Advertisement

Main Ad

Majówka koło Wildalpen

Austria Wildalpen
Z Wiednia to trochę ponad dwie godziny jazdy, ale tym razem zaplanowaliśmy spokojny dzień i wyjechaliśmy tak, by nie zrywać się z łóżka z samego rana. Około 10:30 minęliśmy Wildalpen, niewielką miejscowość (niespełna 500 mieszkańców) w austriackiej Styrii, rzut beretem od parku narodowego Gesäuse. Droga biegnie wzdłuż rzeczki Salza, popularnej na rafting i spływy kajakowe, ale choć był początek maja, pogoda zdecydowanie jeszcze nie sprzyjała takim sportom. Zatrzymaliśmy się na niewielkim parkingu parę kilometrów za Wildalpen, gdzie przywitało nas szczekanie psów i polskie głosy ;).
W Austrii w tym roku majówka to zwykły weekend - święto 1 maja wypadło w sobotę, więc żadnego dłuższego weekendu z tej okazji nie mieliśmy. Na spacer w górach umówiliśmy się na niedzielę, planując potem polskiego grilla - w końcu co to za majówka bez grilla, prawda? ;) Prognozy nie były jednak zachęcające. W górach miało być zimno i mokro, choć im bliżej niedzieli, tym prognozy robiły się nieco lepsze. Dalej miało być zimno, ale zamiast nieustannego deszczu zapowiadali już tylko przelotne opady. A w niedzielę rano nawet pojawiła się informacja, że te przelotne deszcze to będą dopiero po południu... Kiedy wysiedliśmy z samochodu kolega-przewodnik kazał nam patrzeć na góry. Już, teraz, póki są jeszcze choć trochę widoczne spod chmur ;).
Po krótkim marszu dotarliśmy nad brzeg rzeki i nasz przewodnik postanowił zboczyć z drogi - skacząc po mniejszych i większych kamieniach, mogliśmy przyjrzeć się rzece z bliska. Aż czasem człowiek zazdrościł psom czterech łap pomagających utrzymać lepiej równowagę... ;) 
Parę metrów dalej rzeczka zakręcała i gdy doszliśmy do zakrętu, naszym oczom ukazały się wodospady. Późna wiosna to najlepszy czas na wizytę w górach dla tych, co tak jak ja kochają spadającą strumieniami wodę (pod warunkiem, że nie jest to deszcz, naturalnie). Roztopy wypełniły rzeki, które płyną teraz dużo bardziej wartkim nurtem, a i wodospady są bardziej widowiskowe. Niedługo przyjdzie lato i wysokie, austriackie temperatury (na które wciąż niecierpliwie czekam) zrobią swoje, znów obniżając poziom wód w rzekach.
Od wodospadów ciągnęło wilgocią, czasem zaczynało też kropić, więc po jakimś czasie spędzonym w tym miejscu, postanowiliśmy się powoli zbierać w drogę powrotną. Zboczyliśmy z drogi jeszcze tylko raz, na chwilę, by podejść bliżej rozlewającego się szeroko jeziorka, które pewnie mieniłoby się piękną zielenią, gdyby tylko słońce chciało się ukazać choć na chwilkę... Padło nawet hasło, że nieważne jaka pogoda, miejsce z takim widokiem w Polsce to pewnie w majówkę byłoby pełne grillujących... ;)
Ale grillowych planów nie odpuściliśmy sobie i my - w końcu jak majówka to majówka ;). Wsiedliśmy w samochody i podjechaliśmy kilkanaście minut w kierunku Gesäuse, by zatrzymać się na niewielkim parkingu, od którego odbijała ścieżka w las. Jeszcze tylko krótki spacer, nieco strome zejście w dół i znaleźliśmy się znów nad brzegiem rzeki - w miejscu, które nie tylko nam służyło do integracji... :) Znalazły się tam nawet farby i pędzle oraz kolorowo pomalowane kamienie. A przede wszystkim idealne miejsce na ognisko / grilla i wystająca półka skalna, pod którą można się było schronić przed deszczem. Ale deszcz poczekał - choć miało padać cały dzień, rozpadało się dopiero, gdy postanowiliśmy zagasić ognisko i zbierać się z powrotem na parking. To była zdecydowanie dobra majówka :)

Prześlij komentarz

0 Komentarze