Advertisement

Main Ad

Tunis i Kartagina - współczesność i historia

ruiny Kartaginy
W starożytności Tunis, mała fenicka wioska, pozostawał w cieniu Kartaginy i podlegał jej. Dziś ze starożytnej Kartaginy pozostały tylko ruiny, a samo miasto stało się dzielnicą Tunisu, który urósł do największego miasta i stolicy Tunezji. Historia bywa przewrotna ;). Fascynowała mnie ta wycieczka, bo do Tunisu i Kartaginy (oraz położonego tuż obok Sidi Bou Said) wybraliśmy się właśnie na jednodniową wycieczkę z Sousse. Oczywiście, nie było się co oszukiwać, że w jeden dzień da się zwiedzić i samą stolicę, i pozostałości dawnej potęgi na wybrzeżu, ale nie znaczy to, że nie warto było próbować ;). Wyjechaliśmy z samego rana i w Tunisie byliśmy jeszcze przed 9. Rano, do tego północ kraju, wiatr od morza, druga połowa listopada - i nagle zaczęłam w Tunezji chodzić ciągle w bluzie z długim rękawem. Nic to, suwak zapięty pod brodę i można zacząć zwiedzanie :).
Na medynę, czyli stare miasto w Tunisie wchodzi się przez historyczną Bramę Morską (Bab el Bhar), zwaną też Bramą Francuską. Zbudowana najprawdopodobniej w IX wieku, za czasów Aghlabidów, skierowana jest do morza, choć krążą i opowieści (niezbyt wiarygodne), że kiedyś morze sięgało niemal do bramy. Mury miejskie zburzono w 1860 roku, zostawiając tylko bramę, za którą rozciąga się Plac Zwycięstwa. A dalej idziemy Rue de la Kasbah, wchodząc  na medynę.
Stare miasto w Tunisie wpisano na listę UNESCO w 1979 roku - od XII do XVI wieku Tunis był uważany za jedno z najwspanialszych i najbogatszych miast islamskiego świata. Około 700 zabytków, w tym pałaców, meczetów, mauzoleów, madras i fontann, świadczy o tej niezwykłej przeszłości (*). I powiem szczerze, że chodząc tylko po tej części w okolicy Placu Zwycięstwa, ciężko mi było coś takiego wypatrzeć. Niektóre zabytki są nieco oddalone od centrum, ale próbowałam dojść do zaznaczonych na mapie madras czy innych budynków... i nie potrafiłam. Cała medyna to jeden wielki bazar, wszystko przykryte, zabudowane, połączone labiryntem uliczek. Szłam za Googlem i nie byłam w stanie odnaleźć miejsc, do których mnie prowadzi - ba, powrót do punktu wyjścia był niezłym wyzwaniem ;).
Trochę łatwiej było znaleźć historyczne meczety, choć też często były to jedynie bramy pomiędzy stoiskami na bazarze - nie było jak objąć wzrokiem całego budynku. Ani zajrzeć do środka, bo tunezyjskie meczety są udostępnione tylko muzułmanom. I tak podeszliśmy pod główny meczet Al-Zaytuna, założony na przełomie VII i VIII wieku, choć obecny budynek pochodzi już z wieku IX. Tutaj z jednej strony budynki nie przylegały od razu do krużganków świątyni, ale nie było możliwości zajrzenia choć na dziedziniec - bramy, niestety, pozamykano.
Jeśli zaś od Bramy Morskiej odbijemy w drugą stronę, w nowszą część Tunisu, wyjdziemy na bulwar Habib Bourguiba. Szeroka aleja nosi imię tunezyjskiego prezydenta i jest popularnym miejscem wydarzeń politycznych - nic dziwnego, że podczas naszego pobytu duża część bulwaru była ogrodzona barierkami i pełna policji. Barierkami ogrodzono też Plac Niepodległości z pomnikiem arabskiego historyka i filozofa Ibna Chalduna oraz popularnym wśród turystów napisem I love Tunis - szkoda, że nie dało się tam podejść... Wzdłuż bulwaru znajdziemy liczne znaczące budynki, w tym teatr, ambasadę francuską, charakterystyczny obelisk z zegarem czy katolicką katedrę.
