Advertisement

Main Ad

Przeczytane w lutym

Tematów książkowych nie było na blogu już przez dobre 1,5 roku, a przecież nie znaczy to, że przestałam czytać. Jednak od przeprowadzki do Wiednia znacznie rzadziej sięgam po szwedzkich autorów albo ogólnie po książki o tematyce skandynawskiej, a to o nich głównie pisałam na blogu. Pomyślałam jednak, że chciałabym przywrócić tutaj tematykę książkową, choć w nieco innej formie - oddzielny wpis o każdej lekturze przekształciłby to miejsce w bloga o literaturze, a tego nie chcę ;). A że mój czytelniczy luty był mieszanką wszystkiego - szwedzkich autorów i tematyki skandynawskiej, światowej klasyki oraz prób czytania po niemiecku... Zatem zapraszam na podsumowanie tego, po co sięgnęłam w lutym. I jak zawsze zachęcam do podzielenia się ze mną tytułami, które na Was wywarły wrażenie - w końcu świat bez literatury byłby bardzo nudny ;).

J.K. Rowling - Harry Potter und der Stein der Weisen
Jakkolwiek dziwnie by to nie wyglądało, pierwszą książką, którą skończyłam w lutym był Harry Potter i kamień filozoficzny... po niemiecku. Tak naprawdę jednak męczyłam się z tą lekturą przez cały styczeń, bo był to pierwszy dłuższy tekst, po który sięgnęłam po niemiecku po dobrych dziesięciu latach przerwy. Wybór był dla mnie od samego początku oczywisty, bo akurat Harry Potter jest napisany bardzo przystępnym językiem, a do tego książkę tę znam właściwie na pamięć. Po polsku czytałam ją kilka razy (za każdym razem, gdy wychodził kolejny tom, czytałam wszystkie poprzednie), a ponadto od pierwszego tomu Harry'ego zaczęłam też swoją przygodę z hiszpańskim i szwedzkim. Na początku lektury jeszcze dość często korzystałam ze słownika, ale potem poszłam na żywioł - po co tłumaczyć coś, co i tak znam na pamięć? ;) A do tego nauczyłam się tylu przydatnych słówek jak chociażby Zauberstab (magiczna różdżka) czy Tarnumhang (peleryna-niewidka). Nigdy nie wiadomo, kiedy się przydadzą, prawda?

Elżbieta Cherezińska - Harda
Cherezińska to dla mnie autorka pisząca bardzo nierówno. Moja przygoda z jej twórczością zaczęła się od Sagi Sigrun, bo pomyślałam, że skoro lubię historię skandynawską, to z chęcią poczytam o Wikingach. Książka okazała się bardzo przeciętna i po kolejne tomy Północnej drogi już nie sięgnęłam. Cherezińskiej dałam jednak jeszcze jedną szansę - tym razem odnośnie polskiej historii. I tu byłam kompletnie zaskoczona, bo cykl Odrodzone królestwo wciągnął mnie niesamowicie i bardzo mi się spodobał. Po dwóch tak różnych doświadczeniach nie wiedziałam, czego się spodziewać po Hardej. Bo nowy cykl poświęcony jest Świętosławie - Sygrydzie, siostrze Bolesława Chrobrego, królowej Szwecji, Danii i Norwegii. Czyli mamy tu miks wszystkiego: historię średniowiecznej Polski i Skandynawii, najazdy Wikingów na Wielką Brytanię, tworzenie się państwa polskiego... Plus mnóstwo fantazji autorki, bo przecież z tych czasów nie mamy zbyt wielu tekstów źródłowych, więc autorce pozostawała wyobraźnia.
Całość wciąga, jeśli lubi się historię średniowieczną, dworskie konflikty i wojny Wikingów. I jeśli jest się w stanie przymknąć oko na nieścisłości historyczne, bo tych tu jest całkiem sporo. Poznajemy Świętosławę jako młodą księżniczkę po śmierci Dobrawy i widzimy, jaki przypada jej udział w rozbudowaniu potęgi Mieszka I - jako żona Eryka Zwycięskiego trafia na dwór szwedzki. Tam jako Sygryda Storråda rozpoczyna nowe życie, a po śmieci króla Szwecji wychodzi za mąż za władcę Danii - Swena Widłobrodego. Takie połączenie historii Polski, Szwecji i Danii w wykonaniu Cherezińskiej podobało mi się znacznie bardziej niż próby pokazania samej Skandynawii w Północnej drodze. Całość czyta się bardzo szybko i przyjemnie, wciąż zastanawiając się, co będzie dalej...  Tutaj byłam pewna, że po drugi tom z cyklu sięgnę na pewno. :)

