Advertisement

Main Ad

Muzeum Antykoncepcji i Aborcji

Na początku przyszło mi na myśl: serio ktoś urządził muzeum o tej tematyce? A potem stwierdziłam, że jestem ciekawa, jak to w ogóle wygląda ;). Zajrzałam na stronę muzeum, by zapoznać się z jego ideą - dowiedziałam się, że założył je w 2003 roku lekarz ginekolog Christian Fiala, mający doświadczenie zawodowe z Austrii, Francji, Tajlandii oraz kilku afrykańskich krajów. Przyszło mi na myśl, że facet sporo widział i mógł porównać, jak różne jest podejście do antykoncepcji i aborcji na różnych kontynentach, ba, w różnych krajach tego samego kontynentu. Na stronie muzeum zacytowano motywację Fiali: Jako lekarz mogłem dotrzeć do ograniczonej liczby osób i uczyć ich, jak sobie radzić z własną płodnością. Jako naukowiec i wykładowca - do większej liczby, ale tylko dzięki muzeum może się rozprzestrzeniać na światową skalę wiedza o niezawodnej antykoncepcji i medycznie bezpiecznej aborcji. Zaciekawiło mnie, jak przedstawiono ten niełatwy i dla niektórych osób wciąż kontrowersyjny temat, więc zamiast się zastanawiać, po prostu poszłam do Muzeum Antykoncepcji i Aborcji.
Muzeum znajduje się przy Mariahilfer Gürtel 37 (tuż obok stacji Westbahnhof), w kamienicy - na wejściu oznaczone jest tylko niewielką tabliczką, więc łatwo ją przegapić. Wchodzę na pierwsze piętro i dzwonię do drzwi, po chwili otwiera mi siedząca na recepcji młoda dziewczyna i pozwala wejść do środka. Nie spotkałam się dotąd z takim rodzajem ukrycia / zabezpieczenia muzeum, ale z drugiej strony nie brakuje idiotów, którzy pewnie za samo słowo aborcja w nazwie chcieliby coś zdemolować... Bądź co bądź wchodzę do środka, płacę 8 € za bilet, dostaję anglojęzycznego audioguide'a (wystawy są po niemiecku) i zaczynam zwiedzanie. W środku jest kilka osób, na szczęście tylko tyle, bo miejsca też jest niedużo - całe muzeum to dwa średniej wielkości pomieszczenia.
Pierwsze pomieszczenie poświęcono tematyce antykoncepcji. Najpierw audioprzewodnik rozpoczyna naukowe wprowadzenie do tematu - dlaczego w ogóle ludzie od wieków chcieli kontrolować płodność? W naturalnych warunkach kobieta w ciągu swojego życia zaszłaby w ciążę 15 razy, 10 z tych ciąż zakończyłoby się narodzinami. Około 7 z noworodków przeżyłoby dzieciństwo. Krótko mówiąc, każdy, kto nie chce mieć aż tylu dzieci, musi w jakiś sposób kontrolować swoją płodność. I tu rozpoczynają się wystawy pokazujące krok po kroku, jak rozwijała się wiedza o ludzkiej płodności, jak nieudolnie próbowano się zabezpieczać na przestrzeni wieków i w różnych krajach (płukanki coca-colą są dla mnie czymś kompletnie abstrakcyjnym, ale gdy brak jakiejkolwiek edukacji...). Pierwszy przełom to początek XX wieku, gdy duet Knaus & Ogino odkryli, że istnieją dni płodne i niepłodne, przyczyniając się do powstania metody kalendarzykowej. Potem poznajemy historię prezerwatyw (a robiono je kiedyś z naprawdę dziwnych rzeczy) i środków hormonalnych - zarówno dla kobiet, jak i dla mężczyzn, choć z naciskiem na te pierwsze (w końcu dlaczego facet miałby się dać faszerować hormonami, skoro i tak w ciążę nie zajdzie, więc nie ma problemu?). Wystawa kończy się na antykoncepcji awaryjnej (pigułki po) oraz jednej z najpewniejszych metod, czyli po prostu sterylizacji. Na niewielkiej przestrzeni przekazano naprawdę ogrom wiedzy historycznej i medycznej - a po niemiecku znajdziemy tych informacji jeszcze więcej, bo w audioprzewodniku nie przetłumaczono przecież wszystkich szczegółów z wystaw. A na tych wystawach znajdziemy medyczne rysunki, przedmioty stare i nowe służące na przestrzeni wieków do ograniczania płodności. Mi osobiście spodobało się też to historyczne tło, w jasny i przejrzysty sposób przedstawiające rozwój antykoncepcji na świecie i dlaczego przez długie wieki był to temat tabu. Władze świeckie i religijne miały swoje powody, by nie pozwalać ludziom na ograniczanie swojej płodności. Przede wszystkim dlatego, że wiele dzieci nie dożywało do dorosłości, zatem