A ja jak to ja - do meczetu nie mogłam, to choć do kościoła zajrzę ;). Katedra św. Wincentego à Paulo znajduje się naprzeciwko ambasady francuskiej i zbudowana została w latach dziewięćdziesiątych XIX wieku, czyli w miarę początkowym okresie francuskiego protektoratu. Choć po odzyskaniu niepodległości przez Tunezję i wyjeździe stąd wielu Francuzów spadło zapotrzebowanie na katolickie świątynie, katedra utrzymała swoją funkcję i normalnie działa po dziś dzień. Wchodzi się do niej bocznym wejściem, nie od strony głównego bulwaru, zaś przy bramie znajduje się budka ochrony.
Katedra w Tunisie to niezła mieszanka stylów architektonicznych, choć widać to bardziej na zewnątrz - style neuromauretański, gotycki i neobizantyjski przeplatają się tu w różnych elementach. Sama świątynia nie wywarła na mnie jednak szczególnego wrażenia, bo cóż, europejskie katedry budowano jednak z większym rozmachem... :) Ciekawostką jest za to niewielki skarbiec katedralny udostępniony odwiedzającym z różnymi skarbami sprzed wieków.
Choć ciekawie było pospacerować po centrum Tunisu (ze świadomością, że widziałam tylko część z tego, co tutejsza medyna ma do zaoferowania), to jednak prawdziwe wow nastąpiło, gdy wjechaliśmy do dzielnicy Bardo (Bardau). Właśnie tu mieści się słynne Muzeum Bardo, które przyjęło nazwę od lokalizacji. Choć w swoich zbiorach posiada drugą największą kolekcję przedmiotów w Afryce (po Muzeum Egipskim), w światowej świadomości zasłynęło niestety bardziej dopiero w 2015 roku. To właśnie tutaj 18 marca, po nieudanym ataku na sąsiedni budynek parlamentu, dwóch uzbrojonych terrorystów rozpoczęło atak, w którym zginęło 24 odwiedzających z 10 krajów. W tym także 3 osoby z Polski - tablica upamiętniająca wszystkie ofiary wisi w fali głównej muzeum. Od tej pory - jak mówiła nam przewodniczka - nie można wchodzić do muzeum z plecakami, choć nie wiem, czy to do końca prawda. Widzieliśmy pojedynczych turystów, których plecaki były skanowane przy wejściu i mogli potem z nimi zwiedzać - ale może tak być, że pozwalają indywidualnym turystom, a grupy proszą o zwiedzanie bez bagażu, by usprawnić wejście.
Muzeum Bardo utworzono w 1888 roku - zorientowano się, że dobra narodowe pod protektoratem francuskim zaczynają trafiać do Luwru i postanowiono temu przeciwdziałać, umieszczając je w narodowym muzeum. I efekt jest niesamowity, udało im się zachować sporo perełek - zwłaszcza że tutaj trafiały też znaleziska z XX-wiecznych wykopalisk. I tak Muzeum Bardo może poszczycić się jedną z największych światowych kolekcji rzymskich mozaik - świetnie zachowanych, pięknie wyeksponowanych... No, ja czułam się tu jak w raju, przechodząc z pomieszczenia do pomieszczenia :)
Kolekcja to jedno - a poza mozaikami znajdziemy tu dużo innych skarbów i ciekawostek, w tym pięknie zdobioną chrzcielnicę z VI wieku czy Pokojową Nagrodę Nobla z 2015 roku. Prawdziwą perełką jest też sam budynek muzeum - oryginalnie XV-wieczny pałac należący kiedyś do berberyjskiej dynastii Hafsydów. W niektórych pomieszczeniach naprawdę nie wiedziałam, na czym skupić wzrok, bo nie tylko otaczały mnie fascynujące z historycznego punktu widzenia przedmioty, to jeszcze architektura po prostu zachwycała :). I pomyśleć, że wstęp do muzeum kosztuje ledwo 13 dinarów (16,60 zł)...
