Advertisement

Main Ad

Dachstein im Salzkammergut - jaskinia lodowa

O tym, że pod hasłem Dachstein można w Austrii zwiedzać nie tylko lodowiec, dowiedziałam się, gdy Google zaczęło podrzucać mi nie te zdjęcia, których szukałam. Zaczęłam czytać nieco więcej, czym jest to Dachstein in Salzkammergut i muszę przyznać, że spodobało mi się to, co przeczytałam. Kulturowy krajobraz Hallstatt-Dachstein / Salzkammergut wpisano w 1997 roku na listę UNESCO z wyjaśnieniem: ludzka aktywność we wspaniałym krajobrazie naturalnym Salzkammergut rozpoczęła się w czasach prehistorycznych, złoża soli zaczęto eksploatować nawet na ok. 2000 lat p.n.e. O samym Hallstatt pisałam już ostatnio na blogu, a podczas wizyty w miasteczku postanowiliśmy odwiedzić również oddalony o kilka kilometrów Dachstein im Salzkammergut.
Punktem startowym jest kolejka Dachstein Krippenstein, przy której znajduje się darmowy parking dla korzystających z atrakcji. Możemy tutaj wybrać parę opcji, w zależności od tego, co chcemy zobaczyć. Cały cennik znajdziecie tutaj, a wybierać można pomiędzy:
- panoramą - wjazd i zjazd kolejką na samą górę, a także wejście na słynną platformę widokową 5 palców,
- jaskinie - wjazd i zjazd kolejką na niżej położoną polanę, skąd trzeba podejść dalej. Są tu dwie jaskinie: lodowa i mamucia, w zależności od naszego biletu możemy odwiedzić jedną lub obie,
- all inclusive - jaskinie, panorama i jazda kolejką góra-dół, ile nam się tylko podoba danego dnia.
Opcji zatem trochę jest, najtańszy bilet w sezonie letnim kosztował 33 € i obejmował wjazd/zjazd i panoramę, najdroższy - all inclusive - to wydatek rzędu prawie 50 €. My początkowo planowaliśmy panoramę oraz jaskinię lodową, ale gdy dotarliśmy na miejsce, musieliśmy zmienić plany. Choć nie padało, wierzchołek tonął w chmurach, a widoczność na górze była zerowa. Prognozy zaś zapowiadały, że pogoda będzie się już tylko pogarszać. Z braku laku zdecydowaliśmy się jedynie na wizytę w jaskini lodowej - wraz z kolejką taka przyjemność kosztowała 37,50 € za osobę. A na poniższym zdjęciu widać chmurę, za którą znajduje się kolejka na szczyt i sam szczyt z platformą widokową... Tak jakby go nie było ;).
Jaskinie zwiedza się tylko z przewodnikiem o określonych godzinach, ale kupując bilet, nie dostajemy go na konkretną godzinę. Dopiero kiedy wjedziemy kolejką na górę, musimy podejść do punktu informacyjnego i tam zapisać się na najbliższą trasę. Warto pamiętać, że ze stacji kolejki czeka nas jeszcze ok. 15-minutowy spacer pod górkę do wejścia do jaskini, dlatego też dobrze wszystko wyliczyć, zapisując się na trasę. Zwiedzanie jaskini lodowej trwa ok. 50 minut, a w środku panuje średnia temperatura -2°C. Kurtka to rzecz obowiązkowa, dobre buty też nie zaszkodzą, choć podłoże zostało tak przygotowane, by się na nim nie ślizgać. Mi przy tym wszystkim najbardziej brakowało rękawiczek... ;)
Trasy odbywają się po niemiecku i angielsku, choć o angielskie tłumaczenie musiałam się upomnieć ;). Dostępne są też audioguide'y i informacje drukowane w siedmiu dodatkowych językach, jednak nie ma wśród nich polskiego. Może to kwestia przewodnika, ale opowiadanie po angielsku było mocno skrócone w stosunku do tego, co facet mówił po niemiecku i sporo ciekawostek tu umykało - za co spory minus. Czasem po niemiecku opowiadał jakąś historyjkę, a po angielsku rzucał jedynie: uwaga na głowy i patrzcie pod nogi, bo ślisko! Irytuje mnie coś takiego, bo w końcu w ofercie obie wersje językowe były przedstawione równorzędnie, płaci się tyle samo, a zwiedzać bez takiego przewodnika i tak nie pozwalają...
