Advertisement

Main Ad

Wilanowski Ogród Światła

Uwielbiam Warszawę w okresie przedświątecznym. Od lat uważam niezmiennie, że to jedno z najpiękniej przystrojonych na święta miast w Europie. Ale choć wielokrotnie spacerowałam udekorowanym Nowym Światem czy po Starówce, to do Królewskiego Ogrodu Światła w Wilanowie zawsze było mi nie po drodze. W tym roku uparłam się jednak, że uda mi się tam zajrzeć - nawet jeśli tylko na chwilę, a stamtąd będę już musiała łapać taksówkę na lotnisko. Miałam mniej więcej 2,5 godziny, by dojechać z Żoliborza do Wilanowa, zobaczyć Ogród Światła, a potem dotrzeć na Okęcie (sorry, Lotnisko Chopina) - dodajmy, że na tygodniu w godzinach szczytu ;). Na szczęście pół godziny na miejscu wystarczyło, bo mimo wszystko nie jest to rozległy teren.
Otwarcie Królewskiego Ogrodu Światła oznacza rozpoczęcie sezonu świątecznego w Warszawie. Coś jak wystawa w Nordiska Kompaniet w Sztokholmie ;). Sezon na świetlne pokazy zaczyna się w połowie października i trwa prawie do końca lutego. Mi było to bardzo na rękę, bo o Warszawę zahaczyłam w listopadzie - po drodze do i z Nepalu. Wiedziałam, że na tygodniu nie zobaczę wszystkiego, bo mappingi na fasadzie pałacu wyświetlane są tylko w weekendy. Nie zdawałam sobie jednak sprawy z tego, że w październiku i listopadzie jeszcze nie wszystkie instalacje są gotowe. Jak patrzę na stronę pałacu, w grudniu dodano Ogród Różany, który - jeśli wierzyć zdjęciom - jest zdecydowanie najpiękniejszą częścią… Byłam za wcześnie ;).
Co za to było już podczas mojej wizyty? Na pewno część nazwana Zimowym Ogrodem Króla, czyli drzewka (bombki robiły za pomarańcze) czy alejka otoczona pnączami. Akurat te dekoracje bardzo przypadły mi do gustu - szczególnie złote drzewka, wśród których ustawiono wysoką świetlną ramkę do zdjęć - idealne miejsce do fotek w ogrodzie ;).
Może nie natrafiłam na mappingi na ścianie pałacu, ale nie oznacza to, że nie dane mi było obejrzeć żadnych pokazów w Królewskim Ogrodzie Światła. Dość regularnie (podczas mojego krótkiego pobytu - dwukrotnie) rozświetla się Muzyczny Ogród Marzeń. Stojąc na tarasie górnym możemy oglądać pokazy odbywające się na tarasie dolnym przy dźwiękach muzyki klasycznej, chociażby Czajkowskiego czy Vivaldiego. W rytm tej muzyki poszczególne dekoracje zapalają się i gasną - muszę przyznać, że efekt naprawdę mi się spodobał.
W internecie wyczytałam, że na wizytę w Królewskim Ogrodzie Światła trzeba przeznaczyć minimum pół godziny (plus dodatkowe 15 minut, jeśli będziecie w weekend i chcecie obejrzeć mappingi). Jako że musiałam zwiedzać z zegarkiem w ręku (głupio byłoby się spóźnić na samolot), zauważyłam, że mniej więcej tyle czasu mi zeszło na miejscu. Ot, spacer między dekoracjami i - znacznie dłużej - oglądanie pokazów w Muzycznym Ogrodzie Marzeń. Nawet gdybym się nie spieszyła, nie miałabym co tam robić dużo dłużej. No chyba, że miałabym ze sobą statyw… Został w Wiedniu, bo nie było potrzeby taszczenia go ze sobą do Nepalu, ale jego brak boleśnie odczułam, próbując robić z ręki zdjęcia po nocy.
Myślę, że ktoś wpadł na bardzo fajny pomysł z tym Ogrodem Światła - jak ściągnąć ludzi poza sezonem do odległego Wilanowa… Podoba mi się też, że - z tego, co mogę zaobserwować na zdjęciach z poprzednich lat - co sezon dekoracje się zmieniają. Tegoroczne nie wywołują u mnie takiego wrażenia wow, jak to, co przedstawiają starsze fotki (zresztą, dlatego tak bardzo chciałam tam zajrzeć), ale efekt i tak jest naprawdę dobry. Oby więcej takich miejsc! :)

Ale wiadomo, że zdjęcia nigdy nie oddadzą w pełni magii takich miejsc... Więc co powiecie też na krótki filmik? :)

Prześlij komentarz

0 Komentarze