Advertisement

Main Ad

Lemury w Skansenie

W sztokholmskim Skansenie byłam tylko raz, krótko po przeprowadzce do Szwecji. Nie zaglądałam jednak wtedy do Akwarium (Akvariet), zapewne zniechęciły mnie ceny - wstęp dla osoby dorosłej kosztuje 120 koron (56,80 zł), a do tego trzeba jeszcze doliczyć 180 koron (85,20 zł) za samo wejście do Skansenu. A wtedy jeszcze wszystko przeliczałam ze złotówek ;). Potem, chcąc zajrzeć do akwarium, zwiedziłam Muzeum Wodne Aquaria. A to skansenowe tak czekało i czekało na moją wizytę... aż w końcu się doczekało ;).
A gdybym wcześniej wiedziała, czego się spodziewać, to dużo szybciej zajrzałabym ponownie do Skansenu ;). Bo same akwaria z rybami stanowią naprawdę niewielką część kompleksu zwanego Akwarium. Za to zdecydowanie najciekawsza część obejmuje klatkę... z lemurami.

Do klatki wchodzimy tuż po opłaceniu biletów i przejściu przez bramki. Wszędzie witają nas tabliczki, że lemury mogą być wredne i gryźć, więc nie wolno ich dotykać. Szkoda, bo są takie puchate. Zresztą, zakaz zakazem, ale jak lemur skoczy tuż obok ciebie i przejdzie tak blisko, że sam cię dotyka... to aż grzech nie pogłaskać ;). Natychmiast zwracam uwagę na najmniejszego lemurka, niemal przyklejonego do matki.

Ja tu patrzę przed siebie, gdy mama nagle każe spojrzeć w górę. Nad naszymi głowami ciągnie się podest, a na jego brzegach siedzi dużo więcej lemurów niż na wysokości "parteru". I tylko nas obserwują tymi żółtymi oczyma...

Zrobiłam tam kilkadziesiąt zdjęć i pewnie miałabym ich drugie tyle, gdyby nie nadeszła właśnie gromada dzieci. Zwiedzać wśród dzieciaków nie lubimy, więc po prostu opuściliśmy klatkę i skierowaliśmy się do dalszych części Akwarium.

Na prawo od wyjścia zauważamy bardzo fajnie zrobiony wybieg dla pawianów. Nigdy szczególnie nie przepadałam za małpami, więc tylko rzucam okien i przechodzimy do zamkniętej części akwarium.

Wewnątrz można zobaczyć wiele różnych zwierząt - zaczynając, naturalnie, od ryb i płaszczek, przez dziesiątki różnorodnych (w większości jadowitych) żab, przez ptaki, aż po szczury. Dla mnie osobiście zdecydowanie najciekawsze były gady.
Jest coś pięknego i majestatycznego w wężach, zwłaszcza tych największych. Niektóre spały zwinięte, jakby chciały się ukryć przed wzrokiem turystów. Inne wisiały na gałęziach, obserwując otoczenie. Jeszcze inne z wściekłością atakowały szybę, marząc zapewne o kolacji z turysty ;). 

Centralną część Akwarium zajmuje sztucznie utworzony las tropikalny. Na szczęście nie jest tak oddzielony od reszty, jak to miało miejsce w Aquaria, więc nie trzeba było natychmiast ściągać i czyścić zaparowanych okularów... A w lesie warto czasem spojrzeć do góry, bo nad głowami skaczą nam różnorodne małpki :)
Tuż obok lasu znajduje się niewielkie jeziorko, na którego dnie czai się krokodyl. Najbardziej rozbroiła mnie kartka przyczepiona do szyby: "Absolutnie zabrania się wrzucania czegokolwiek za ogrodzenie z krokodylem. Ktoś musi to potem wyciągnąć - chciałbyś to ty być tym kimś?" :D

Przy wyjściu z Akwarium czekała największa atrakcja dla dzieci (takich dużych jak ja też, choć szkoda mi było tych zwierząt). Można było pogłaskać węża i pająka. Pająki mnie brzydzą, więc wolałam się nawet do niego nie zbliżać, ale nie mogłam się oprzeć, by nie pogłaskać pytona. Był bardzo ruchliwy, więc ruchy mięśni były mocno wyczuwalne. Spójrzcie jaki piękny!

Prześlij komentarz

0 Komentarze