Advertisement

Main Ad

Nad jeziorem Como: Varenna i Bellagio

Italia, Italia... Jak tu nie kochać tego kraju? Uwielbiam tu wracać, choć za każdym razem staram się odkrywać inne miejsca. Dlatego też po zarezerwowaniu biletów do Bergamo, zaczęłam się zastanawiać, gdzie by tu wyskoczyć. Rzut oka na mapę wystarczył, bym stwierdziła, że lago di Como powinno być w zasięgu krótkiego wypadu. Słyszałam tyle zachwytów nad tym miejscem, że w końcu musiałam sama też o to jezioro zahaczyć. Zaczęłam czytać nieco bardziej szczegółowe komentarze w internecie i wyczytałam, że jak się nie ma dużo czasu, to najlepiej wybrać Varennę, bo tam jest wszystko - urocza starówka, piękne wybrzeże, trochę zabytków, a do tego dobre połączenia promowe z innymi miasteczkami nad Como. Zdjęcia zachęciły mnie skutecznie i szybko podjęłam decyzję - jadę do Varenny!
Ogarnięcie dworca i kupno biletu na pociąg w nie do końca współpracującym automacie w Bergamo trochę mi zajęły, w efekcie uciekł mi pociąg do Lecco, którym zamierzałam pojechać. Start mojej podróży opóźnił się zatem o godzinę, a że musiałam jeszcze w miarę wcześnie wracać do Bergamo, bo mój hotel nie miał całodobowego check-inu, to na zwiedzanie nie miałam aż tyle czasu, ile bym sobie wymarzyła. Mimo wszystko starałam się wykorzystać ten czas, który miałam, jak najlepiej :). Podróż z Bergamo do Varenny-Esino trwa 1:15 godz. z kilkuminutową przesiadką w Lecco. Bilet na pociąg kosztuje 5,50 €. W pociągu Lecco-Varenna warto usiąść po lewej stronie (i przy niezamalowanych graffiti oknach, co też może być wyzwaniem...), bo podróż przebiega wzdłuż jeziora i widoki są naprawdę piękne. Dworzec w Varennie jest malutki, nie ma tam nawet kasy biletowej. Jest tylko niewielka budka, gdzie można dostać mapę miasteczka - sprzedają też bilety kolejowe, ale pobierają dodatkową opłatę w wysokości 1 €.
Z dworca do centrum Varenny jest około kilometra - trasa wzdłuż wybrzeża jest nieco dłuższa, ale zdecydowanie piękniejsza od spaceru wzdłuż głównej drogi ;). Miasteczko powstało we wczesnym średniowieczu i góruje nad nim zamek Vezio, na który - niestety - nie wystarczyło mi już czasu. Ale spacer po starówce to punkt obowiązkowy, bo Varenna ma to, co tak kocham we włoskich miastach i miasteczkach - labirynt małych uliczek i schodów. Nieważne, gdzie skręcę, zawsze jakoś dojdę, a co po drodze zobaczę, to moje... ;)
Głównym placem Varenny jest Piazza San Giorgio, którego nazwa wzięła się od stojącego tu kościoła św. Jerzego, zbudowanego w drugiej połowie XIII wieku. Nad świątynią góruje dobudowana w 1653 roku dzwonnica. Jako że kościoły zwiedzać uwielbiam, od razu nałożyłam maseczkę i weszłam do środka ;). Wnętrze okazało się dość proste, ale klimatyczne - do dziś zachowało się sporo z wystroju sprzed wieków, w tym chociażby ołtarz, krucyfiks czy konfesjonał.
Na wybrzeżu Varenny znajdują się dwie wille. Pierwsza, Villa Cipressi, mieści w sobie hotel, a wokół niej rozciąga się ogród botaniczny. Drugą, Villę Monastero, można zwiedzać - również z otaczającym ją ogrodem. Teren ten od XII wieku należał do zakonu cystersów, stąd też i to monastero w nazwie. Posiadłość w 1569 roku kupiła rodzina Mornico, która zadbała o rozbudowę willi. Od 2003 roku część budynku jest przeznaczona na muzeum - przez chwilę myślałam o zwiedzaniu wnętrz, ale stwierdziłam, że byłam już w dziesiątkach pałacyków i szkoda mi marnować ładną pogodę na zwiedzanie kolejnego... ;)
Nie mogłam sobie jednak odpuścić ogrodu botanicznego przy willi. Położony na tarasach nad jeziorem niemalże w każdym miejscu zapewnia piękne widoki. Mnóstwo tropikalnych roślin, którym sprzyja ciepły i łagodny klimat nad Como, a do tego... jaszczurki. Cóż poradzę na to, że uwielbiam te zwierzęta? ;) Minęłam jednak na ścieżce polską parę, gdzie dziewczyna piskiem reagowała na każdą zobaczoną jaszczurkę - a było ich tam mnóstwo. Biedne jaszczurki, po co im tyle hałasu... ;)
