Advertisement

Main Ad

Jeden dzień w Monako

Jednodniowy wypad do Monako to chyba najlepszy pomysł, jeśli mamy trochę wolnego czasu podczas pobytu w Nicei. Miasta dzieli niecałe dwadzieścia kilometrów, które szybko pokonamy pociągiem, a nieco wolniej - choć taniej - autobusem. Jako że przystanek linii 100, kursującej z Nicei do Mentony przez Monako, znajduje się przy Le Port - zaledwie parę minut piechotą od mojego hotelu - wybieram transport autobusowy. Zwłaszcza, że kurs odbywa się co piętnaście minut, więc mogłam iść na przystanek, nie znając rozkładu. Mam dobre wyczucie czasu, bo kiedy docieram na miejsce, akurat wchodzą ostatni pasażerowie i po prostu do nich dołączam. Czytałam wcześniej, że dobrze usiąść po prawej stronie autobusu, bo wtedy będę mogła podziwiać z okna Francuską Riwierę. Choć przy samym oknie miejsc już nie było, to i tak całą drogę wychylam się zza ramienia siedzącej obok dziewczyny, bo widoki - jak chociażby na powyższym zdjęciu - naprawdę zapierają dech w piersiach!
W samym Monako autobus zatrzymuje się w kilku miejscach, a ja wybieram przystanek Casino, bo znajduje się tuż przy wejściu do informacji turystycznej i w sercu popularnej dzielnicy Monte Carlo. Najpierw wchodzę do informacji, gdzie zaopatruję się w mapę i kilka folderów informacyjnych. Mapa się przydaje, bo telefon głupieje z dostępnymi sieciami - przeskakuje ciągle z francuskiej na włoską, z włoskiej na monakijską... O ile na miejscowej internet śmiga, to na sąsiednich różnie z tym bywa, a okazuje się, że nawet w centrum Monako nie zawsze da się podłączyć do sieci monakijskiej. Na szczęście wszystkie tak samo obejmuje roaming, bez dodatkowych opłat, więc nie robi mi to zbytniej różnicy - po prostu dla własnej wygody korzystam z papierowej mapy ;).
Skoro już wysiadłam na przystanku Casino, to nie ma innej opcji - muszę pod to słynne Kasyno podejść. Budynek już z zewnątrz wywiera wrażenie (w środku podobno jeszcze większe, ale tego nie sprawdzałam) i chyba tak powinno być, bo to w końcu jedno z najbardziej znanych kasyn na świecie ;). Parking przed budynkiem jest pełen samochodów, na które w życiu nie będzie mnie stać, ale na które zawsze miło popatrzeć ;).
Mijam Kasyno i przez otaczające je ogrody kieruję się do wybrzeża. Znajduję się na dość wysokim punkcie widokowym, skąd rozpościera się widok na tę część tego niewielkiego księstwa. Patrząc na lewo, widzę już dalsze francuskie miasteczka - w końcu samo Monako ma zaledwie 2,2 km2, a i to tylko dlatego, że państwo powiększa swoje terytorium, budując na wodzie. Tuż przede mną znajduje się kolorowy dach audytorium Rainiera III, a dalej widzę zacumowane jachty i łodzie w Porcie Herkulesa - moim kolejnym przystanku.
Port Herkulesa jest główną przystanią Monako - cumuje tu kilkaset mniejszych i większych łodzi. Wybieram się na spacer wzdłuż portu, choć niestety - te większe jachty stoją na głębszych wodach i nie podchodzę tak blisko, jakbym chciała. Wybrzeże wydaje się też ulubionym miejscem spacerowym dla miejscowych, bo mija mnie tu sporo biegaczy czy rodziców z wózkami.
Port znajduje się na samym wybrzeżu, więc jeśli chcę iść zwiedzać gdzieś dalej, znów muszę się piąć do góry. Spacer po mieście okazał się dużo bardziej męczący, niż się tego spodziewałam, ale po prostu ciągle się tu chodzi góra-dół-góra-dół... Gdy pod koniec dnia zerknęłam na aplikację mierzącą kroki, okazało się, że przeszłam niecałe 15 kilometrów... ale weszłam po schodach jakby na 57 piętro. Zakwasy w łydkach czułam przez kolejne dwa dni ;). Przy Place d'Armes rozpoczyna się ścieżka biegnąca w górę na Skałę Monako, zwana Rampe de la Major. Wchodzę bez pośpiechu, zatrzymując się co chwila i robiąc mnóstwo zdjęć. Szybkim tempem mija mnie starszy pan, próbując okrzykami zachęcić mnie do zwiększenia tempa (tak zakładam, bo sorry, ale je ne parle pas francais :P). Na pierwszym zakręcie mijam go siedzącego z zadyszką na ławeczce, jego zapał na szybkie wejście gdzieś się ulotnił ;). Wzgórze jest niewielkie i dość szybko staję na jego szczycie.
