Advertisement

Main Ad

Ptuj - w najstarszym mieście Słowenii

Słowenia Ptuj
Większość artykułów internetowych poświęconych Ptuj skupiała się na tym, jak zwiedzić to miasto w kilka godzin. Historyczne centrum Ptuj jest nieduże i odwiedzający często zatrzymują się tu w drodze do Chorwacji - ot, na kilkugodzinny postój połączony ze zwiedzaniem. Mi takie podsumowania pasowały, bo wiedziałam, że sama na Ptuj będę miała jedynie kilka godzin. Autobusy z Mariboru kursowały kilka razy dziennie, na kolei były jakieś remonty i jazdy pociągiem nie chciałam ryzykować... Musiałam się dopasować do połączeń tak, by potem zdążyć złapać na spokojnie pociąg powrotny z Mariboru do Wiednia. Przyjechałam więc rano, wyjechałam wczesnym popołudniem, w międzyczasie zahaczyłam o informację turystyczną, gdzie dostałam świetnie przygotowane foldery i mapki... No i byłam gotowa na odkrywanie miasta :).
Zwiedzanie zaczęłam na głównym placu (Mestni trg), przy którym mieści się informacja turystyczna. Natychmiast rzuca się tu w oczy żółty budynek ratusza, zaprojektowany na początku XX wieku przez wiedeńskiego architekta Maxa von Ferstel (który zresztą po ukończeniu budowy w 1908 roku został honorowym obywatelem Ptuj). Po drugiej stronie placu stoi kolumna z posągiem św. Floriana z 1745 - do świętego modlono się, by chronił miasto przed pożarami, które mocno zniszczyły Ptuj w XVII i XVIII wieku.
Krótki spacer ulicą Murkovą i dotarłam na plac Słoweński - kolejne z najważniejszych miejsc w Ptuj. Co tu znajdziemy? Przede wszystkim słynną renesansową wieżę zegarową, na którą się - niestety - nie da wejść. Zegary znajdziemy tylko na trzech ścianach, bo - według legendy - władcy rezydujący w zamku nie chcieli dofinansować budowy wieży... więc w stronę zamku zegara nie dano ;).  Przed wieżą stoi kamienna płyta, zwana pomnikiem Orfeusza ze względu na zdobienia związane z tym mitem - oryginalnie była to marmurowa płyta upamiętniająca Marcusa Valeriusa Verusa rządzącego Poetovio w II wieku (tak wtedy nazywała się rzymska osada, która z czasem przekształciła się w Ptuj). Obok wieży zobaczymy również teatr miejski, a po drugiej stronie placu - kilka starych, kolorowych kamieniczek.
Fani architektury sakralnej nie mogą odpuścić położonego tuż obok wieży kościoła św. Jerzego. Ja miałam szczęście, bo udało mi się wejść do środka chwilę przed zamknięciem i ledwo zajrzałam w większość zakamarków, już pojawił się pan chcący zamknąć budynek. Ta główna świątynia w Ptuj została zbudowana jeszcze w XII w., a w trzy stulecia później przeszła przebudowę w stylu gotyckim. Zewnętrzne ściany kościoła są pokryte płytami nagrobnymi w stylu barokowym i renesansowym.
No a wnętrza... Kościół św. Jerzego to trójnawowa bazylika, jak już wspomniałam - gotycka, choć spora część wystroju to już styl barokowy. Koniecznie trzeba zobaczyć stojącą tuż przy wejściu XIV-wieczną drewnianą figurę św. Jerzego walczącego ze smokiem, pięknie rzeźbione gotyckie stalle (wiek XV) oraz drewniany ołtarz szafowy (również wiek XV). Barokowe elementy, takie jak ambona czy ołtarze, ciekawie współgrają z gotyckim kształtem świątyni - nie jest to może najpiękniejszy kościół świata, ale sporo tu ciekawostek i naprawdę warto zajrzeć :). 
Co jeszcze trzeba zrobić w Ptuj? Zdecydowanie wejść na wzgórze zamkowe! Na szczęście było tu lżej niż w Celje, bo wzgórze znajduje się w samym centrum miasta i jest niewysokie - wystarczyło kilka minut spaceru Grajską ulicą (czyli Zamkową), trochę schodów i już stanęłam przed bramą. Średniowieczna twierdza powstała w połowie XII wieku jako jeden z zamków podlegających arcybiskupom Salzburga. Późniejsze przebudowy miały jednak wpływ na wygląd zamku, który tylko częściowo przypomina dawne fortece. 