Lars Berge - Korponinja
Czas w końcu sięgnąć po coś szwedzkiego... O książce pierwszy raz przeczytałam na Szwecjoblogu, bo Natalia - autorka bloga - jest jej tłumaczką ze szwedzkiego. Po przeczytaniu kilku recenzji wiedziałam, że nie będzie to literatura najwyższych lotów, ale raczej coś lekkiego, akurat do czytania w metrze czy przed zaśnięciem. Okazało się, że moje nastawienie było wręcz idealne ;).
Głównym bohaterem książki jest Jens Jansen, pracujący w szwedzkiej korporacji niedaleko Arlandy. Znudzony i zmęczony życiem w open space postanawia upozorować własne zaginięcie i ukrywa się... w pracy. W końcu to ostatnie miejsce, w którym ktoś by go szukał, prawda? Książka jest napisana lekko, dobrze się ją czyta, choć - jak już wspomniałam - nie jest to wymagająca lektura. Sam pomysł ucieczki od korporacji i ukrycia się przed nią w budynku firmy zaciekawił mnie, jednak niektóre wymyślone przez autora sytuacje są tak abstrakcyjne, że człowiek czasem głupieje, czytając. No ale w końcu gdybym miała ochotę na coś ambitnego do przeczytania, to wybrałabym np. taką Annę Kareninę, a nie Korponinję ;). Szwedzka powieść zaś idealnie się nadaje na odprężające wieczory... akurat po całym dniu spędzonym w korporacji.

Jakub Żulczyk - Ślepnąc od świateł
Od jakiegoś czasu ten tytuł przewijał się chyba we wszystkich mediach, ze względu na dość popularny serial, który powstał w oparciu o tę lekturę. Jako że ja fanką seriali zdecydowanie nie jestem, postanowiłam wybrać książkę - zwłaszcza, że zbierała ona dość dobre recenzje. I cóż... Nie rozumiem i chyba już nie zrozumiem sukcesu Ślepnąc od świateł. Choć cała historia nie jest jakoś wybitnie zła, to już styl autora, sposób opowiadania tej historii... pozostawiają wiele do życzenia. Przeplatanie dziwnych snów z wydarzeniami z życia dealera, zwidy z niewyspania i mnóstwo przekleństw. Całość czyta się dość szybko, choć niektóre fragmenty męczą na tyle, że chciałoby się je po prostu przeskoczyć. Lektura przeciętna, chociaż zaskakujące (przynajmniej dla mnie ;) ) zakończenie działa na plus. Mimo wszystko, książka z tych, które wrażenia nie wywierają i które się szybko zapomina.

Yuval Noah Harari - Homo Deus. Krótka historia jutra
Książki Harariego są dość specyficzne - z jednej strony niesamowicie wciągają, z drugiej jednak czyta się je strasznie powoli. Tak miałam wcześniej z Od zwierząt do bogów, tak miałam i teraz z Krótką historią jutra. Obie są ze sobą powiązane, choć nic nie stoi na przeszkodzie, by sięgnąć po Homo Deus, nie znając wcześniejszej książki Harariego, bo część istotnych zagadnień zostaje tu i tak powtórzona. Krótka historia jutra opowiada o tym, dokąd zmierza świat w epoce nowych technologii. Kiedy potęga człowieka jest tak ogromna, jak nigdy wcześniej, a zarazem kiedy ten człowiek stworzył technologie, które wkrótce będą mogły go zastąpić. W końcu już dziś komputer w wielu kwestiach prześciga człowieka. Co się może stać, kiedy komputer będzie jeszcze lepszy? Nie jest to jednak tanie science fiction o tym, jak sztuczna inteligencja ucieka spod kontroli i podbija świat. To raczej kilka realnych scenariuszy, gdzie za kilkadziesiąt lat znajdzie się rasa ludzka. Może się tak okazać, że żaden z nich się nie sprawdzi, jednak Harari zmusza nas do myślenia i rozbudza wyobraźnię. Czy homo sapiens będzie jeszcze światu potrzebny za X lat?

