W środę rano znalazłam tę kartkę na wycieraczce i zdałam sobie sprawę, że te poranne hałasy, które słyszałam od poniedziałku, to żaden irytujący sąsiad. To wymiana okien w budynku, a że byłam chora i niezbyt wychodziłam z domu, więc jakoś przegapiłam wcześniej kartkę z informacją o tym wywieszoną na dole klatki... A kartka zostawiona na mojej wycieraczce nie brzmiała zachęcająco - chcieli wymieniać okna w wynajmowanym przeze mnie mieszkaniu w piątek. A właściwie od piątku, bo "to może trwać nawet do 15 dni roboczych"...
Żeby nie było, nie mam nic przeciwko wymianie starych okien w tych chłodnych mieszkaniach, ale piątek to był dla mnie najgorszy możliwy czas. Zwłaszcza, że w weekend i tak miałam się wyprowadzać i chciałam to zrobić na spokojnie, poza tym jestem pewna, iż im też by się lepiej pracowało w pustym mieszkaniu. Ale to, co mnie najbardziej zaskoczyło, to dalsza treść kartki zostawionej na wycieraczce. "Pomiędzy 7 a 8 przyjdziemy po twoje klucze. Nie zamykaj drzwi na zamek, do którego klucza nie posiadamy. Jeśli nie masz wolnych kluczy, dorób zapasowy. Usuń zasłony i kwiaty. Odsuń wszystko na odległość ok. 1 metra od okna..." W sumie to zacięłam się już na początku listy. Wiem, że to Szwecja. Wiem, że ludzie tutaj sobie ufają i tak dalej... Ale ja mam jakąś blokadę psychiczną, by zostawić klucze do mieszkania, w którym są wszystkie moje rzeczy, obcym robotnikom. Którzy pewnie byli Polakami czy coś podobnego :P. Z drugiej strony, nie wezmę przecież urlopu, by doglądać robotników w mieszkaniu, z którego się wyprowadzam następnego dnia. Cóż, przykro mi, nie jestem Szwedką, nie ufam ludziom :P. Zresztą, i tak nie miałam nawet zapasowych kluczy do przekazania.
Kolejny problem to "odsuń wszystko na odległość ok. 1 metra od okna". Wiecie, jak łatwo przychodzi aktywność fizyczna po problemach z nerkami? Cóż, zdecydowanie nie tak łatwo, by przesunąć łóżko umieszczone jak na powyższym zdjęciu. Biorąc to wszystko pod uwagę, napisałam właścicielce mieszkania, że nie ma szans, by zacząć wymianę okien w piątek i żeby skontaktowała się z nimi nt. rozpoczęcia prac w poniedziałek. A że i ona uznała to za lepszy pomysł, więc napisała im maila, a ja poinformowałam ich w najbardziej szwedzki sposób...
...przyczepiając kartkę na drzwiach ;). W sumie to nawet nie wiem, czy ktoś próbował się dobijać do drzwi, bo o 8 wyszłam do pracy i kiedy wróciłam do domu, robotników od okien już nie było. Ulżyło mi, bo sama myśl o przeprowadzce do nowego miejsca sprawiała, że czułam się zmęczona i nie chciałam się dodatkowo stresować wymianą okien.
Z pomocą Kolumbijczyka przenieśliśmy większość moich rzeczy do nowego mieszkania jeszcze w sobotę. Na szczęście nie zostawiliśmy prawie nic na niedzielę, bo pogoda zmieniła się w zimną, szarą i deszczową wiosnę i zdecydowanie noszenie bagaży w taką pogodę nie byłoby najprzyjemniejszą rzeczą do roboty... Zwłaszcza, że nowe mieszkanie okazało się nie najlepszym miejscem do ogrzania się. Z kaloryferami ustawionymi na maksymalne grzanie, temperatura wynosi ok. 17 stopni i wydaje się to tu całkowicie normalne. Jak to ujęli moi szwedzcy koledzy z pracy - właściciele mieszkań mają obowiązek utrzymania temperatury w budynku na poziomie ok. 18 stopni, a że dla mnie to temperatura na podwójny koc i hektolitry gorącej herbaty... dla Szwedów, widać, normalka ;). Znacznie gorszy jest brak ciepłej wody. Dzisiaj się dowiedziałam, że muszę ją odkręcić na ok. 5-10 minut zanim się nagrzeje, co dla mnie jest strasznym marnotrawstwem wody... Cóż, jutro postaram się to jakoś ogarnąć w administracji budynki, bo wygląda na to, że nie tylko ja tu mam taki problem. Na szczęście właściciel mieszkania jest bardzo pomocny, więc może wkrótce ciepła woda będzie się pojawiać po 5-10 sekundach, a nie minutach ;).
W niedzielę skończyliśmy przeprowadzkę oraz sprzątanie poprzedniego mieszkania. Nie chcę nawet myśleć o tym, jak ono wygląda dzień później, gdy robotnicy zaczęli wymieniać okna :P. Na teraz jedyne, co mi zostało, to zwrot kluczy, odzyskanie depozytu i próby przywrócenia dłoni i paznokci do stanu sprzed sprzątania i przeprowadzki... Ale bardzo się cieszę, że mam to już za sobą, choć czuję się jakbym nie miała w ogóle weekendu i jestem bardzo zmęczona. Nienawidzę przeprowadzek. Choć muszę przyznać, że podoba mi się to miejsce. Bardzo małe, ale przytulne :)
2 Komentarze
Czesc Gabi.
OdpowiedzUsuńTwoj blog jest suuuper.Bardzo podoba mi sie Twoja szczerosc co do zycia w Szwecji.
Pozdrawiam Kasia.
Bardzo dziękuję za komentarz. Również pozdrawiam! :)
Usuń