Zamek można zwiedzać, ale nie zdecydowałam się na to. Po pierwsze, szkoda mi było dość ograniczonego czasu - w końcu na Ptuj miałam zaledwie kilka godzin. A po drugie, w środku znajduje się Muzeum Regionalne, w którym znajdziemy takie ciekawostki jak kolekcję instrumentów muzycznych czy XVII-wieczną sztukę w stylu turquerie. Nie powiem, żeby to wszystko mnie jakoś szczególnie kusiło ;). Ale dla zainteresowanych - bilet wstępu w 2022 roku kosztuje 8 €.
Na szczęście po terenach zamkowych można chodzić swobodnie bez biletu i z tego z przyjemnością skorzystałam. Wzgórze zamkowe to chyba najlepszy punkt widokowy w Ptuj - widać stąd świetnie przepływającą przez miasto Drawę i Jezioro Ptujskie, pokryte dachówkami zabudowania, trochę zieleni, no i tę wieżę bez zegara w stronę zamku... ;) Trochę szkoda, że było dość pochmurnie, bo przy w pełni niebieskim niebie widoki musiałyby być naprawdę świetne. Ze wzgórza schodziłam już inną ścieżką, kierując się już na kolejną atrakcję.
A atrakcją tą był klasztor dominikanów, założony w 1230 roku i działający do roku 1785. Otwarty dla odwiedzających w sezonie (kwiecień-październik) natychmiast zwrócił moją uwagę na mapce, więc bez wahania zapłaciłam 4 € za wstęp i weszłam do środka. Przeszłam się korytarzami, w których zachowały się fragmenty średniowiecznych fresków, a uzupełnieniem była tu sztuka zdecydowanie bardziej współczesna - porozstawiane gdzieniegdzie rzeźby. 
Rozczarowaniem okazał się dla mnie kościół, który ładnie odremontowano z zewnątrz, a od wewnątrz... zamieniono w salę koncertową ;). Generalnie po rozwiązaniu zakonu w klasztorze utworzono szpital wojskowy, a w 1928 roku postanowiono otworzyć muzeum. Jednak o budynki niespecjalnie dbano i wystarczy wejść np. na dziedziniec klasztorny, by zobaczyć, że nie wszystko jeszcze wyremontowano. Przyznam, że nie czytałam wcześniej, w jakim stanie jest klasztor i co w nim można zobaczyć - trafiłam tu po haśle średniowieczny klasztor dominikanów i nie do końca mi się podobało to, co zobaczyłam ;).
Trochę bardziej wpadł mi w oko klasztor minorytów z połowy XIII wieku. A jeszcze bardziej mógłby mi się spodobać, gdybym mogła wejść do jego biblioteki, w której znajduje się ok. 5000 książek, z czego najstarsze sięgają XVI wieku. Niestety, kościół św. Piotra i Pawła został kompletnie zniszczony podczas II wojny światowej, a odbudowany z nowoczesnymi wnętrzami nie wywiera szczególnego wrażenia (zrobiłam zdjęcie jedynie tylnej części świątyni, bo przy ołtarzu odbywał się chrzest i nie chciałam ludzi fotografować). Za to przyjemnie było się przejść pod klasztornymi arkadami - podobno organizowane są tu różne wydarzenia, ale podczas mojej wizyty było tu bardzo spokojnie.
Minęłam XVI-wieczną wieżę, mieszczącą w sobie obecnie galerię Miheličeva - wstęp podobno darmowy, ale w niedzielę zamknięta... Wypogodziło się już, więc w końcu chciałam zobaczyć pocztówkowy widok na Ptuj. Najładniejsze zdjęcia z całym starym miastem i górującym nad nim zamkiem robi się z drugiego brzegu Drawy lub z jednego z dwóch przerzuconych nad nią mostów. Ja przeszłam nad rzeką Drawskim Mostem, a wróciłam niewielką kładką rowerowo-pieszą - chyba bardziej podobał mi się widok z tego pierwszego, choć to główna trasa samochodowa i jest tu dość głośno. Ale przy niebieskim niebie widoki były niczego sobie... ;)
Mając te kilka godzin, można tak jak ja obejść całe historyczne centrum Ptuj. Zobaczy się najważniejsze zabytki, ale pozostanie jednak poczucie niedosytu. Ten region Słowenii słynie z win, więc fajnie byłoby odwiedzić jakieś winiarnie na degustację lokalnych trunków. Można by pospacerować wzdłuż rzeki lub zajrzeć do nieco oddalonego pałacu Turnišče czy na stary cmentarz. A najlepiej wpaść tu w okresie karnawału na słynne Kurentowanie - obyczaj wpisany na listę UNESCO, wokół którego urósł już cały festiwal w Ptuj. Mi nie było dane tego doświadczyć, ale miasto i tak mi się spodobało... :)

Prześlij komentarz

0 Komentarze