Advertisement

Main Ad

Żydowski Budapeszt

Erzsébetváros (dosłownie miasto Elżbiety) to żydowska dzielnica w Budapeszcie, więc nie dziwi, że na wielu polskojęzycznych blogach pojawiało się porównanie do krakowskiego Kazimierza. Z całym szacunkiem dla Krakowa, ale porównanie to najzwyczajniej w świecie obraża węgierską stolicę. Bo to, jak wygląda Erzsébetváros, jakie ciekawostki w sobie skrywa, jak pełen życia jest... na Kazimierzu tego nie ma. Albo jest, ale zdecydowanie nie na taką skalę. Hotel miałam przy samym Gozsdu-udvar (dziedzińcu Gozsdu), ale - ku mojemu zaskoczeniu - w środku panowała kompletna cisza. Kontrastowało to nieźle w porównaniu z tym, co widziałam na zewnątrz: pełne knajpki, głośna muzyka, masa młodych ludzi rozmawiających, jedzących i pijących na zewnątrz. Nawet jeśli teraz tych ludzi było zdecydowanie mniej niż przed pandemią, gdy dominowali tu jeszcze zagraniczni turyści. Tego miejsca nie da się nie lubić!
Gozsdu-udvar to miejsce, które zdecydowanie lepiej odwiedzić wieczorem. W weekend tak koło 18 zaczęli się już gromadzić ludzie, ale wciąż bez problemu znalazłam wolny stolik i na jedzenie czekałam bardzo krótko (na drinka jeszcze krócej ;) ). Ceny są turystyczne i dość wysokie jak na Węgry, choć dla mnie wciąż wydawało się ok - w porównaniu z Wiedniem. Zapiekanka i sałatka (mówimy tu o porcji, której nie mogłam wcisnąć), daiquiri i woda - całość wyszła niecałe 5000 HUF (63 zł), do tego trzeba doliczyć 10-15% napiwku, który na Węgrzech jest obowiązkowy.
Większość stolików znika w środku nocy i przechodząc przez Gozsdu-udvar nad ranem, ciężko mi było poznać to miejsce ;). Pojedyncze knajpki otwierały się z menu śniadaniowym, ale już bez muzyki i kolorowych świateł. Za to w miejscach, gdzie jeszcze parę godzin wcześniej siedzieli ludzie z drinkami, teraz rozstawiają się sprzedawcy ze swoimi stoiskami pełnymi biżuterii i innych drobiazgów.
Niestety, byłam na miejscu trochę zbyt krótko, by spróbować jeszcze żydowskiej kuchni w Erzsébetváros. Całą sobotę spędziłam w Szentendre i na zwiedzanie żydowskiej dzielnicy miałam tylko pół niedzieli, zanim przyszło mi się zbierać na autobus powrotny do Wiednia. Zaczęłam więc spacer z samego rana, kiedy jeszcze wszystko było zamknięte, ale temperatury nie przekraczały 30 stopni w cieniu ;). W Erzsébetváros żydowskich knajpek i restauracji znajdziemy mnóstwo - zacząwszy od tych ściśle koszernych, aż po normalniejsze, jedynie wzorowane na kuchni żydowskiej w części swojego menu.
Erzsébetváros był i jest nadal zamieszkany przez Żydów, choć dzisiaj stanowią oni znacznie mniejszy odsetek mieszkańców, niż miało to miejsce przed wojną. Pierwsza żydowska społeczność ukształtowała się na terenach średniowiecznej Budy jeszcze w XII wieku i na przestrzeni wieków przeszła przez podobne perypetie jak i w całej Europie - od nadawanych przywilejów i rozwoju handlu, aż po mordy i prześladowania. Za najlepszy czas, poniekąd złoty wiek budapesztańskich Żydów można by uznać XIX w., gdy w mieście funkcjonowało 125 synagog, a 200 tys. Żydów walnie przyczyniało się do szybkiego rozwoju Budapesztu. Niestety, rosnący antysemityzm i II wojna światowa zrobiły swoje, szacuje się, że z ponad 850 tys. węgierskich Żydów, Holokaust przeżyło niecałe 30%. Mimo wszystko na Węgrzech wciąż żyje jedna z największych grup żydowskich w Europie - w samym Budapeszcie szacuje się ją na ok. 110 tys. mieszkańców. Choć spora część uważa się za Węgrów żydowskiego pochodzenia, to wciąż chodzą oni do synagogi, jadają koszernie i dbają o rozwój żydowskiej kultury w Budapeszcie. Poza takimi aktywnymi miejscami jak restauracje i synagogi, w Erzsébetváros znajdziemy też miejsca bardziej upamiętniające dawnych mieszkańców tej dzielnicy. Raz będzie to pomnik z tabliczką Kto ratuje jedno życie - ratuje cały świat, innym razem informacja na budynku, że tu znajdowało się jedno z nielicznych źródeł wody dla całego getta podczas wojny...