I oto stoję przed Pałacem Książęcym. Mogę go oglądać tylko z zewnątrz, bo pomieszczenia udostępniane są zwiedzającym tylko w sezonie, a ten zaczyna się dopiero w kwietniu. Przez stulecia Monako było fortecą zmuszoną bronić się przed silniejszymi sąsiadami i choć większość fortyfikacji została z czasem rozebrana, to wciąż budowla bardziej przypomina zamek obronny niż pałac. Ta ciekawa kombinacja dekoracji pałacowych z zamkowymi murami przyciąga w sezonie tłumy turystów - zwłaszcza, że podczas zwiedzania (choć za dodatkową opłatą) można też zobaczyć książęcą kolekcję samochodów.
Na Skale Monako poza Pałacem Książęcym znajduje się też całe stare miasto. Może nie ma takiego klimatu jak wiele innych, znanych mi starówek, ale mimo wszystko przyjemnie tu pospacerować, zaglądając przy okazji do licznych sklepików z pamiątkami. Pierwsze widzę już na placu przed Pałacem, ale tam ceny są wręcz kosmiczne, więc szybko odchodzę dalej. Na szczęście nieco dalej w głąb starówki ceny robią się bardziej przystępne. Do tego niemal na każdym rogu znajduje się jakaś pizzeria - pizza to chyba najpopularniejszy (i najsensowniejszy cenowo) wybór wśród turystów. Jedną z głównych atrakcji Skały Monako jest też ogromne Oceanarium, które znalazło się i na mojej liście must-see. Zwłaszcza, że mogłam kupić nieco taniej bilet łączony, który pozwolił mi zajrzeć nie tylko do Oceanarium, ale też i do Ogrodu Egzotycznego. Ale o tych miejscach opowiem już w oddzielnym wpisie - mam stamtąd stanowczo za dużo zdjęć... ;)
Oczywiście trafiam też niemal natychmiast do Katedry Notre-Dame-Immaculée, wybudowanej na przełomie XIX i XX wieku, na miejscu zburzonej wcześniejszej katedry św. Mikołaja. Świątynię wzniesiono w stylu neoromańskim, a jedną z jej głównych atrakcji są grobowce władców Monako, w tym chociażby ostatniego księcia Rainiera III i jego żony Grace Kelly. Śladem tej hollywoodzkiej aktorki i monakijskiej księżnej możemy zresztą zwiedzać Monako - w związanych z nią miejscach znajdują się tablice informacyjne ze zdjęciami i historią. Mnie akurat takie zwiedzanie śladami gwiazdy nie ciągnie, więc tablice omijam, a wchodzę z ciekawością do katedry.
Gdy do spaceru dołożyłam jeszcze wizytę w Oceanarium i Ogrodzie Egzotycznym, nie wiedzieć kiedy zleciał mi cały dzień i nadszedł czas zbierania się z powrotem do Nicei. Chociaż czułam się nieźle zmęczona, to jednak wciąż myślę, że nie zobaczyłam tyle, ile chciałam. Monako okazało się niezwykle fascynującym miejscem, choć przecież kraj sam w sobie jest taki malutki i wydawać by się mogło, że nie da się tu upchnąć zbyt dużo z turystycznego punktu widzenia. Zdecydowanie można by tu spędzić i cały weekend i nie byłoby czasu na nudę ;).
A jak to wygląda cenowo? Wbrew pozorom Monako nie kosztowało mnie tak dużo, jak się tego spodziewałam - jednodniowy wypad wyniósł mnie niecałe pięćdziesiąt euro.
- 1,50 € (6,44 zł) - autobus Nicea-Monako
- 16 € (68,66 zł) - bilet łączony na Oceanarium i Ogród Egzotyczny - ceny biletów różnią się w zależności od sezonu, marzec to sezon niski i bilety są tańsze
- 15,50 € (66,52 zł) - lunch, czyli standardowo pizza i piwo
- 3 € (12,87 zł) - magnes
- 0,40 € (1,72 zł) - pocztówka
- 1,30 € (5,58 zł) - znaczek w ramach Europy
Biorąc pod uwagę, że kilka kartek wysłałam (ciekawe, czy i kiedy dojdą... ;) ), na wyjazd do Monako z Nicei wydałam 44,50 € (191 zł) i zdecydowanie - było warto!

Prześlij komentarz

0 Komentarze