Advertisement

Main Ad

Győr na weekend

Ale po co ty tam jedziesz? Jest tam w ogóle coś do zwiedzania? - takich pytań słyszałam naprawdę sporo przed weekendowym wypadem do węgierskiego Győr. Odpowiedź na nie nie przychodziła wcale tak łatwo, bo internet - a szczególnie polska blogosfera - jakoś wolał się skupiać na pobliskim Sopronie, uznając Győr za niewarty uwagi. Ja wybrałam to miasto na weekendowy city break w sposób najprostszy z możliwych: zobaczyłam na stronie Flixbusa tanie bilety, zapytałam wujka Google, czy jest tam cokolwiek do zwiedzania, po czym po prostu te bilety kupiłam. I niewiele więcej czytałam na temat Győr, bo w domu nie miałam internetu, a w pracy czasu. Zresztą wszędzie i tak są informacje turystyczne, gdzie znajdę mapki, ulotki i ułożę sobie plan zwiedzania spontanicznie.
Na dworcu w Győr wysiadłam późnym sobotnim porankiem i od razu skierowałam się do centrum. Po drodze od razu rzucił mi się w oczy piękny ratusz z końca XIX wieku - jego charakterystyczny budynek stał się już jednym z symboli miasta. Przed ratuszem znajdziemy spory plac z ławeczkami i fontannami, gdzie można posiedzieć i odpocząć, rozkoszując się lodami z pobliskiej budki (polecam ;) ).
Po przejściu przez ulicę trafiamy niemal natychmiast do historycznego centrum Győr, które zachwyca od pierwszego wejrzenia. Niewielkie uliczki są otoczone ładnie odnowionymi budynkami, a nad większością sklepów i zakładów możemy zobaczyć charakterystyczne szyldy, które niezmiernie mi się spodobały. Miasto jest też pełne pomników, czasem tak innych, jak chociażby pomnik przedstawiający syfon... bo dlaczego nie? ;) Główna promenada nosi nazwę Baross ut - znajdziemy przy niej informację turystyczną, sklepiki z pamiątkami oraz liczne restauracje i sklepy.
Centrum Győr stanowi spory plac zwany Széchenyi tér. To barokowa perełka tego regionu i miejsce, gdzie spotkamy zarówno turystów, jak i licznych miejscowych, szukających ochłody przy fontannach lub w sąsiednich restauracjach. Większość otaczających plac budynków pochodzi z XVII i XVIII wieku - niektóre są już pięknie odrestaurowane, inne (jak chociażby niewielkie muzeum w dawnej aptece) właśnie są zamknięte na czas remontu... W sobotni poranek nie było tam jeszcze zbyt wiele osób i mogłam się trochę pobawić aparatem - po południu nie byłoby to już możliwe, bo na placu były prawdziwe tłumy.
Ale to nie dawne pałacyki przyciągnęły moją uwagę na placu Széchenyi. Gorąco polecam zajrzeć do przepięknego, barokowego kościoła benedyktyńskiego p.w. Ignacego Loyoli. Świątynia powstała w pierwszej połowie XVII wieku, a jej barokowe wnętrza to istna perełka tego okresu. Ołtarz i freski na suficie to dzieło Paula Trogera - jednego z najbardziej znanych austriackich malarzy tej epoki oraz rektora wiedeńskiej Akademii Sztuk Pięknych. Pozłacana ambona oraz organy powstały nieco później, bo dopiero w połowie XVIII wieku. Całość robi niesamowite wrażenie, więc wstąpienie do kościoła podczas pobytu w Győr jest niemal obowiązkowe, zwłaszcza, że wstęp jest darmowy.
Kawałek dalej, idąc w kierunku rzeki, trafimy na kolejny plac - Dunakapu tér. To tutaj odbywają się największe wydarzenia w mieście - podczas mojego pobytu na placu rozkładano scenę, bo wieczorem odbywał się Festiwal Czterech Pór Roku. Przy brzegu Dunaju postawiono też pomnik Pulse, wielkie wypukłe lustro, które obraca się powoli i ukazuje panoramę placu w 360 stopniach.
Na niewielkim wzgórzu nad Dunajem i Rabą znajduje się katedra i zamek biskupi - główne atrakcje turystyczne Győr, poza placem Széchenyi. Warto podejść dookoła, spacerując wzdłuż rzek - bulwary nad Dunajem również uważane są za jedną z atrakcji turystycznych Győr.
Najstarszą, zachowaną do dziś częścią zamku biskupiego jest wysoka wieża, pochodząca z XIII wieku. Wstęp kosztuje 1000 forintów (13,25 zł), a w środku możemy zobaczyć wystawę poświęconą węgierskiemu męczennikowi, biskupowi Vilmosowi Aporowi. Na wyższych piętrach znajdują się też niewielkie wystawy dotyczące historii zamku. Jednak główną atrakcją wieży jest jej szczyt, stanowiący chyba najlepszy punkt widokowy na Győr. Czerwone dachy i wieżyczki kościołów, drzewa, fontanny i spotykające się tu rzeki - nie bez powodu Győr nazywany jest miastem rzek. Poza Dunajem płynie tu też Raba, Marcal i Rabca.
Ze szczytu wieży możemy też się przyjrzeć znajdującej się obok katedrze. Stojąc u jej stóp, ciężko objąć ją całą wzrokiem. To także jedno z takich miejsc, które warto odwiedzić - i mówię to nie tylko dlatego, że sama uwielbiam kościoły ;). Katedrę wybudowano w stylu romańskim w XI wieku, jednak jej barokowy wystrój to zasługa renowacji z końca XVIII wieku. Jan Paweł II nadał świątyni status bazyliki mniejszej ze względu na znajdujące się tu relikwie: obraz Płaczącej Madonny (który podobno płakał krwawymi łzami w dzień św. Patryka 1697 r.), czaszkę świętego króla Władysława I oraz grobowiec biskupa Vilmosa Apora.
Jeśli oddalimy się trochę od centrum i przejdziemy na drugi brzeg Raby, dojdziemy do miejscowej synagogi. Wybudowano ją pod koniec XIX wieku w stylu neogotyckim, jednak historia nie obeszła się z nią łaskawie i synagoga podzieliła los wielu innych żydowskich budowli w okresie II wojny światowej. Odnowiono ją jednak i od 1990 roku oddano ją do użytku, ale już nie w celach religijnych. Obecnie synagoga to miejsce koncertów i innych wydarzeń kulturalnych, a również popularna atrakcja turystyczna. Wstęp kosztuje 700 forintów (9,30 zł), dodatkowe 1200 (15,90 zł) musimy dopłacić, jeśli chcemy robić zdjęcia. Wnętrze synagogi jest naprawdę ładne, ponadto mamy możliwość wejścia na wyższe kondygnacje i spojrzenia z góry.
Győr nie jest dużym miastem i można by go zwiedzić spokojnie w jeden dzień. Mając cały weekend, możemy na spokojnie pospacerować wzdłuż Dunaju i Raby, zajrzeć też do zoo, czy posiedzieć w jednej z licznych knajp. W końcu węgierskie jedzenie i trunki zdecydowanie zasługują na uznanie ;). Dla mnie Győr to taka barokowa perełka - niezbyt turystyczna i spokojna, ale ładna i ciekawa. Wątpię, bym tam jeszcze kiedyś wróciła, ale zdecydowanie nie uważam, że to był stracony weekend ;).

Prześlij komentarz

0 Komentarze