Najważniejszym miejscem w Erzsébetváros jest Wielka Synagoga, zwana też - ze względu na swoje położenie - Synagogą ul. Dohány. Jest to największa synagoga w Europie, mogąca pomieścić 3000 wiernych. Świątynia została konsekrowana w 1859 roku, ale z II wojny światowej wyszła w opłakanym stanie - pełna renowacja miała miejsce dopiero w latach dziewięćdziesiątych, po upadku komunizmu. Uwielbiam takie miejsca i Wielka Synagoga była moim zdecydowanym must-see w Budapeszcie.
No i cóż, może i muszę zobaczyć synagogę, ale nie w czasach pandemii... Kasy pozamykane na cztery spusty, a wokół jedynie rozklejone plakaty, że przez COVID zamknięte do odwołania. Kiedy odwołają? Nie wiadomo, ale sprzedaż online biletów jest prowadzona dopiero na jesień, więc możliwe, że przez lato wejść do środka się nie da. Zresztą wiele innych atrakcji turystycznych w Budapeszcie też jeszcze była zamknięta do odwołania podczas mojej wizyty... Nie mając innego wyjścia, obchodzę Wielką Synagogę dookoła, zaglądając przez ogrodzenie, gdzie tylko się da. Widzę też słynne Drzewo Życia w Ogrodzie Pamięci Raula Wallenberga. Sam ogród dedykowany jest Sprawiedliwym Wśród Narodów Świata, ale Drzewo Życia - wierzba płacząca zaprojektowana na początku lat dziewięćdziesiątych przez Imrego Vargę - to hołd dla ofiar Holokaustu...
Skoro nie mogę zwiedzać Wielkiej Synagogi, błąkam się dalej po uliczkach Erzsébetváros. To świetne miejsce dla miłośników sztuki ulicznej, bo kolorowe murale wypatrzymy co i rusz za rogiem kolejnego budynku. Fanów piłki nożnej na pewno zainteresuje mural upamiętniający zwycięstwo Węgier nad Anglią 6:3 w 1953 roku. Na jednym z budynków wypatrzyłam też portret Sissi, to właśnie od imienia ukochanej przez Węgrów cesarzowej wzięła się nazwa Erzsébetváros - miasto Elżbiety.
Sama musiałam też podejść na ulicę Klauzál, bo tam właśnie znajduje się mural przyjaźni polsko-węgierskiej. Dwa dęby ze zrośniętymi korzeniami, na których widnieją słowa Stanisława Worcella, że nasze kraje są właśnie jak te dwa wiekuiste dęby... :) Mural powstał z okazji 75-lecia istnienia Instytutu Polskiego w Budapeszcie - miło zobaczyć coś po polsku w węgierskiej stolicy :).
Na terenie Erzsébetváros mijam jeszcze dwie inne synagogi - obie, niestety, zamknięte. Pierwsza, tuż przy muralu z Sissi, to synagoga Rumbach - zaprojektowana przez znanego dobrze w Wiedniu Ottona Wagnera w 1872 roku. Druga - ortodoksyjna synagoga ul. Kazinczy - pochodzi z początku XX wieku. W jej pobliżu widziałam chyba najwięcej żydowskich restauracji i sklepików, to faktyczne centrum żydowskiej kultury w Budapeszcie. Niestety, obie synagogi są tak położone przy wąskich uliczkach, że moim zwykłym obiektywem nie ma szans, by zrobić dobre zdjęcia i ująć całe budynki...
W poszukiwaniu żydowskich śladów warto też oddalić się odrobinę od Erzsébetváros i skierować się nad sam Dunaj. Tuż obok Parlamentu znajdziemy jeden z najbardziej charakterystycznych i poruszających pomników poświęconych ofiarom Holokaustu - to Buty na brzegu Dunaju. Pomnik przedstawiający dokładnie to, na co wskazuje jego nazwa, został tu postawiony w kwietniu 2005 roku, by upamiętnić Żydów zamordowanych nad rzeką przez Strzałokrzyżowców (węgierskich faszystów współpracujących z III Rzeszą) - w końcu czy można sobie wyobrazić lepsze miejsce do egzekucji? Wystarczy strzał i ciało wpada do wody, o resztę zatroszczy się Dunaj... Tylko przed strzałem prosimy zdjąć buty. I stoją teraz, już na stałe - duże i dziecięce, męskie i kobiece, nowe i zniszczone. Gdzieniegdzie ktoś zostawił kwiat, w innym miejscu but został przewiązany wstążką z flagą jakiegoś kraju (zaskakująco sporo widziałam ukraińskich), no i żydowskim zwyczajem - zostawione dookoła kamyczki. Budapeszt nie zapomina swojej historii...

Prześlij komentarz

0 Komentarze