Advertisement

Main Ad

Kilka kadrów z Mariboru

O Maribor zahaczyliśmy z rodzicami, wracając z objazdówki po Słowenii trzy lata temu. Spędziliśmy tam parę godzin, przez większość czasu padało i po tym pobycie miałam poczucie, że w gruncie rzeczy może i nie widziałam w mieście wszystkiego, ale nie muszę tam już wracać. Na bloga trafił wtedy wpis pt. Parę godzin w deszczowym Mariborze, w którym pokrótce opowiadałam o głównych atrakcjach tego miasta. Jednak po jakimś czasie Maribor znów zaczął chodzić mi po głowie, gdy odkryłam, że z Wiednia kursują tam bezpośrednie pociągi w przystępnych cenach. Oczywiście nie planowałam spędzać w nim całego weekendu - to zdecydowanie za dużo jak na drugą wizytę ;). Ale urządziłam sobie w Mariborze bazę wypadową do Celje i Ptuj, na samo drugie co do wielkości słoweńskie miasto zostawiając sobie ranki i wieczory.
Za drugim razem pogoda dopisała zdecydowanie bardziej, więc chciałam się skupić głównie na spacerach po dworze. Muzea mnie nie ciągnęły, wszystkie interesujące mnie kościoły odwiedziłam przed pandemią, chowając się w nich przed deszczem... ;) Teraz kusiło mnie wybrzeże Drawy, trasy spacerowe wzdłuż rzeki oraz dwa mniejsze mosty położone tuż przy centrum: Główny oraz Tity. Jak inaczej wyglądała ta część Mariboru w słońcu!
Z ciekawością zajrzałam też do żydowskiej dzielnicy, którą minęliśmy podczas pierwszego pobytu w Mariborze. To tutaj znajduje się jedna z najstarszych zachowanych synagog w Europie, zbudowana najprawdopodobniej jeszcze z końcem XIV wieku (zachował się w niej grób rabina Abrahama z 1379 roku). Zresztą Żydzi mieli swój złoty okres w Mariborze w średniowieczu - musieli opuścić to miasto dopiero w XV wieku na skutek sytuacji politycznej. Obok dawnej synagogi (dziś to muzeum) stoi Żydowska Wieża. Nie wchodziłam do budynków, ale z ciekawością rozejrzałam się po tej okolicy...
Zatrzymałam się w hotelu Roomers właściwie w samym centrum - niskie ceny, a wszędzie blisko. Musiałam więc podejść znów na główny plac Mariboru - Glavni trg, na którym tym razem część kamieniczek była w remoncie. W weekendowe poranki nie było tu jeszcze tłumów, ale na pustki do zdjęć też nie mogłam liczyć ;). 
Kiedy przyszła pora lunchu, wiedziałam, że będę chciała spróbować czegoś z lokalnej kuchni. Wysokie oceny zbierała restauracja Baščaršija i - niemal cudem - udało mi się dostać stolik. W niedzielne popołudnie było pełno, i to miejscowych, a nic chyba nie świadczy lepiej o knajpce niż popularność wśród lokalsów ;). Na jedzenie musiałam też dość długo czekać, co nie dziwi, biorąc pod uwagę, ile ludzi było... Ale potrawy okazały się pyszne, porcje nie do przejedzenia, a ceny zaskakująco niskie, bo da się tu najeść za zaledwie parę euro. Polecam, jak będziecie w Mariborze.
W ogóle niesamowitym wręcz zbiegiem okoliczności akurat w tym czasie odezwała się do mnie koleżanka z Warszawy i od słowa do słowa wyszło, że właśnie jest w drodze do Słowenii. I że planuje postój na rozprostowanie nóg akurat w Mariborze, zanim pojedzie dalej. Więc po skończonym obiedzie wybrałam się na spotkanie i wspólny spacer po mieście, zakończony pod parasolką jednej z kawiarni, gdy pogoda nieco przestała współpracować. Za to potem nad Mariborem pojawiła się tęcza... ;)
Słowenia jest mega i moje podejście się tu chyba nie zmieni, choć Maribor wciąż uznaję za najmniej ciekawe miejsce, jakie udało mi się zobaczyć w tym kraju ;). Jest to jednak świetnie położone miasto - na trasie z Austrii właściwie na pewno będzie się przez nie przejeżdżać i kilkugodzinny postój może być całkiem fajnym pomysłem. Może to być też dobra baza do zwiedzania wschodniej Słowenii, ale tu się jeszcze za dużo nie mogę wypowiedzieć, bo w tej okolicy zwiedzałam tylko Ptuj. Ale skoro to tak blisko Austrii... kto wie, gdzie jeszcze zabłądzę? ;)

Prześlij komentarz

0 Komentarze