Advertisement

Main Ad

Wśród kwiatów w Visby

W Visby, największym mieście na Gotlandii, zakochałam się od pierwszego wejrzenia już podczas pierwszej wizyty na wyspie - w sierpniu ubiegłego roku. Podsumowaniem tego wypadu były dwa wpisy: Miasto róż oraz Miasto ruin, gdyż tymi określeniami przewodniki zwykły nazywać Visby. Jednak rok temu popłynęłam na Gotlandię zaledwie na jeden dzień i czułam wtedy ogromny niedosyt. Dlatego też, wybierając się tam w tym roku, wiedziałam, że po prostu muszę mieć więcej czasu na spacery po Visby... :)
Choć stolica Gotlandii oszałamia zapachem róż, nie są to jedyne kwiaty, na jakie natrafimy w wąskich uliczkach miasta. Jednak nie ma co ukrywać, nazwa miasto róż nie wzięła się z powietrza. Nie wiem, czy kiedykolwiek byłam w tak klimatycznym miejscu, bo choć w Szwecji małych miasteczek jest mnóstwo, to chyba żadne nie tonie aż tak w kwiatach.
Jeśli zawitacie na Gotlandię w sezonie letnim, obowiązkowym miejscem do odwiedzenia jest uliczka Fiskargränd, tuż przy ogrodzie botanicznym. Przewodniki po Visby nazywają ją wręcz idylliczną i czego jak czego, ale róż tam na pewno nie będzie brakować. Strona internetowa serwisu Visit Gotland zwykła nawet informować odwiedzających, że "Nu blommar rosorna på Fiskargränd"... czyli że róże już kwitną ;). Podobno w 2004 roku złożono wniosek do rady miasta, by zmienić nazwę uliczki na Rosengränd - w końcu ryb już tam nie ma, a róż jest za to bardzo dużo. Wniosek został jednak odrzucony, Szwedzi chyba nie lubią zmian... ;).
A jak już będziecie w tej okolicy, zajrzyjcie też do ogrodu botanicznego ;). Gotlandia ma najbardziej sprzyjający uprawie roślin klimat w całej Szwecji, nic zatem dziwnego, że w miejscowym botaniku znajdziecie mnóstwo ciekawostek, w tym chociażby tulipanowca, paulownię czy dawidię chińską. Spoko, też potrzebuję do tego Google'a ;). A w myśl szwedzkiej zasady, że do przyrody każdy powinien mieć dostęp, ogród botaniczny jest otwarty cały czas i wstęp jest darmowy.
Spacerując po centrum miasta, rozbawiło mnie też miejsce, które musiałam uwiecznić na poniższym zdjęciu ;). Jeden ze sklepów udostępnił czarownicom takim jak ja miejsce na... parkowanie mioteł. Parkera din kvast här. I niech nikt mi nie próbuje wmówić, że czytanie Harry'ego Pottera po szwedzku na nic mi się nie przyda... Jak inaczej bym wiedziała, że kvast to miotła? ;)
Pozaglądajmy jeszcze ludziom do okien i pozachwycajmy się drzwiami otoczonymi kwiatami róż...
Nie wiem, czy zwróciliście kiedyś uwagę, ale Szwedzi uwielbiają domki dla ptaków wyglądające jak miniaturki standardowych szwedzkich domków. Takie małe drewniane cuda można czasem spotkać w parkach, zbudowane specjalnie dla kaczek. W Visby rzucił mi się w oczy tylko jeden taki domek, ale tak pięknie umiejscowiony wśród róż, że wręcz musiałam zrobić mu zdjęcie z każdej strony ;).
Kiedy róże pojawiły się na Gotlandii i dlaczego stały się symbolem Visby, tego nie wiedzą nawet w Svenska Rosensällskapet - Szwedzkim Stowarzyszeniu Różanym (bo jeśli Szwedzi mogą się zrzeszyć w jakiejkolwiek sprawie, to natychmiast utworzą tematyczne stowarzyszenie, nawet jeśli kwestia byłaby tak prozaiczna jak hodowla róż ;) ). Jednak ich hipotezy sięgają końca XIX wieku, gdy na wyspę przeprowadziła się Gustava von Scheele i postanowiła ozdobić swoje ogrody sześcioma gatunkami róż.* Czyli, jakby nie patrzeć, różana tradycja w Visby nie jest znowu tak stara - zwłaszcza w porównaniu z samym miastem ;).
Naprawdę baaardzo się starałam, by nieco poprzebierać zdjęcia, ale cóż poradzić... Visby jest zbyt piękne, by do wpisu tematycznego dać tylko trzy zdjęcia na krzyż ;).

Prześlij komentarz

0 Komentarze