Advertisement

Main Ad

Mödling - podwiedeńskie miasteczko i stary zamek

Niecałe piętnaście minut - tyle czasu jedzie pociąg z mojej stacji na dworzec w Mödling. Za bilet z obrzeży Wiednia płacę całe 1,20 euro (5,15 zł) i już jestem poza miastem, mając w planach spokojną niedzielę w uroczym i malowniczym miasteczku. Mödling wpadł mi w oko już parę tygodni wcześniej, gdy w jednej z tutejszych restauracji mieliśmy kolację służbową. Mijaliśmy wtedy niewielki ryneczek z charakterystyczną kolumną i stwierdziłam, że bardzo podoba mi się klimat tego miasteczka. Że chcę w nim zobaczyć coś więcej niż centrum z okien samochodu i restaurację. A w Mödling, mimo niepozornych rozmiarów, jest co oglądać :).
Po wyjściu z pociągu stwierdzam, że samo centrum Mödling zostawię sobie na deser, a zwiedzanie zacznę od położonego tuż obok (w Maria Ensersdorf) zamku Liechtensteinów. To dodatkowe kilkadziesiąt minut spaceru, ale pogoda jest piękna, a ja mam wolny dzień, więc z przyjemnością się na to decyduję. Biorąc pod uwagę, że końcówka trasy biegnie przez las, wyłaniający się nagle zza drzew bajkowy zamek robi niesamowite wrażenie.
Nazwa zamku wzięła się od nazwiska rodziny panującej w Liechtensteinie, która posiadała zamek na samym początku (pierwsze historyczne wzmianki sięgają XII wieku) przez około sto lat, a następnie odzyskała go dopiero w 1807 roku. W międzyczasie twierdza wielokrotnie zmieniała właścicieli, do tego dwa razy mocno ucierpiała w wyniku najazdów tureckich. Ten słynny z 1683 roku obrócił zamek Liechtensteinów w ruinę na całe dwieście lat, zanim właściciele zdecydowali się na jego odnowę. Podczas zwiedzania możemy zobaczyć, które części murów pochodzą jeszcze z pierwszego zamku, a które były dobudowywane w późniejszych wiekach.
Zamek można zwiedzać tylko z przewodnikiem, a trasy odbywają się co godzinę - zarówno po niemiecku, jak i po angielsku. W środku jesteśmy przez mniej więcej godzinę, przechodzimy przez zrekonstruowane komnaty, spoglądamy na okolicę z balkonu, a całość kończymy w niewielkiej kaplicy zamkowej. Wstęp dla osoby dorosłej kosztuje 9 euro (38,50 zł), bilety ulgowe są po 6-7 euro, w zależności od ulgi. Szkoda tylko, że nie można robić zdjęć, bo niektóre wnętrza są naprawdę fajnie zrekonstruowane. Zresztą to tutaj kręcono jedną z wersji "Trzech muszkieterów", "Piątego muszkietera", a nawet jakiś fragment "Władcy pierścieni"... Nie potrafię znaleźć, jaki, ale przewodniczka tak się tym ekscytowała, że chyba wypada jej wierzyć ;)
Po wyjściu z zamku mam w końcu czas, by zobaczyć sam Mödling. Miasteczko jest bardzo stare, choć dziś ciężko określić, kiedy w tej okolicy osiedlili się pierwsi mieszkańcy. Bądź co bądź, na pewno było to jeszcze przed naszą erą, a pierwsza nazwa miejscowości (z której z biegiem lat wyewoluował Mödling) brzmiała Medilihha, co miało oznaczać wolno płynącą wodę. Jednak liczne wojny i najazdy zrobiły swoje i niewiele tu zostało budynków sprzed lat, choć współcześnie ładnie odnowiona starówka jest chroniona przez konwencję haską dot. postępowania wobec dóbr kultury w czasie konfliktu zbrojnego. W efekcie centrum Mödling jest tak urocze i ma taką fajną atmosferę, że po prostu chce się usiąść w jednej z kawiarni i cieszyć słonecznym dniem ;).
Nad starówką wznosi się kościół szpitalny (Spitalkirche), wybudowany w XV wieku. Niestety, wejście było zamknięte, mogłam się tylko przyjrzeć wnętrzu zza krat. W środku natychmiast rzuca się w oczy XVIII-wieczny neogotycki ołtarz oraz pięknie zdobione sklepienie, autorstwa braci Franza i Karla Jobsta. Z tego, co podpowiada wujek Google, nie jest to jedyny warty odwiedzenia kościół w Mödling, więc będę musiała tam któregoś dnia wrócić, by urządzić sobie spacer po miejscowych świątyniach :).
Znalezione w internecie zdjęcia zachęciły mnie też do poszukiwań miejscowego akweduktu - wybudowany w latach siedemdziesiątych XIX wieku to już lokalny zabytek. Wysoki na ok. 24 m, złożony z siedmiu szerokich łuków, na zdjęciach wyglądał bardzo okazale. A w rzeczywistości... nie no, źle nie było, jednak tak wyjątkowo też nie ;). Akwedukt biegnie przez miasto, nad ulicami, przez co ani nie wydaje się tak ogromny, ani wyjątkowy... Ot, ceglana budowla.
Chociaż mój spacer po Mödling zajął kilka godzin, wciąż mam poczucie, że nie zobaczyłam wszystkiego, co to miasteczko ma do zaoferowania. Na szczęście to tylko kilkanaście minut jazdy, więc zawitam tam na pewno jeszcze nie jeden raz. I Wam też polecam, przy okazji dłuższej wizyty w Wiedniu - fajnie czasem się wyrwać z dużego miasta ;).

Prześlij komentarz

0 Komentarze