Advertisement

Main Ad

Pfänderbahn i widok na Jezioro Bodeńskie

Na Bregencję można spojrzeć z góry. Ale nie z wieży ratusza czy któregoś z kościołów, jak to bywa w większości miast. Główne miasto Vorarlbergu jest tak pięknie położone, że lepiej przyjrzeć mu się z nieco wyższego punktu. Tak trochę ponad 1000 m n.p.m. powinno być już ok ;). Tuż obok Bregencji wznosi się bowiem szczyt Pfänder, z którego można spojrzeć w dół na miasto oraz na mieniące się w słońcu Jezioro Bodeńskie. Na górę kursuje kolejka linowa, co pozwala zaoszczędzić sporo czasu - mając zaledwie jeden dzień na zwiedzanie Bregencji, odpuściłabym sobie Pfänder, gdybym musiała wchodzić pieszo. Nie starczyłoby mi na to czasu. A tak przejażdżka Pfänderbahn stanowiła pozytywne zakończenie mojego wypadu :).
Kolejkę zbudowano w latach dwudziestych XX wieku, jej wielkie otwarcie miało miejsce w marcu 1927 roku. Gruntowną przebudowę Pfänderbahn przeszła w 1994 roku, wtedy też m.in. zastąpiono stare wagoniki (jak z powyższego zdjęcia) nowymi, mogącymi pomieścić osiemdziesiąt osób gondolami. Kolejka startuje ze stacji przy Steinbruchgasse 4, zaledwie parę minut piechotą od centrum. W czasie krótkiej przejażdżki pokonuje ok. sześćset metrów przewyższenia - z 419 m n.p.m. na 1022 m n.p.m. Aktualny cennik oraz godziny kursowania kolejki znajdziecie na stronie internetowej - w Wielkanoc chętnych było tyle, że wagoniki kursowały regularnie co kilka minut, a za bilet w obie strony zapłaciłam 14,50 €. 
Gdy wysiadłam z kolejki, pomyślałam sobie, że już rozumiem, dlaczego na starym mieście było tak pusto - wszyscy mieszkańcy Bregencji przyjechali chyba tutaj ;). Trudno się im dziwić - dzień wolny, piękna pogoda, a mający więcej czasu miejscowi mogli pewnie i zaoszczędzić na biletach, choć w jedną stronę idąc pieszo. Do niewielkiego sklepiku z przekąskami i tandetnymi pamiątkami ciągnęła się spora kolejka, wszystkie ławeczki były pozajmowane przez opalających się Austriaków, a z pobliskiego placu zabaw dobiegały krzyki zachęcające do pójścia w zupełnie innym kierunku... ;)
Górna stacja kolejki została tak urządzona, by jej wyższe partie stanowiły taras widokowy. Długo się na nim nie dało ustać, bo strasznie wiało, a do tego były stanowczo za dużo ludzi, ale przecież musiałam wejść chociaż na chwilę. W końcu dla widoków zapłaciłam te 14,50 za przejażdżkę ;). Z wysokości Bregencja wydała mi się mocno rozległa - turystyczne centrum i wybrzeże, po którym spacerowałam, to bardzo niewielka część miasta. Dobrze widoczne z Pfänder było też niemieckie Lindau z charakterystyczną wysepką i położonym na niej starym miastem - będę musiała tam się kiedyś wybrać... ;)
Choć stacja kolejki to jeszcze nie jest ten właściwy Pfänder ;). W końcu - jak już wspomniałam - Pfänderbahn wjeżdża na 1022 m, podczas gdy sam szczyt liczy sobie 1064 m. Trzeba więc podejść tych kilka minut do góry, choć akurat z samego wierzchołka widok nie jest tak spektakularny. A na samym szczycie znajduje się restauracja, business is business. Oczywiście wszystkie stoliki były zajęte, więc nawet nie myślałam o tym, żeby tu usiąść - weszłam, popatrzyłam i zeszłam z powrotem te czterdzieści metrów niżej.
Na Pfänder znajduje się też park alpejski - dodatkowa atrakcja dla tych, co lubią sobie popatrzeć na zwierzaki typowe dla tego regionu. Kozy, króliki, koziorożce alpejskie, muflony, dziki... Park jest niewielki, a wstęp do niego darmowy, więc zaskoczyło mnie, że nie było tu zbyt tłoczno - najwidoczniej większość ze stacji kolejki odbijała albo do restauracji albo na szlaki. Nie wszystkie zwierzaki dało się zobaczyć, ale zrobiłam kółko po parku, zachwycając się szczególnie maluchami ;).
Z Pfänder biegnie kilka krótszych i dłuższych tras hikingowych - podeszłam kawałek jedną z nich i idzie się naprawdę dobrze. Równe, szerokie dróżki, po których bez problemu śmigali też rowerzyści - jedynym ewentualnym problemem mogą tu być przewyższenia, ale znów, nie jesteśmy nie wiadomo jak wysoko :). Szlaki po okolicznych dolinach są zaplanowane na niespełna dwugodzinny hiking, bardziej wymagający mogą się wybrać na zdobycie trzech tysięczników: Pfänder (1064 m), Hochberg (1069 m) oraz Hirschberg (1095 m) - cały szlak oszacowano na około pięć godzin.
Pfänder to może być fajny sposób na spędzenie nawet całego dnia w Bregencji. Mając do dyspozycji więcej czasu, najchętniej wjechałabym na górę kolejką, przeszła szlakiem dwa sąsiednie tysięczniki i pieszo zeszła z powrotem do miasta. Z takimi widokami i taką pogodą zdecydowanie byłoby warto ;) Na razie było to moje pierwsze spotkanie z Vorarlbergiem, ale myślę, że jeszcze kiedyś wrócę w te okolice - najlepiej, żeby objechać całe Jezioro Bodeńskie... Dobrze, że nigdzie się z tej Austrii nie planuję wyprowadzać, wciąż mam tyle do odkrycia w tych okolicach ;).

Prześlij komentarz

0 Komentarze