Aż ciężko uwierzyć, że założona w IX w. p.n.e. późniejsza stolica imperium kartagińskiego dziś jest ledwo stanowiskiem archeologicznym na obrzeżach Tunisu. Ale naturalnie trzeba było tam podjechać po wyjściu z Muzeum Bardo. Kartagina upadła w 146 r. p.n.e. po słynnych wojnach punickich i Rzymianie zadbali, by z miasta Hannibala nie pozostało prawie nic. Jakiś czas po zniszczeniu Kartagina powstała z gruzów - tym razem jednak jako kolonia rzymska. Stanowisko archeologiczne w Kartaginie to w ogromnej większości właśnie pozostałości rzymskiego miasta, a nie tego z czasów punickich, co może rozczarować miłośników historii, chętnych spojrzeć na pozostałości imperium Hannibala ;). Choć czasem spod rzymskich ruin wyzierają i starsze elementy, stanowią one jednak zdecydowaną mniejszość znalezisk. Co można zobaczyć dzisiaj w Kartaginie? Całkiem sporo i znów nie mieliśmy na to tyle czasu, ile bym chciała. Jest tu wzgórze Byrsa (tzw. kartagiński akropol) z położonym obok Muzeum Kartagińskim, są termy Antoninusa, jest rzymski teatr, tofet (połączenie sanktuarium i cmentarza), dzielnica z rzymskimi willami, pozostałości portu... i sporo innych ruin, które można zwiedzać na łączonym bilecie.
Skoro mieliśmy ograniczony czas, zwiedzaliśmy jedno z najbardziej znanych i największych stanowisk archeologicznych w Kartaginie - termy Antoninusa. To były jedne z największych rzymskich term na świecie - jeśli wierzyć Wikipedii, to numer jeden poza współczesnym terytorium Włoch. Zbudowano je za czasów cesarza Antoninusa Piusa (w połowie II wieku), a w 1979 roku - wraz z pozostałymi stanowiskami archeologicznymi w Kartaginie - zostały wpisane na listę UNESCO. Po wejściu na teren kompleksu mija się pozostałości dawnego cmentarza, jeszcze z czasów punickich, a chwilę potem przed odwiedzającymi rozciąga się piękny widok: ogromne ruiny term na tle błękitnego morza :).
Współcześnie, kiedy zwiedzamy pozostałości ledwo dolnego poziomu łaźni, aż ciężko uwierzyć, że kiedyś miały one kilka pięter. Niestety, budowla została zniszczona przez Wandalów w 439 roku, a potem czas robił swoje... a także Arabowie. Wykorzystywali oni kamienie z ruin do rozbudowy Tunisu, choć fragmenty łaźni mogliśmy zobaczyć też wkomponowane w stary meczet w Kairouan. Niby to często spotykany los starożytnych budynków, a jednak zawsze mnie to boli - uwielbiam oglądać takie historyczne ruiny i próbować sobie wyobrazić, jak wyglądały w swoich najlepszych czasach. Taką rekonstrukcję w formie video można obejrzeć na YT na kanale Relive Tunisia - cudnie to wyglądało :).
A zanim opuściliśmy Kartaginę i pojechaliśmy do Sidi Bou Said, mieliśmy jeszcze okazję zobaczyć fragmenty akweduktu Zaghouan. Zbudowany najprawdopodobniej na początku II wieku, transportował wodę z miejscowości Zaghouan do Kartaginy i liczył sobie 132 km długości. Kawałek dalej wznoszą się rzymskie cysterny La Malga, ale tu już nie było czasu, by podchodzić i coś zwiedzać, bo zatrzymaliśmy się na lunch w pobliskiej restauracji Phénix de Carthage... I tak stwierdziłam, że chyba z tunezyjskim winem to ja się nie zaprzyjaźnię ;).

Prześlij komentarz

0 Komentarze