Advertisement

Main Ad

Ruiny zamku w Aggstein

Aggstein - Wachau - ruiny
Uwielbiam dolinę Wachau za mnogość zabytków sprzed wieków, a pięknie położone ruiny dawnych twierdz już szczególnie przyciągają moją uwagę. Wybrałam się tam ponownie z końcem marca, żeby zobaczyć kwitnące drzewa morelowe, ale skorzystałam też z okazji, by zwiedzić położony tuż obok zamek Aggstein. A raczej jego ruiny ;). Wznoszą się one nad miejscowością o tej samej nazwie, do której bez problemu dojedziemy autobusem 720, kursującym pomiędzy Melkiem a Krems an der Donau. A z przystanku trzeba jeszcze trochę podejść na wzgórze, schodząc czasem na pobocze i ustępując miejsca tym leniwcom, co wjeżdżają samochodem aż pod same ruiny, tracąc połowę całej atrakcji ;).
Google Maps pokazuje z parkingu pod wzgórzem (przystanek autobusowy znajduje się tuż obok) do ruin na nim trochę ponad dwa kilometry - ok. czterdziestu minut piechotą. Trasa biegnie asfaltówką i jest dość stroma, albo też odbił się na mnie mój brak kondycji ostatnimi czasy ;). Mniej więcej w połowie drogi pojawia się strzałka do ścieżki na skróty przez las, którą oczywiście podążyłam. I tak sobie myślę, że skrót jest tu niewielki, bo choć ścinamy trochę drogi, to ścieżką wcale nie idzie się lepiej. Momentami jest bardzo stromo, podłoże jest niestabilne (piasek i suche liście, przeplatane kamieniami i korzeniami), więc siłą rzeczy idzie się dużo wolniej niż po asfaltowej drodze. Na górę doszłam więc po tych czterdziestu minutach, które były wyliczone na dłuższą trasę dla samochodów. Czyli skrótem nie oszczędziłam czasu, osiągnęłam jedynie to, że na górę weszłam kompletnie spocona, choć zdążyłam się już w międzyczasie rozebrać do samego t-shirtu ;).
Ale dotarłam! Zapłaciłam za wstęp 7.90 €, po czym weszłam na teren ruin zamkowych. Aggstein położony jest na wysokości 480 m n.p.m. (i 300 m nad brzegiem rzeki) - nie jest to jakoś szczególnie wysoko, ale wystarczająco, by wzgórze stanowiło świetny punkt widokowy na okoliczne wioski i przecinający tę okolicę Dunaj. Trochę brakowało mi zieleni, ale takie uroki zwiedzania na samym początku wiosny... ;) Na szczęście dopisała mi pogoda i mimo chmur słońce rozświetlało całą okolicę. A dwadzieścia stopni pod koniec marca to już w ogóle brzmi idealnie ;).
Przejdźmy jednak do samego zamku. Aggstein zbudowano najprawdopodobniej na początku XII wieku na rozkaz Manegolda III Acchispacha, od którego nazwiska wzięła się nazwa sąsiedniego Aggsbach. Mimo swojego bezpiecznego położenia, zamek był oblegany i zdobywany, niszczony i odbudowywany - historia nie obchodziła się z nim zbyt łaskawie... Po śmierci Anny Freiin von Polheim und Parz, ostatniej mieszkanki zamku, na początku XVII wieku zaczął on szybko popadać w ruinę - okoliczni mieszkańcy wykorzystywali kamienie zamkowe do budowy m.in. pobliskiego klasztoru. W efekcie to, co możemy oglądać współcześnie, to ruiny z różnych epok i etapów przebudowy - w zachodniej części znajdują się nawet pozostałości fundamentów oryginalnego, XII-wiecznego zamku.