Po wyjściu z botanika wróciłam jeszcze na Piazza San Giorgio - wypatrzyłam tam kolejny kościół, w którym jednak z rana odbywały się jakieś zajęcia z dziećmi. Kościół św. Jana Chrzciciela jest najstarszą świątynią w Varennie i jedną z najstarszych nad jeziorem Como - obecny kształt zawdzięcza rozbudowie z 1151 roku, ale powstał najprawdopodobniej jeszcze w X wieku. W wielu miejscach wciąż zachowały się fragmenty fresków z XIV i XVI wieku. Podczas renowacji starano się przywrócić dawny wygląd - stąd prosty wystrój i drewniane sklepienie.
W wielu miejscach czytałam komentarze, że warto połączyć wizytę w Varennie z krótkim wypadem do Bellagio, położonego na drugim brzegu Como, lecz świetnie skomunikowanego dzięki licznym promom. Bilet w jedną stronę kosztuje 4,60 €, długość podróży (od kilkunastu do kilkudziesięciu minut) zależy od tego, czy trafi nam się prom bezpośredni czy też zahaczający jeszcze o Menaggio po drugiej stronie jeziora. Z pokładu możemy zobaczyć całą Varennę - dopiero stąd widać, jak małe jest to miasteczko!
W końcu prom dobił do kolejnego małego i uroczego miasteczka. Bellagio uważa się za jeden z najważniejszych kurortów nad jeziorem Como i widać to na pierwszy rzut oka - jest dużo bardziej turystyczne od Varenny. Ledwo zeszłam z pokładu, już otoczyły mnie liczne restauracje, sklepy, hotele... W przeciwieństwie do Varenny, w Bellagio jest mniej do zwiedzania, a więcej... żeby po prostu tu być, odpoczywać, jeść, pić, cieszyć się słońcem :).
Zabytki jednak są - szczególnie dla takich jak ja, co lubią zwiedzać wszelakie świątynie ;). Wypatrzyłam górującą nad miasteczkiem wieżę i tam skierowałam swoje kroki. Bazylikę św. Jakuba wybudowano w XI-XII wieku w stylu romańskim, ale późniejsze przebudowy nadały jej wygląd bardziej barokowy. Na początku XX wieku rozpoczęto renowację i postanowiono przywrócić świątyni oryginalny, romański wygląd - mi ten surowy wystrój przypadł do gustu :). Przy bazylice znajduje się plac z kilkoma sklepikami i kawiarniami, w sąsiedniej lodziarni trafiłam też na bardzo dobre i tanie lody - polecam na gorący dzień nad jeziorem :).
Zaciekawiło mnie miejsce oznaczone na mapie jako Scalotta per Pescallo, przerywaną linią zaznaczona ścieżka biegnąca do wybrzeża po drugiej stronie półwyspu. Ścieżka okazała się kamiennymi schodkami, z obu stron otoczonymi murem - wchodzi się najpierw pod górę na wzgórze, a następnie schodzi do wybrzeża. Pięknie, pusto i spokojnie - idealne miejsce, by oderwać się od tłumów turystów zalewających Bellagio. Od wybrzeża nie trzeba wracać tą samą drogą, ale można odbić trochę w bok i wrócić do centrum przez mniejsze, urocze dzielnice miasteczka.
Naprzeciwko miejsca, gdzie zaczynają się schody, znajduje się też niewielki kościółek św. Jerzego. Zbudowano go w stylu romańskim na przełomie XI i XII wieku. Całość odrestaurowano na tyle, że zdecydowanie nie robi takiego wrażenia jak odwiedzone poprzednio kościoły w Varennie i Bellagio. Ale weszłam do środka i tak, bo jak mogłabym przejść obojętnie obok średniowiecznego zabytku? ;)
Wróciłam znów nad jezioro, kierując się na Lungolago Europa, czyli słynną promenadę biegnącą wzdłuż wybrzeża Como. Zaczyna się ona przy przystani promowej i jest chyba najpiękniejszym miejscem na spacery w Bellagio. Alejki skryte w cieniu kwitnących drzew, ławeczki z widokiem na jezioro, mnóstwo kwiatów, których obłędny zapach unosi się w powietrzu... Nawet w pandemicznym wrześniu kręciło się tu sporo ludzi - wolę sobie nie wyobrażać, jak zatłoczone jest to miejsce w normalnym sezonie.
Potem jeszcze krótki spacer po wąskich uliczkach Bellagio i przyszło mi się zbierać na prom powrotny do Varenny, a stamtąd znów pociągi do Lecco i dalej do Bergamo. Podsumowując to wszystko, spędziłam w drodze całkiem sporo czasu tego dnia - taksówka na lotnisko, samolot do Bergamo, autobus z lotniska, pociągi Bergamo - Lecco - Varenna, promy do Bellagio i z powrotem, pociągi Varenna - Lecco - Bergamo, autobus z dworca do hotelu... Ale kurczę, i tak było warto ;)

Prześlij komentarz

0 Komentarze