Advertisement

Main Ad

Ars Electronica - muzeum przyszłości

Lubię wszelakie muzea poświęcone nauce i technologii, urządzone w nowoczesny sposób, bo pozwalają człowiekowi dorosłemu poczuć się przez chwilę jak dziecko :). Atrakcje w stylu naszego warszawskiego Centrum Nauki Kopernik znajdziemy już z większości krajów, zazwyczaj w stolicach... W Austrii jednak wybór padł na Linz - miasto z bogatą historią i jeszcze bogatszym zapleczem przemysłowym. Tuż nad brzegiem Dunaju wznosi się charakterystyczny budynek (nocą podobno ładnie podświetlany), mieszczący w sobie centrum Ars Electronica - największą atrakcję turystyczną Linzu, nazywaną nawet Muzeum przyszłości.
Ars Electronica jest otwarte codziennie z wyjątkiem poniedziałków, a bilet wstępu dla osoby dorosłej kosztuje 9,50 €. Wydaje mi się to ceną bardziej niż w porządku, biorąc pod uwagę, ile różnych ciekawostek znajdziemy w środku i ile czasu możemy tam spędzić. Jeszcze na parterze znajduje się niewielka sala kinowa, gdzie regularnie emitowane są półgodzinne filmiki naukowe. Większość jest po niemiecku, ale co jakiś czas w programie znajdziemy też coś po angielsku. Zdecydowanie nie można tego przegapić, bo to jeden z najfajniejszych momentów w Ars Electronica. Oglądamy tam różne prezentacje 3D, włącznie z mapą kosmosu, a ekran znajduje się nie tylko przed nami, ale też... na podłodze. Po której swoją drogą można cały czas chodzić. Nigdy jeszcze nie byłam na trójwymiarowym pokazie, gdzie obiekty nie tylko leciały w moim kierunku z przodu, ale też otaczały mnie ze wszystkich stron, wyrastały mi pod nogami, przelatywały między palcami rąk... Wrażenie niesamowite :). Potem wszyscy znaleźliśmy się wśród rzymskich ruin, gdzie wokół nas rekonstruowano stare zabytki, człowiek miał wrażenie, jakby przelatywał przez kopułę Panteonu albo płynął środkiem akweduktu. Na sam koniec zobaczyliśmy zdjęcie Alp zrobione w wysokiej rozdzielczości. Jak wysokiej? Na tyle, że jakaś niewielka czarna kropka dała się tak przybliżyć, że bez problemu można było zobaczyć obrączkę na palcu narciarza. Inna wręcz niewidzialna na zdjęciu kropeczka w przybliżeniu okazała się wagonikiem kolejki, z którego mogliśmy odczytać informacje napisane na drzwiczkach przez producenta... Niby nie od dziś wiadomo, że przy współczesnej technice takie rzeczy to łatwizna, a jednak robią wrażenie ;).
Główną częścią Ars Electronica jest zajmująca całe piętro wystawa Neue Bilder vom Menschen (Nowe obrazy ludzkości). Podzielone jest na cztery główne laboratoria - poświęcone biologii, mózgowi, designowi oraz VR - wirtualnej rzeczywistości. Wokół kręci się sporo asystentów i pracowników muzeum, bo nie wszystkiego możemy dotknąć sami. A co można tu zrobić? Właściwie wszystko! Z okularami VR i pilotem w dłoni błądzić po innym, wirtualnym świecie. Wydrukować coś w drukarce trójwymiarowej. Zmierzyć się z różnymi iluzjami. Przyjrzeć różnym tkankom pod mikroskopem. Zrobić zdjęcie i zbadać źrenicę oka. Sprawdzić reakcje ciała i mózgu na różne bodźce. I wiele, wiele więcej! Do niektórych atrakcji trzeba chwilę poczekać, ale - co zaskakujące - w Ars Electronica nie było tłumów i właściwie wszystkiego można było spokojnie spróbować. A byłam tam przecież w sobotnie popołudnie, czyli w porze, kiedy takie miejsca są zazwyczaj oblegane przez turystów i rodziny z dziećmi. Spokój panujący w Ars Electronica był dla mnie pozytywnym zaskoczeniem.
Pozostałe części muzeum również są mniej lub bardziej interaktywne. Czasem ta interaktywność to tylko przerzucenie strony w książce, gdy komputer skanuje kod i pisze na czystej stronie wybrany tekst. Czasem wybieramy kraj z listy, a na ekranie wyświetlają się nam wszystkie wiadomości z portali informacyjnych poświęcone danemu państwu. Gdzie indziej możemy podnieść słuchawkę i porównać, jak wygląda rozmowa z call center, w którym siedzi człowiek i takiego, gdzie za rozmowę odpowiada komputer. A są też miejsca, gdzie nie możemy nic dotknąć, tylko poczytać o historii internetu albo obserwować, jak zmienia się dana powierzchnia, gdy komputer generuje losową funkcję matematyczną. Wiadomo, nie wszystko zaciekawi każdego i znajdą się miejsca, które ominiemy ze wzruszeniem ramion. Ale zdecydowanie więcej jest takich miejsc, gdzie przystaniemy i będziemy chcieli wszystkiego spróbować.
Gorąco polecam wizytę w Ars Electronica, jeśli kiedykolwiek traficie do Linz :). To atrakcja dla każdego - niezależnie od wieku, choć czasem przy niektórych stolikach jest informacja z ograniczeniem wiekowym. Na tygodniu podobno można tu trafić na wycieczki szkolne i lekcje pokazowe, więc wygląda na to, że weekendy są spokojniejszym okresem, jeśli chodzi o wizytę w Muzeum przyszłości. Warto tylko zarezerwować sobie na wstępie kilka godzin... ;)

Prześlij komentarz

0 Komentarze