Advertisement

Main Ad

Wybrzeże Murali w Linzu

Austria Linz murale
Wiedziałam, że kiedyś przyjdzie mi jeszcze raz pojechać do Linzu, żeby zahaczyć o dzielnicę portową, na którą zabrakło mi czasu podczas pierwszej wizyty w tym mieście. Daleko nie jest, choć kawałek musiałam podejść - port od starego miasta dzieli półgodzinny spacer, a z dworca głównego szłam tam nieco ponad czterdzieści minut. Ale było słonecznie, ciepło, spokojnie - taki spacer to sama przyjemność ;). Do głównej części portu, oczywiście, wstępu nie miałam, ale po okolicy można się było poplątać. A mi dokładnie na tym zależało...
Mural Harbor Gallery to projekt artystyczny, który wystartował kilka lat temu we współpracy z portem w Linzu. Część budynków portowych udostępniono różnym artystom, by ozdobili je kolorowymi muralami. Przy ulicy Industriezeile urządzono biuro, z którego startują trasy z przewodnikiem po porcie. 1,5-godzinna piesza trasa odbywa się w każdy piątek w sezonie o 17, do tego internet mocno zachwala trasy łódką, jednak na stronie Mural Harbor wyświetla się informacja, że obecnie są one niedostępne. Wiele murali jest tak umiejscowionych, że najlepiej się je ogląda właśnie z wody, nic więc dziwnego, że zwiedzanie łódką zbierało takie pozytywne opinie. Jednak nawet trasa piesza ma swoje zalety, bo z przewodnikiem można wejść do tych części portu, gdzie samodzielnie nie dotrzemy. Ale bilet kosztuje 18 €, co moim zdaniem jest nieco wygórowaną ceną za taką atrakcję... Zwłaszcza, że przecież i na własną rękę sporo tu można zobaczyć. Bądź co bądź, trasy są w piątki, a ja do Linzu przyjechałam w sobotę, więc nie miałam się nawet nad czym zastanawiać ;).
Ze statystyk zawartych na stronie można się dowiedzieć, że cały teren zajmuje powierzchnię 135 ha i znajdziemy na nim ponad 300 murali. Większość jest nieduża, ale 8 liczy sobie ponad 500m2, a 23 - ponad 100m2. Nad graffiti pracowali artyści z 35 krajów. Już patrząc na te dane, wiedziałam, że to nie będzie przypadkowa sztuka uliczna, na jaką natrafiam regularnie w Wiedniu. Wybrzeże Murali w Linzu to prawdziwa galeria sztuki i właściwie wszędzie, gdzie patrzyłam, wpadały mi w oko kolorowe wzory. A pomyśleć, że murale są też w środku budynków i na ścianach od niedostępnej dla mnie strony...
Szukając informacji o Wybrzeżu Murali w internecie, trafiłam na artykuł zaczynający się od słów: Po Wiedniu, a jeszcze przed Graz, Linz doczekał się w końcu metra - nawet jeśli to tylko jeden wagon. I bez kół. Ale i tak nie odjedzie. Wywołało to mój uśmiech, bo właśnie od tego pojedynczego wagonu metra rozpoczęłam zwiedzanie Wybrzeża Murali. Oryginalnie należał on do monachijskiego pociągu z lat osiemdziesiątych, ale że i tak wyszedł z użycia, Mural Harbor Gallery postanowiło go odkupić od Monachium. Władze Linzu wsparły ten pomysł finansowo, no i wagon niemieckiego metra trafił do portu. Skąd w ogóle ten pomysł? Pociągi były jednym z pierwszych miejsc, na których zaczęły się pojawiać graffiti przed laty - zarówno w Stanach, jak i w Europie. To po prostu symbolika - a sprowadzony do Linzu wagon metra też szybko pokrył się kolorami.
Choć na mapie całość nie wydaje się duża, zaglądanie w każdy zakamarek i robienie miliona zdjęć zajmuje jednak trochę czasu. A ja i tak jestem typem osoby, która uważa, że zasad należy przestrzegać, więc jak widziałam gdzieś tabliczkę Teren portu - wstęp wzbroniony, to nie wchodziłam, nawet jak dałoby się spokojnie przejść :P. Mimo to spędziłam na wybrzeżu prawie dwie godziny i tak się zaczęłam zastanawiać, jakim cudem trasa z przewodnikiem może trwać półtorej, i to jeszcze przy wchodzeniu do budynków... To musiałoby być albo niesamowicie na tempo, albo przy skupieniu się na największych / najciekawszych muralach, a całą resztę omijałoby się bez czasu na zdjęcia. Nie powiem, żeby podobało mi się takie zwiedzanie ;).
Oczywiście największe wrażenie wywierają te ogromne murale, które najlepiej oglądać z poziomu wody. Niektóre dało się też zobaczyć, stojąc na drugim brzegu - resztę zrobił zoom w aparacie, ale faktycznie na zwiedzanie łódką mogłabym się wybrać (choć jeśli spacer kosztuje 18€, ile kosztowałaby łódka...?). Zresztą w ogóle sam port ma najwięcej uroku w tej części tuż przy samym Dunaju - przy ładnej pogodzie w wodzie odbijało się niebo i najbliższe budynki, więc z przyjemnością usiadłam na trawie i zjadłam tu przywieziony ze sobą lunch :).
Ta część portu w weekendy nie pracuje, wszystkie budynki były pozamykane i poza jednym parkingiem, gdzie podjeżdżały czasem ciężarówki, miejsce było jak obumarłe. Ku mojemu zaskoczeniu, nie spotkałam też żadnych turystów. Zdaję sobie sprawę, że Wybrzeże Murali to nie jest tak popularne miejsce jak historyczne centrum Linzu, jednak nie jest też specjalnie oddalone... Do tego pogoda naprawdę zachęcała do spacerów w takim miejscu. Cóż, lepiej dla mnie, mogłam oglądać murale w spokoju ;). A pojedyncze osoby, na jakie natrafiałam, to byli wędkarze - widać nawet w części portowej można coś złapać.
No i warto mieć w głowie, że to jest przecież działający port. Nie wszędzie się da podejść, nie wszystkiemu da się zrobić zdjęcie. Wpadały mi czasem w oko fajne murale, które trudno było sfotografować, bo piętrzyły się przed nimi sterty palet czy kartonów. Słynny mural z wężem (widoczny na jednym z pierwszych zdjęć) był chwilowo do połowy przysłonięty odstawionymi tu na boczny tor wagonami... Palety, deski, opony, skrzynki - to wszystko wala się tu wszędzie i nieraz uniemożliwia podejście nawet do tych miejsc, gdzie teoretycznie wstęp nie jest zabroniony.
Czy warto? Jeśli lubicie sztukę uliczną - zdecydowanie! Wybrzeże Murali w Linzu to najlepsze miejsce pod kątem street artu w Austrii, na jakie dotąd natrafiłam. Murale są właściwie wszędzie, wiele z nich naprawdę ładnych, do tego samo miejsce jest pięknie położone nad Dunajem (no jak to port ;) ). Bardzo dużo da się zobaczyć bez zorganizowanej trasy, turystów tu nie ma, więc można wpaść właściwie o każdej porze i na spokojnie spacerować z aparatem.
No i na zakończenie, jeszcze parę obrazków... :) 

Prześlij komentarz

0 Komentarze