J.K. Rowling - Harry Potter und die Kammer des Schreckens
Czytając Harry'ego po hiszpańsku i szwedzku przebrnęłam przez pierwszy tom (zajęło mi to wieki) i na tym skończyłam. Po niemiecku zaś niemal natychmiast po skończeniu Kamienia filozoficznego, sięgnęłam po Komnatę tajemnic. Może dlatego, że już minęło ładnych parę lat, odkąd skończyłam całą serię i w sumie fajnie było ją sobie odświeżyć. Drugi tom czytało mi się dużo lepiej i szybciej niż pierwszy - zarówno ze względu na ciekawszą akcję, jak i na fakt, że już podstawowe słownictwo zostało mi w głowie i nie musiałam wszystkiego co rusz tłumaczyć. Były też drobiazgi, które w niemieckim tłumaczeniu mnie nieco zirytowały, jak chociażby drugie imię Toma Riddle - w oryginale Marvolo, po niemiecku Vorlost, by przestawienie liter mogło dać ist Lord Voldemort. Coraz częściej zauważałam też, że niemiecki tłumacz nie bawił się w słowotwórstwo jak polski - wiele nazw własnych zostało zachowanych po angielsku. A szkoda, bo z językowego punktu widzenia byłaby to niezła ciekawostka... ;)

Ilona Wiśniewska - Białe. Zimna wyspa Spitsbergen
Archipelag Svalbard interesuje mnie już od dłuższego czasu. Marzy mi się wizyta na tej dalekiej północy, gdzie żyje więcej niedźwiedzi polarnych niż ludzi. Gdzie latem nigdy nie zachodzi słońce, a zimą jedynym naturalnym źródłem światła jest zorza polarna i księżyc. Z takimi myślami sięgnęłam po Białe Ilony Wiśniewskiej. Słyszałam wcześniej dużo dobrego - zarówno o książce, jak i o autorce, miałam więc może nieco za wysokie oczekiwania na wstępie. Białe jest dobrym reportażem - aż albo tylko dobrym. To porządnie napisana książka, zbiór opowieści o ludziach żyjących na wyspie Spitsbergen. Głównie o Polakach, te inne narodowości przewijają się nieco w tle. Zebrane przez autorkę opowieści są mniej lub bardziej ciekawe, ale czegoś mi tu brakuje. Może więcej informacji o samej wyspie, jakichś ciekawostek, których nie znajdziemy na Wikipedii? Może więcej historii niepolskich? Może też więcej własnych przeżyć i odczuć odnośnie życia na tak dalekiej północy...? Bo choć autorka często wspomina o tym, że na wyspie już jakiś czas mieszka, to jednak jej własnych odczuć i doświadczeń jest tu zaskakująco mało. I po skończonej lekturze pozostaje dziwny niedosyt - źle nie było, ale przecież mogło być lepiej.

Lew Tołstoj - Anna Karenina
Staram się od czasu do czasu sięgać po dzieła klasyczne, nadrabiać zaległości... Na czytaniu Anny Kareniny zeszło mi kilka tygodni, głównie dlatego, że fragmenty, które pochłaniałam naraz przeplatały się z takimi, gdy najzwyczajniej w świecie zasypiałam nad książką. Jednak pierwsze, co mi się rzuciło w oczy, to język. Dziś już mało kto tak pisze - dobrze, mądrze i z polotem. Pod tym względem lektura Anny Kareniny stanowiła ogromną przyjemność.
Rozczarowałam się za to treścią. Ileż to stron wychwalało dzieło Tołstoja jako największy romans wszech czasów czy genialny przykład lektury psychologicznej. Niby jeden z dwóch głównych wątków faktycznie kręci się wokół Anny i Wrońskiego, jednak ich romans często stanowi tło wydarzeń, a nie ich najważniejszy punkt. Przed lekturą wyobrażałam sobie wszelakie rozważania Anny i Wrońskiego na temat ich trudnej sytuacji, miłości, rozwodu, związków... A tymczasem tego tu prawie nie ma. Pojawiające się tylko czasem myśli Anny sprawiają, że tytułowej bohaterki wręcz nie da się polubić za jej użalanie się nad sobą i obwinianie wszystkich dookoła. Większość zaś psychologii kręci się wokół Lewina i jego rodziny i przyznam, że ten wątek był dla mnie najnudniejszą częścią powieści i odebrał mi sporo uroku tej lektury. Filozoficzne dysputy o polityce, religii, gospodarce rosyjskiej... Wszystko to było tak rozwleczone, że wręcz usypiające. To nad tymi fragmentami potrafiłam utknąć na tydzień, bo nie byłam w stanie przebrnąć przez więcej niż jeden krótki rozdział dziennie. Zdaję sobie sprawę, że te długie monologi i rozmyślania służą przybliżeniu czytelnikowi obrazu Rosji z tamtych czasów. Całościowo oceniam książkę jako dobrą, bo jest przecież świetnie napisana, z pomysłem i rozmachem. Po prostu nie wszystkie wątki do mnie przemawiają, a postać Lewina - choć pierwszoplanową - z przyjemnością bym wycięła ;).