Na początku XX wieku ruiny gruntownie odrestaurowano, umożliwiając turystom bezpieczne zwiedzanie, a także organizację w Aggstein różnych eventów. Przez ruiny biegnie sporo drewnianych schodów i podestów, umożliwiających zajrzenie w różne zakamarki zamku i rozglądanie się po okolicy. Aggstein to nie jest zamek z serii wystaw we wnętrzach, bo te wnętrza po prostu się nie zachowały. Odnowiono tyle, by dało się zrobić tawernę czy toalety, ale no, cudów to się nie ma co spodziewać ;). Mi to nieszczególnie przeszkadzało, bo akurat wolę zwiedzać ruiny niż odrestaurowane pomieszczenia. 
Jedyna zorganizowana w Aggstein wystawa umieszczona została w piwnicach zamkowych i przedstawia różne sceny ze słynnej Pieśni o Nibelungach. Choć o tym średniowiecznym germańskim eposie wielokrotnie słyszałam, to nigdy nie zapoznałam się z jego treścią, więc poszczególne miniatury nie tworzyły dla mnie spójnej całości. Nie da się jednak nie zauważyć, że w wystawę włożono sporo pracy, więc obejrzałam ją z ciekawością, choć bez doczytywania szczegółów.
Z zamkiem związana jest też legenda o Handmarze i żelaznym łańcuchu. Handmar III należał do rodziny von Kuenring, w której posiadaniu w czasach średniowiecznych znajdował się Aggstein. Bezpieczny w swojej fortecy władca naprzykrzał się otoczeniu licznymi atakami, w tym księciu Friedrichowi, który nie dysponował jednak wystarczającymi siłami, by podbić Aggstein. Handmar blokował też Dunaj żelaznym łańcuchem, by łupić przepływające tędy statki. No i w końcu przebrała się miarka. Friedrich zmówił się z wielokrotnie atakowanym przez Handmara kupcem Rüdigerem, ukrywając pod pokładem jego statku żołnierzy. Gdy władca Aggstein ujrzał ciężki statek, pomyślał, że oto czeka go ogromny łup, więc kazał podnieść łańcuch i sam ruszył do okradania załogi. No i czekała go tu niemiła niespodzianka, żołnierze schwytali go i odstawili przed oblicze Friedricha, którego armia w międzyczasie wzięła z zaskoczenia twierdzę pozbawioną przywódcy. Choć podobno - co kompletnie mi nie pasuje do średniowiecza ;) - Friedrich uwolnił Handmara za obietnicę zwrotu zagrabionych towarów i zadośćuczynienie ofiarom. Na pewno przy okazji go jeszcze oślepił czy wykastrował, ale chyba zepsułoby to brzmienie legendy... :P
W dawnej części pałacowej znajduje się jeszcze niewielka kaplica, ale o ile normalnie lubię zwiedzać takie miejsca, to ta w Aggstein nie wywiera szczególnego wrażenia. Wejść, zrobić zdjęcie i wyjść, by dalej spacerować po murach obronnych :). Dużo bardziej mi się podobało, jak pięknie połączono mury zamkowe ze skałami - nie zawsze tworzy to spójną całość, ale przecież nie o to tutaj chodzi... Korzystając z tego, że miałam jeszcze dość sporo czasu do odjazdu autobusu, usiadłam też w zamkowej tawernie. Mimo tłumów, na jedzenie czekałam dość krótko (dłużej na piwo, ale napoje akurat roznosił ktoś inny...) - ceny mają dość turystyczne, ale nie kompletnie z kosmosu (w centrum Wiednia zjecie drożej :P ), a Käsespätzle zaskakująco smaczne.
Tak w ramach ciekawostek - strona internetowa Aggstein oferuje fajną panoramę w 360 stopniach, widok na ruiny z lotu ptaka, ale i z większości najważniejszych punktów zamku. Tak dla tych, co nie będą mieli w najbliższym czasie okazji pojechać do doliny Wachau... ;)
A na koniec - fajny akcent w zamku. Ja wiem, że niebieski i żółty to są barwy Dolnej Austrii, ale w tym okresie pasują jeszcze bardziej... :)

Prześlij komentarz

0 Komentarze