Advertisement

Main Ad

Zadar od kuchni

Ze wszystkich miejsc, które odwiedziłyśmy w Chorwacji, w Zadarze spędziłyśmy najwięcej czasu. Niby mogłyśmy wyskoczyć gdzieś dalej - Dubrownik, Split, jeszcze tyle jest do zobaczenia... Ale tym razem chciałyśmy odpocząć, złapać trochę słońca, napić się, najeść... Najpierw chciałam Zadarowi poświęcić jeden wpis, ale szybko zdałam sobie sprawę, że o samym jedzeniu mam tyle do powiedzenia, że po prostu w jednym wpisie się zmieścić nie da ;). Więc teraz, gdy od miesiąca znów "rozkoszuję się" szwedzką kuchnią (no nic mnie do niej nie przekona!) choć we wspomnieniach wrócę do tej chorwackiej :).
Konoba Martinac
Po podróży z Plitvic i odnalezieniu wynajmowanego przez Booking mieszkania, stwierdziłyśmy, że czas coś zjeść. Zamiast szukać i strzelać w ciemno, postanowiłyśmy po prostu wypytać Chorwata, który wręczył nam klucze do mieszkania. Za jego radą trafiłyśmy do położonej nieopodal konoby Martinac. Cytując wikipedię, konoby to "typowo chorwackie restauracje z muzyką, występujące wzdłuż wybrzeża Adriatyku, w których można zjeść wyłącznie regionalne potrawy, jak również potańczyć." Tańczyć to raczej nie było gdzie, ale przyjemna muzyka leciała w tle, a jedzenie też było niczego sobie. Ola skusiła się na rybę (z których podobno słynie ta restauracja) i była zadowolona :). Mój wybór padł na kurczaka w bekonie z sosem grzybowym i też zdecydowanie nie było na co narzekać. A do tego na tyle duże porcje, że potem miałyśmy siłę już tylko leżeć na plaży ;).
Adres: Zadar, Ul. Alesandra Paravije 7.

Bruschetta
Drugiego dnia przy wyborze znów opierałyśmy się na poleceniach "naszego" Chorwata, tym razem też przy równoczesnym wsparciu TripAdvisora. I tak trafiłyśmy do Bruschetty, położonej tuż przy głównej promenadzie z pięknym widokiem na wybrzeże. Do tego przyjemny i elegancki wystrój - przyznam, że trochę się przestraszyłam, jakie ceny mogą być w takim miejscu ;). Na szczęście cenowo było znośnie - wiadomo, centrum Zadaru w środku sezonu, cudów się nie spodziewałam, a całościowo okazało się nie tak źle. Bruschetta słynie w kuchni w stylu włoskim, więc na tym się skupiłyśmy. Za całkiem smaczną (choć nierewelacyjną ;) ) lasagnę zapłaciłam 62 kuny (36 zł), moją przyjaciółkę zaciekawił fuži (tradycyjny makaron) z pesto i pistacjami. Przyjemność warta 74 kuny (czyli 43 zł), na kolana podobno nie powalała ;). Do tego duże piwo w cenie 20 kun (11,65 zł).
Adres: Zadar, Ul. Mihovila Pavlinovića 12.

Fast food Stari Grad
Tak, wstyd się przyznać, nawet na Chorwacji skończyłyśmy w fast foodzie ;). A wszystko przez to, że trzeciego dnia popłynęłyśmy w długi rejs, z którego wróciłyśmy późnym popołudniem już po obiedzie. Nie miałyśmy ochoty więc już na kolejny duży posiłek, za to rozglądałyśmy się za jakimiś przekąskami. I tak rzuciła nam się w oczy wielka tabliczka, gdzie pomiędzy frytkami i hamburgerami widniała pozycja Ćevapi. Tak w ciemno nie zaryzykowałyśmy, najpierw wypadało się przecież zapytać Googla, co to właściwie przyciągnęło naszą uwagę ;). Internet wyjaśnił: "Oryginalnie chorwackie ćevapčići zrobione są z mieszanki wołowiny i jagnięciny (...), podaje się z jasnym chlebem, (...) do tego obowiązkowo ajvar i sos typu tzatziki, często sałatkę z pomidorów i cebuli." W sumie wyglądało to jak stos podłużnych kotletów mielonych w bułce. I, niestety, z dużą ilością surowej cebuli, którą na potęgę wyciągałam :P. Za to bardzo mi podszedł sos z papryki i bakłażana. Popełniłyśmy jednak znaczący błąd - biorąc pod uwagę, że różnica w cenie pomiędzy małym a dużym ćevapi była niewielka, zdecydowałyśmy się na duże... I powiem tak, nie próbujcie tego, jeśli nie jesteście bardzo, ale to bardzo głodni ;). W Starim Gradzie ogromne ćevapi kosztuje 33 kuny (19,25 zł), do tego jeszcze puszka piwa za 17 kun (10 zł) i możemy już się nie ruszać do końca dnia ;).
Adres: Mate Karamana 2.