J.K. Rowling - Harry Potter und der Gefangene von Askaban
Sama byłam zaskoczona tym, jak szybko zaczęło mi się czytać kolejne części Harry'ego po niemiecku. Więzień Azkabanu to moja ulubiona książka z serii i aż mnie trochę zabolała taka jej nie najładniejsza okładka... ;) Było to też dla mnie największe jak dotąd wyzwanie językowe, bo okazało się, że w książce brakuje niektórych stron. Oczywiście w dobie internetu znalezienie braków zajęło mi chwilę, jednak w wersji internetowej brakowało niemieckich liter. Mój niemiecki zdecydowanie nie jest jeszcze na poziomie zaawansowanym i czasem domyślanie się, że Brotr znaczy Bürotür, czyli drzwi do biura nie przychodziło mi zbyt szybko... Ale za to jaka satysfakcja, gdy mimo to udało mi się czytać ze zrozumieniem! I jeszcze większa, gdy przebrnęłam w końcu przez brakujące strony i mogłam kontynuować normalne czytanie ;).

Thomas Keneally - Lista Schindlera
Jeśli chodzi o ekranizacje, zazwyczaj najpierw czytam książkę, a kiedy mi się spodoba, to czasem z lękiem zaryzykuję obejrzenie filmu. Z Listą Schindlera było inaczej - najpierw, jeszcze przed laty, bardzo poruszył mnie film, a teraz w moje ręce trafiła i książka. I choć znałam całą fabułę, lektura zdecydowanie trafiła prosto w serce.
Lista Schindlera to coś pomiędzy reportażem a powieścią. Keneally zebrał wspomnienia Żydów Schindlera i opublikował je w formie poruszającej historii. Z jednej strony książkę czyta się jak najlepszą powieść, z drugiej co chwila uderza człowieka świadomość, że to wszystko przecież wydarzyło się naprawdę. Co więcej, autor nie stara się gloryfikować Schnidlera - wręcz przeciwnie, przedstawia go jako człowieka pełnego słabości (alkohol, kobiety) i szalonych pomysłów. Bo w końcu czyż wyrwanie tylu Żydów ze szponów holokaustu nie było szalonym pomysłem? Ze wszystkich przeczytanych ostatnio książek Lista Schindlera zdecydowanie najbardziej utkwiła mi w głowie i zmusiła do przemyśleń. Ponadto wielki ukłon dla autora za język i styl - o holokauście ciężko jest pisać i, co nie dziwi, wiele książek tematycznych jest napisanych dość topornym językiem, bo opowiadającym ciężko było ubrać w słowa to, co przeżyli. Tutaj właściwe słowa znalazł pisarz i efekt jest taki, że Listę Schindlera uważam za lekturę wręcz obowiązkową dla tych, co chcieliby choć trochę zgłębić tę trudną tematykę.


Moim zdecydowanym numerem jeden, jeśli chodzi o książki przeczytane w tym miesiącu, jest ostatnia lektura - Lista Schindlera. Największym rozczarowaniem (z cyklu: kto mi zwróci godziny zmarnowane na czytanie? ;) ) okazało się Ślepnąc od świateł, ale może to ja po prostu się nie znam na bestsellerach... Oczywiście, bardzo w moim stylu, rozpoczęłam już trzy kolejne książki - w tym kontynuację przygód Świętosławy - Sygrydy autorstwa Cherezińskiej. Tylko czasu tak mało... :)

Prześlij komentarz

0 Komentarze