nam się coś zobaczyć... Kolejka była ogromna! Chciałam się wycwanić i zarezerwować bilety online, ale strona internetowa przywitała mnie informacją, że rezerwacje to tylko dla grup, a indywidualnych turystów zapraszamy na piętnaście minut przed rozpoczęciem trasy do kasy...
Na szczęście kolejka okazała się poruszać bardzo sprawnie i po paru minutach weszliśmy do środka. Stanęliśmy w ogromnej hali wejściowej, gdzie już zgromadził się tłum turystów, przystając przy odpowiednich znakach - English, Deutsch, Italiano, itp. Ludzi było mnóstwo, języków kilka i zaczęłam się zastanawiać, jak oni zorganizują zwiedzanie w takich warunkach. Okazało się jednak, że przewodnicy w operze do takich tłumów są przyzwyczajeni - każdy wziął swoją grupę (anglojęzycznych turystów było tylu, że podzielili nas na cztery grupy) i poprowadził ją w innym kierunku. Nie ma tu jednego właściwego kierunku zwiedzania - każda grupa idzie w swoją stronę, by sobie nie przeszkadzać, i w różnej kolejności ogląda te same miejsca.
Na wstępie przewodniczka opowiada nam historię opery, którą otwarto w 1869 roku i w maju świętowała swoje 150-lecie. Niestety, nie w tej formie, w jakiej ją stworzono w XIX wieku. Podczas II wojny światowej opera znacznie ucierpiała podczas alianckich nalotów i jedynie trzy czy cztery pomieszczenia zachowały się w oryginalnym wystroju. Reszta to dziś rekonstrukcje - niektóre bardzo zbliżone do pierwotnych wnętrz, inne zrobione w dużo bardziej nowoczesnym stylu.
Wśród oryginalnie zachowanych pomieszczeń znalazł się pokój herbaciany / cesarski, w którym cesarz Franciszek Józef pracował przy herbacie podczas spektakli. Zjawiał się na początku przedstawień, bo wypadało się pokazać, ale że za operą nie przepadał, wolał poświęcić swój cenny czas na pracę. Innym zachowanym dobrze pomieszczeniem jest foyer, gdzie pod sufitem znajdują się malowidła ze scenami ze znanych oper, a obok nich popiersia ich autorów. Mamy tu więc na przykład Mozarta z Magicznym Fletem, jest Schubert, Haydn, Beethoven...
Dzięki krótkim filmikom oraz opowieści przewodniczki dowiadujemy się też co nieco o słynnym balu w operze. Tradycja ta wywodzi się jeszcze z początków XIX wieku, gdy na takich wielkich balach młodzi ludzie z tzw. dobrych domów mogli zostać wprowadzeni na salony. Właściwy bal w operze odbywa się od 1935 roku (z przerwą podczas wojny) i urósł do rangi ogromnego wydarzenia. Widownia jest przerabiana na parkiet i w ostatni czwartek karnawału rozpoczyna się impreza, na którą goście wydają więcej niż ja przez wszystkie swoje imprezy w życiu ;).
W końcu docieramy do głównej sali - w pełni odbudowanej po wojnie. Pomieści ona prawie 2300 widzów, a najtańsze (naturalnie stojące) miejsca można kupić na kilkadziesiąt minut przed samym koncertem nawet za kilka euro. Sezon trwa od września do czerwca, a w okresie wakacyjnym budynek można wynająć, jak robili to na przykład organizatorzy festiwalu jazzowego. Rocznie wystawia się tu około sześćdziesięciu spektakli - codziennie co innego! Każda opera czy balet jest wystawiana tylko kilka razy w roku, inaczej nie dałoby się tego wszystkiego zmieścić w programie. Można tu więc zaglądać przez wiele dni pod rząd i za każdym razem słuchać innej opery - pod względem różnorodności spektakli Opera Wiedeńska znajduje się w światowej czołówce. Oczywiście, żeby coś takiego było w ogóle możliwe, potrzeba mnóstwa osób pracujących tylko i wyłącznie tutaj. Opera zatrudnia ponad tysiąc pracowników, dzięki temu nie musi organizować występów gościnnych - wszystko robione jest na miejscu. Problemem może być tylko składowanie strojów i dekoracji, bo budynek opery jest na to zdecydowanie za mały i trzeba było wynająć hale i pomieszczenia w pobliskich muzeach i pod miastem. Podobno na każde przedstawienie trzeba przewieźć średnio piętnaście ciężarówek pełnych dekoracji i strojów - aż nie chce się uwierzyć, z jakim rozmachem to wszystko tu działa... Nawet podczas naszej trasy na scenie ciągle trwały jakieś przygotowania.
W głównej sali kończymy kilkudziesięciominutowe zwiedzanie - potem został już tylko sklepik z pamiątkami. Muszę przyznać, że choć budynek jest naprawdę ładny, to jednak największe wrażenie wywarły na mnie właśnie opowiadane ciekawostki (przytoczyłam tu naprawdę niewielką ich część). Nie zdawałam sobie sprawy z tego, z jakim rozmachem działa opera i ile wysiłku wymaga utrzymanie tego stanu na co dzień. Do tego w sezonie wiosenno-letnim (z wyjątkiem lipca i sierpnia, gdy opera nie działa) na ogromnym ekranie przed operą można oglądać na żywo i za darmo wystawiane właśnie spektakle... Cóż mogę powiedzieć - zdecydowanie warto tu zajrzeć! :)

Prześlij komentarz

0 Komentarze