im więcej dzieci kobieta urodzi, tym więcej ma szanse wejść w dorosłość. A zatem służyć panu i uczestniczyć w prowadzonych co rusz wojnach. Logika była prosta i brutalna - jeśli pozwoli się ludziom mieć mniej dzieci, zabraknie mięsa armatniego do bitew, a do tego żadna władza nie mogła dopuścić. Czasy się jednak zmieniają, ludzie chcą żyć na poziomie, zapewnić swoim dzieciom inną (lepszą i droższą) przyszłość niż masz 14 lat, to bierz karabin i nie generuj mi więcej kosztów utrzymania. Jednak w krajach, gdzie wciąż jest zagrożenie wojną (i nieważne, czy mówimy o wojnie domowej czy zagrożeniu zewnętrznym), podejście do antykoncepcji jest dużo bardziej rygorystyczne - często tłumaczone względami religijnymi.
Zanim jeszcze przejdzie się do kolejnej wystawy, natrafi się na oddzielną gablotkę - ujmijmy to tak: tematyki przejściowej ;), czyli wykrywanie ciąży. Napis na górze Czy jestem w ciąży? to wstęp do kolejnej serii ciekawostek historycznych. W końcu testy ciążowe to stosunkowo nowy wynalazek, a kobiety (i mężczyźni) często chcieli wiedzieć wcześniej, niż kobieta zacznie zauważać sygnały napływające z jej ciała. W pierwszej połowie XX wieku ciążę wykrywano za pomocą... żab, które zaczynały wytwarzać jajeczka już w kilka godzin po wstrzyknięciu im moczu ciężarnej kobiety. Metoda nie mogła jednak funkcjonować za długo, bo (w połączeniu z niekorzystnymi warunkami atmosferycznymi) zaczęła grozić ryzykiem wyginięcia żab w niektórych regionach... Dlatego też w latach sześćdziesiątych rozpoczęto prace nad innymi metodami, które doprowadziły do powstania współczesnych testów ciążowych.
Czas w końcu przejść do drugiej części muzeum. Na wstępie odwiedzających wita bardzo wymowna tabliczka z wypowiedzią profesora M. Fathalla z Egiptu: Kobiety nie umierają ze względu na choroby, których nie potrafimy wyleczyć. One umierają, bo społeczeństwa jeszcze nie zadecydowały, że ich życie jest warte ratowania.
Część druga - aborcja. Znów zaczyna się od historii, lecz tym razem przedstawiając to jako część wystawy nielegalna aborcja. W końcu trudno oczekiwać, że skoro władze nie pozwalały na antykoncepcję, to zezwolą na aborcję, prawda? Kto będzie walczył w kolejnej wojnie? Jednak zakaz zakazem, a życie życiem i nielegalna aborcja istniała od zawsze, choć była bardzo niebezpieczna. W ogromnej ilości przypadków kończyła się powikłaniami lub śmiercią, jednak dla wielu kobiet wciąż było to lepsze rozwiązanie niż donoszenie ciąży, które wiązałoby się z wygnaniem z domu, porodem w tragicznych warunkach (który też mógł przynieść śmierć), a jeśli jakimś cudem matka z dzieckiem by przeżyli, to najpewniej kobieta musiałaby sprzedawać siebie, by jakoś przeżyć. Czasy się zmieniają, ale jednak wciąż jest wiele sytuacji, gdy kobieta nie może przyznać się do ciąży, zwłaszcza, gdy jest bardzo młoda, a dziecko jest nieślubne. Często nie jest to wybór między aborcją a porodem, a wybór między ryzykownym, nielegalnym zabiegiem a świadomym samobójstwem. W gablotach pokazano wiele przyrządów służących w przeszłości do wykonywania nielegalnych aborcji i samo spojrzenie na nie sprawia, że człowiek nie chciałby mieć z nimi nic wspólnego - a jednak czasem desperacja sięga aż takiego poziomu... W tej części muzeum możemy zapoznać się z historiami kobiet, które dokonały nielegalnej aborcji, zanim zmieniły się przepisy - co nimi kierowało, jak to wpłynęło na ich życie. Poruszające czarno-białe filmy z okresu międzywojennego (!), pokazujące, do czego prowadzą zabiegi robione w ukryciu, bez prawidłowej opieki medycznej. Stare i nowe statystyki (w 1973 co piąta kobieta w Austrii przyznała, że miała aborcję - ile się nie przyznało?).
