Advertisement

Main Ad

Dortmund dla nieinteresujących się futbolem...

Niemcy Dortmund
Dortmund... Akurat to miasto nigdy nie znajdowało się na liście tych miejsc, które chciałabym odwiedzić. Jedyne skojarzenie, jakie miałam z Dortmundem, to klub piłkarski Borussia, a to akurat nie brzmiało dla mnie na tyle kusząco, bym miała tam polecieć ;). Ale mój lot do Kolonii na długi weekend nie miał dobrze dopasowanego lotu powrotnego z tego samego lotniska - a najbardziej pasował mi tu powrót właśnie z Dortmundu, w poniedziałkowy wieczór. Po drodze zwiedziłam jeszcze Düsseldorf i Essen, no i akurat miałam poniedziałek na zwiedzanie miasta, które kojarzyło mi się tylko z Borussią. Szkoda tylko, że kompletnie mnie to nie interesowało...
No ale zawsze przecież są kościoły (bo przecież nie muzea, uroki zwiedzania w poniedziałki...), więc nawet w takim Dortmundzie znajdę coś dla siebie, pomyślałam. No i moje niedoczekanie. Luterański kościół św. Rajnolda, kościół maryjny pełen sztuki średniowiecznej (w tym z XV-wiecznym ołtarzem) czy ewangelicki kościół św. Piotra... Wszystkie po kolei pozamykane w poniedziałki, jakby religia w Niemczech trafiła już do muzeum i do świątyń zaglądali już tylko turyści. Choć w sumie muszę zauważyć, że Petrikirche, czyli kościół św. Piotra, to akurat zamknęli aż do grudnia ze względu na prace renowacyjne.
Za to spacerując po mieście, wypatrzyłam inną ciekawostkę, która od tej pory na długo będzie mi się kojarzyła z Dortmundem. Mianowicie: skrzydlate nosorożce. Te ciekawie wyglądające i pomalowane na różne kolory pomniki są rozstawione w wielu punktach w mieście i przyciągają głównie dzieciaki, które nie mogą sobie przecież odpuścić zdjęcia na nosorożcu ;). Skąd w ogóle taki pomysł? Zwierzęta te wybrano jako symbol otwartej w 2002 roku hali koncertowej (ze względu na ich świetny słuch), a skrzydła miały nawiązywać do Pegaza. Kilka lat później w ramach miejskich wydarzeń artystycznych sponsorzy mogli zakupić figury nosorożców i pomalować je zgodnie ze swoim życzeniem. W 2006 roku w różnych miejscach Dortmundu można było zobaczyć ich ponad setkę. Z biegiem lat większość poznikała z ulic miasta, ale rozstawione gdzieniegdzie pojedyncze skrzydlate nosorożce wciąż przyciągają wzrok.
Jak nie muzea czy kościoły, to pozostaje po prostu spacer po mieście. Po kilku upalnych, słonecznych dniach zepsuła się nieco pogoda - było pochmurnie i ledwo 25 stopni (czyli dobre 10 mniej niż dzień wcześniej, więc nagle 25 wymaga swetra... ;) ). Dortmund to największe miasto Zagłębia Ruhry, ale z turystycznego punktu widzenia niewiele tu ciekawego do zobaczenia. Zresztą większość historycznego centrum (Wikipedia mówi nawet o 80%) została starta w proch przez alianckie naloty, więc nawet te zabytkowe budynki to dziś w dużej mierze rekonstrukcje.
I kiedy już myślałam, że nigdzie nie uda mi się zajrzeć do środka, ku mojemu zaskoczeniu natrafiłam na otwarte drzwi kościoła. Może nie był to jeden z tych, które miałam na swojej liście, ale hej, mogę coś zwiedzać! ;) Propsteikirche, czyli kościół św. Jana Chrzciciela, jest jedyną rzymskokatolicką świątynią w historycznym centrum Dortmundu. Zbudowany w wieku XIV przez dominikanów, konsekrowany w 1458 roku, został kompletnie zniszczony podczas II wojny światowej. Na szczęście najważniejsze elementy wnętrza zostały wcześniej zabrane i ukryte, dzięki czemu przetrwały bombardowania i trafiły potem do odbudowanego w latach 1947-67 kościoła. Jedną z takich perełek jest późnogotycki ołtarz autorstwa Dericka Baegerta. Odbudowana świątynia na kolana nie powala, ale miło było zajrzeć choć do jednego z dortmundzkich kościołów ;).
Korzystając z zakupionego na cały sierpień biletu za 9 €, mogłam nie tylko przemieszczać się między niemieckimi miastami, ale też jeździć transportem publicznym. No to wsiadłam w U-Bahn i podjechałam do stacji Westfalenhalle, wysiadając przy ogromnej hali, na której odbywają się koncerty, wystawy i wszelakie targi. O ile jeszcze w historycznym centrum Dortmundu kręciło się sporo ludzi, tak tutaj na obrzeżach było kompletnie pusto. Pospacerowałam po okolicy, kierując się na obiekt widoczny w oddali...
Bo futbolem mogę się nie interesować, ale podjechać pod stadion Borussi - Signal Iduna Park - musiałam. W końcu to (podobno :P ) największa atrakcja turystyczna miasta. Choćby sam fakt, że Borusseum (muzeum Borussi Dortmund) znajdujące się przy stadionie to jedyne muzeum czynne w poniedziałki... Sam stadion zbudowano na mistrzostwa świata w 1974, a potem kilkukrotnie rozbudowano - teraz to największa hala sportowa Niemiec. Na samą arenę jednak nie wchodziłam, wystarczył mi rzut oka z zewnątrz ;). Fani piłki nożnej znajdą w Dortmundzie jeszcze więcej atrakcji - w samym centrum znajduje się też Muzeum Niemieckiego Futbolu.
A stamtąd już daleko nie miałam do kolejnego miejsca, na którym postanowiłam zakończyć ten dzień, zanim przyszło mi się zbierać na lotnisko. Westfallenpark liczy sobie ok. 70 hektarów i jest jednym z największych parków miejskich w Europie. Na jego terenie wznosi się wysoka na ponad 200 m wieża telekomunikacyjna Florianturm - wjazd na platformę widokową mnie tutaj nie kusił, bo przecież wjeżdżałam już w Düsseldorfie, gdzie widoki zapowiadały się zdecydowanie ciekawiej. Pospacerowałam jednak po parku, zahaczając o rozarium, ogród japoński, domki z postaciami z baśni, sadzawkę z flamingami... Fajny klimat ma ten park, nigdy nie spodziewałabym się, że miejscem, które mi najbardziej przypadnie do gustu przy zwiedzaniu, okaże się park miejski ;).
Jednak, całościowo patrząc, Dortmund mnie nie zachwycił. Fan piłki nożnej, przyjeżdżając tu na mecz i zahaczając przy okazji o muzeum futbolu, pewnie będzie w stanie spędzić tu fajny dzień. Dla mnie jednak to był dzień z wyszukiwaniem sobie atrakcji na siłę (fakt, że poniedziałkowo zamknięte zabytki tutaj nie pomagały), żeby jakoś zabić czas przed wyruszeniem na lotnisko. Owszem, nie nudziłam się jakoś szczególnie, potrafiłam sobie zająć czas na jeden dzień, ale nie wyobrażam sobie, by przyjechać tu na dłużej i siedzieć parę dni w samym Dortmundzie. Za dużo innych ciekawych miejsc znajdziemy w Zagłębiu Ruhry... ;)

Prześlij komentarz

0 Komentarze