Il Padrino
Do Il Padrino trafiłyśmy trochę przypadkiem w porze lunchu. Było jeszcze za wcześnie, by myśleć o większym obiedzie, ale byłyśmy już trochę głodne - w sam raz na jakąś przekąskę. Najpierw zamówiłyśmy napoje - Ola kawę za 12 kun (7 zł), ja ice tea za 16 kun (9,35 zł). Wybór mniejszych dań nie był wybitnie duży, więc znów we włoskim stylu zdecydowałyśmy się na bruschetty. Kelner przyniósł je po jakichś 10 minutach - szkoda tylko, że nie taką jak zamawiałam. A do tego facet zaczął się ze mną sprzeczać, że to nie on przyjmował zamówienie, on takie dostał w kuchni, to przyniósł i ma zostawić. No chyba nie? W końcu zawołał kelnera, który to zamówienie przyjmował, a ten zaczął mi wmawiać, że to chciałam. Cóż, owoców morza nie jadam w ogóle, więc słabo sobie wyobrażam zamawianie kanapki z czymś, czego nie lubię. Obrażony na cały świat kelner zabrał bruschettę, obiecał przynieść nową i znikł. Na jakieś pół godziny, podczas których Ola już dawno zjadła, obie wszystko wypiłyśmy i tylko siedziałyśmy bez celu. Gdy zawołałam mijającego nas kelnera, najpierw był zdziwiony, że jeszcze nic nie dostałam, a potem próbował obrócić sytuację w nieśmieszny żart: "A bo taki to już jest ten kelner, co miał to przynieść, haha. Ciągle o czymś zapomina, haha. Ale śmieszna sytuacja, nie? Hahaha." No nie. Bruschetta, kiedy się jej w końcu doczekałam, była jednak naprawdę smaczna. Szkoda, że tylko potem na rachunku odkryłam, że zamiast tej mojej z pomidorami, była nabita ta z owocami morza. Oczywiście droższa. Cóż, nie polecam :P
Adres: Zadar, Mihovila Pavlinovica 14-17.

Dva Ribara
Na ostatni obiad zdecydowałyśmy się wybrać za poleceniem TripAdvisora. W efekcie trafiłyśmy do restauracji Dva Ribara, która okazała się nieco wyższą półką cenową. Piwo za 24 kuny (14 zł), a obiady w okolicach 100 kun (59 zł) plus minus. Niestety, częściej plus. I o ile za tradycyjny dobry obiad byłabym w stanie podczas urlopu zapłacić więcej (w końcu od czegoś są wakacje ;) ), to jednak świadomość, że najdroższy obiad był jednocześnie najmniej smaczny, już taka przyjemna nie była ;). Ale chyba też po prostu źle wybrałam, bo mięso (smakujące jak wyciągnięte z BigMaca) z mieszanką warzywną było po prostu nijakie. Przyjaciółka wybrała rybę w bekonie i była znacznie bardziej zadowolona. Widać trzeba lepiej patrzeć, czego się próbuje ;).
Adres: Zadar, Ul. Blaža Jurjeva 1.
A jak jedzenie, to i picie ;). Ceny piwa wahają się w zależności od restauracji, średnio od 15 (8,80 zł) do 25 kun (14,70zł) za duże piwo. I w typowo turystycznych miejscach za dużego wyboru niestety nie ma. Poza międzynarodowymi markami, które przewijają się wszędzie (takimi jak np. Heineken czy Carlsberg) jest kilka lokalnych dostępnych niemal w każdym miejscu. Najpopularniejsze wydaje się chyba Karlovačko - osobiście bardziej podeszło mi ciemne niż jasne. Z nieco mocniejszych piw (ok. 7%) dość często można też trafić na piwo Tomislav. Trzecim (i wg Wikipedii najpopularniejszym w Chorwacji) piwem, które rzuciło mi się w oczy, było Ožujsko - i tu zgrzeszę, ale powiem, że bardziej mi smakowały orzeźwiające piwa smakowe tej marki, niż normalne ;).
Ponadto stare miasto Zadaru w sezonie tętni życiem 24 godziny na dobę. Wybór barów i knajpek jest ogromny, więc grzechem byłoby nie zawitać tam też nocą. Tańsze drinki oscylują ok. 40-50 kun (23-29 zł), górnej granicy nie sprawdzałam ;). Za to klimat Chorwacji nocą - niezapomniany :)
Ponadto pod sam koniec naszego pobytu trafiłyśmy na jakiś festiwal czy coś w tym stylu... :) Rozstawione wzdłuż głównej promenady stragany z jedzeniem, napojami i pamiątkami przyciągały tłumy turystów. Nas zachwyciła pani sprzedająca swoje domowej roboty nalewki, która dała nam spróbować tylu cudów, że grzechem byłoby nie kupić butelki (a ceny niewiele wyższe niż w sklepie, za to smak sprawdzony i dobry). A do tego mini-pączki na słodko... ;)
A w ostateczności zawsze można skończyć wieczór przy chorwackich słodyczach i winie, prawda? ;)

Prześlij komentarz

0 Komentarze