Przechodzę do kolejnych gablotek - historii regulacji aborcyjnych od 400 r. p.n.e. do 1975 r. W Austrii prawny zakaz aborcji wprowadziła Maria Teresa - znów, po prostu potrzebowała wojska. Temat powrócił w 1916 roku, ale ze względu na poważne straty cennego materiału ludzkiego, kobiety musiały rodzić jak najwięcej dzieci, więc żadnej antykoncepcji, żadnej aborcji. Przez następnych kilkadziesiąt lat karano osoby przeprowadzające zabieg, jak i poddające się zabiegom. Nie uciekano od szantażu, przywiezionej w 1971 roku do wiedeńskiego szpitala umierającej na sepsę nastolatce odmówiono pomocy lekarskiej, dopóki nie wyzna, co, gdzie, jak - po wyjściu ze szpitala wraz z matką trafiły do więzienia. Austria przez długi czas zmagała się z wysoką śmiertelnością z powodu sepsy, utworzono nawet specjalny departament medyczny zajmujący się tymi przypadkami. Wszystko zniknęło, jak ręką odjął, w 1975 roku. Co się stało? Zalegalizowano aborcję. Patrząc na te wszystkie wystawy opowiadające o nielegalnych zabiegach, protestach kobiet (nie chcemy jeździć do Holandii na zabiegi!), chorobach i zgonach wywołanych brakiem pomocy medycznej, nie mogę się nacieszyć, że o tym wszystkim mówi się w czasie przeszłym. To było nielegalne. Kobiety cierpiały i umierały. Kto miał pieniądze, mógł wyjeżdżać za granicę, inni musieli szukać rozwiązań na miejscu. Były, cierpiały, umierały, ale to przeszłość. "W końcu dotarliśmy do obecnej sytuacji. Dzisiaj bezpieczeństwo i zdrowie kobiet są zabezpieczone w trudnej sytuacji niechcianej ciąży. Kiedy aborcja jest przeprowadzana w bezpiecznych warunkach, jest to bardzo bezpieczna procedura, która nie zagraża życiu ani przyszłej płodności kobiety." Potem mamy oś czasu, gdzie zaznaczono, kiedy które  europejskie kraje znosiły zakaz aborcji. Wyróżniają się dwa. Rumunia, która w latach sześćdziesiątych przywróciła zakaz, by po dwudziestu latach znieść go znowu - w międzyczasie nastąpił skok zakażeń i śmiertelności kobiet. No i Polska, gdzie aborcja była legalna, przyjeżdżały tam nawet na zabiegi kobiety z innych państw... i jako jedyny europejski kraj Polska do zakazu wróciła w czasach, gdy już prawie cała Europa Zachodnia uznała prawo do aborcji za podstawowe prawo człowieka.
Szczerze polecam wizytę w Muzeum Antykoncepcji i Aborcji, jeśli będziecie w Wiedniu - szczególnie, jeśli znacie trochę niemieckiego i możecie doczytać więcej, niż mówi anglojęzyczny audioguide. Jest to muzeum stricte edukacyjne, bez problemu można tu przyjść z dziećmi, bo nie znajdziecie drastycznych materiałów - odbywają się tu zajęcia dla młodzieży szkolnej, więc wystawy musiały być dopasowane też do tej grupy wiekowej. Ponadto - uprzedzam przewrażliwionych ;) - muzeum nie ma na celu zachęcania do antykoncepcji czy aborcji. Wszystko jest przedstawione z punktu widzenia historycznego i medycznego, prawie bez oceniania. Dlaczego mówię prawie? Bo jednak jest tu potępienie dawnych czy niewłaściwych metod - jeśli antykoncepcja, to przy użyciu właściwych, zaakceptowanych przez lekarzy środków, jeśli aborcja, to w gabinecie lekarskim. Ponadto wyraźnie zaznaczono, że aborcja nie jest metodą późnej antykoncepcji. Powinna być tylko ostatecznością, a nie metodą planowania rodziny - nie chcecie mieć dzieci? Zabezpieczajcie się przed, a nie panikujcie po. Muzeum skupia się głównie na Austrii i tutejszym prawie, ale jest też sporo ciekawostek porównawczych z Europy i ze świata. We mnie wywołało trochę uczucie przerażenia, jak tragiczny był kiedyś los kobiet (niby się wiedziało, ale jednak sporo szczegółów było dla mnie nowością), a także ulgi - jak dobrze żyć w państwie, gdzie do antykoncepcji i aborcji jest takie zdrowe podejście.
I niewielka, poruszająca gablotka z uciekającą sylwetką kobiecą i pytaniem - kto decyduje o płodności?
- mąż / ojciec / brat / syn, gdy w kulturze patriarchatu kobieta nie ma nic do powiedzenia,
- lekarze,
- wojsko (znów ta potrzeba mięsa armatniego...),
- system prawny,
- gospodarka, gdy potrzeba siły roboczej,
- kościół (tego to nawet nie skomentuję),
- państwo, będące mieszanką wszystkiego powyższego.
Dobrze żyć w miejscu, gdzie przy tym wszystkim liczy się jeszcze kobieta.

Polecam to muzeum i mam nadzieję, że kiedyś podobne znajdzie się i w Warszawie :)

Prześlij komentarz

0 Komentarze