Wchodzimy do jaskini, rozpoczynamy trasę i z każdym postojem pojawia się pytanie gdzie ten lód? Jaskinia lodowa przypomina zwyczajną - ale to tak naprawdę zwyczajną, bez żadnych ciekawych stalaktytów czy stalagmitów. Jest chłodno, ale temperatura raczej też powyżej zera. Robione są pokazy z budzącymi się ze snu niedźwiedziami - wielka figura wyłania się z rykiem zza kamieni. Dla mnie trochę to tandetne, ale cóż poradzić ;). W końcu gdzieniegdzie widać bryły lodu, a po jakimś czasie docieramy do drzwi, zza których już czuć przejmujące zimno. Dopiero teraz wchodzimy do właściwej jaskini lodowej.
Pokonujemy trochę schodów i stajemy przed wielkim lodowym fallusem (no ja przepraszam, ale dokładnie tak to wygląda), który zdobi wszystkie foldery promujące jaskinię lodową. Podłoże wokół kilku mniejszych stalagmitów też jest pokryte lodem, ale już sama ścieżka, którą idziemy, a także ściany i sklepienie to skały. Światła lamp odbijają się w wodzie, która otacza topiący się lód - mamy przecież lato, a jaskinia jest otwarta na zewnątrz, topnienie nie powinno więc dziwić. Z drugiej strony, podobno zimą mróz się pogłębia (o ile dobrze pamiętam słowa przewodnika, to rekordowo odnotowano prawie -30°C), ale wtedy jaskini nie zwiedzimy - na stronie internetowej piszą o sezonie trwającym do 2 listopada. 
Spory plus za pokazy świetlne z muzyką w tle. Jaskinie mają zazwyczaj dobrą akustykę i w niejednej widziałam sceny, na których urządzono koncerty. Nie inaczej jest z jaskinią lodową w Dachstein im Salzkammergut - sceny tu może nie było, ale przewodnik wskazywał miejsce, w którym rozstawiano na lodzie fortepian. Podczas trasy koncertu nie było, ale pokaz kolorowych świateł odbijających się w lodzie, któremu towarzyszyła pięknie brzmiąca muzyka, wywarł na mnie największe wrażenie podczas całej trasy.
Do wyjścia szliśmy jeszcze po chwiejnym moście - znów po ciemku przy migających kolorowych światłach i dźwiękach muzyki. Niestety, ze względu na COVID i niewielką ilość miejsca, na moście nie można się było zatrzymywać.
Lubię jaskinie, a lód był tutaj zdecydowanie fajną ciekawostką, ale jednak czegoś mi tu brakowało. Przede wszystkim inaczej wyobrażałam sobie jaskinię lodową - nie to, że pół trasy będzie spacerem po zwykłej jaskini, a drugie pół - wśród pól lodowych. Wyobrażałam sobie całe ściany i sufity pokryte lodem, białe stalaktyty i stalagmity, zamarznięte strumienie i wodospady... Wiecie, taką lodową krainę. Coś w stylu słowackiej Demianowskiej Jaskini Lodowej, którą odwiedziłam w dzieciństwie i już nic nie pamiętam, ale znalezione w internecie zdjęcia zachwycają. Moi rodzice zgodnie stwierdzili, że austriacka jaskinia się nie umywa do tej słowackiej. Jest jeszcze to poczucie, że bilet kosztował niemało i nie jestem pewna, czy ta jedna jaskinia była warta tej ceny. Myślę jednak, że inaczej można się zapatrywać przy biletach łączonych - my zapłaciliśmy 37,50 € i mieliśmy w cenie tę jaskinię plus wjazd kolejką na najniższą stację. Dopłacając 12 €, czyli ledwo 30% ceny biletu, mielibyśmy w pakiecie nielimitowane przejazdy na dwie stacje wyżej, drugą jaskinię i kilka punktów widokowych. Patrząc na taki pakiet całościowo, nie robiłoby problemu, że jaskinia nie jest może wow, ale jest całkiem spoko. Płacąc jednak osobno... no, mam wątpliwości, czy bym drugi raz z czegoś takiego skorzystała ;).

Prześlij komentarz

0 Komentarze