Advertisement

Main Ad

Kaiserswerth - na przedmieściach Düsseldorfu

Kaiserswerth Ruiny
O tym, że Düsseldorf nie jest zbyt zabytkowy, wiedziałam właściwie od początku - moje zwiedzanie tego miasta opierało się o nowoczesne atrakcje. Ale nie mogłam się też zgodzić z tymi, którzy uważali, że stolica Nadrenii Północnej-Westfalii nie ma nic do zaoferowania lubiącym historię i stare zabytki. Po prostu trzeba było opuścić odbudowane w nowoczesnym stylu po alianckich bombardowaniach centrum Düsseldorfu i skierować się na obrzeża miasta. Tereny Kaiserswerth były zamieszkane jeszcze w starożytności, jednak miasteczko prawdziwie kwitnąć zaczęło dopiero we wczesnym średniowieczu. Już w XIII wieku nadano mu status wolnego miasta i mogło się nim szczycić przez stulecia... Aż w 1929 roku włączono Kaiserswerth do Düsseldorfu i dziś stanowi jedynie jedną z jego dzielnic - i to jedną z tych najbardziej fancy... ;)
Wysiadłam na stacji Klemensplatz i wyruszyłam w kierunku rzeki na spacer po okolicy. Mijałam niewysokie kamieniczki, drobne sklepy i kawiarnie wzdłuż Kaiserswerther Markt - całość od razu przypadła mi do gustu :). Gdzieniegdzie rozstawione były tabliczki z mapką dzielnicy i pozaznaczanymi punktami wartymi uwagi - zwrócono uwagę nawet na co ciekawsze kamienice. Moją uwagę przykuł jednak (jak to zwykle bywa ;) ) kościół i to tam skierowałam swoje kroki.
Główną świątynią Kaiserswerth jest bazylika św. Switberta - kolejny święty, którego imienia nigdy nie słyszałam. Okazuje się, że był to biskup, który pod koniec VII wieku założył w tym miejscu klasztor benedyktynów, dając początek rozwojowi Kaiserswerth. Mężczyzna mieszkał tutaj aż do swojej śmierci w 713 roku i w naturalny sposób stał się patronem miejscowego kościoła - wybudowanego w XI wieku na miejscu dawnego kościoła klasztornego. Gotycka świątynia była przebudowywana kilka razy (w tym ostatni raz po II wojnie światowej) i dziś większe wrażenie wywiera z zewnątrz niż wewnątrz.
W 1967 roku kościół św. Switberta uzyskał status bazyliki mniejszej z rąk papieża Pawła VI. Jak już wspomniałam - w środku szału nie ma, a większość wnętrza pochodzi z drugiej połowy XX wieku. To albo rekonstrukcje albo nowe elementy dodane po wojnie. Do lat czterdziestych nad bazyliką górowały dwie wieże, zniszczone przez alianckie bombardowania - potem zamiast nich nad kościołem zbudowano mini-dzwonnicę ;). 
Po wyjściu ze świątyni podeszłam parę kroków i znalazłam się nad brzegiem Renu. Ciągnie się tu promenada i gdy odbiłam nią w ledwo, po chwili trafiłam do miejsca, które było głównym powodem mojej wizyty w Kaiserswerth. Średniowieczne ruiny zamkowe... Ktoś coś wspominał, że Düsseldorf to tylko nowoczesność? ;) Jeszcze ok. 1050 roku zbudowano tu pierwszą warowną siedzibę palatynatu, ale budowę zamku z prawdziwego zdarzenia rozpoczął tu w 1174 roku cesarz Fryderyk Barbarossa.
Kaiserpfalz, bo tak nazywa się to miejsce, nigdy nie było główną siedzibą cesarza - władcy odwiedzali palatynaty tylko podczas swoich podróży po Europie. Gdy cesarstwo upadło, twierdza wielokrotnie zmieniała właścicieli - głównie należała jednak do Elektoratu Kolonii, aż do1772 roku. Wtedy jednak z zamku już niewiele zostało - XVIII wiek przyniósł mu liczne zniszczenia: najpierw podczas wojny w 1702 roku, następnie miejscowa ludność wykorzystywała kamienie do odbudowy miasta, potem przyszły jeszcze powodzie... Dziś Kaiserpfalz do otoczone zielenią i przylegające do Renu ruiny, do których można swobodnie wejść - co bardzo polecam ;).
Kaiserswerth nie jest miejscem, gdzie spędzimy cały dzień - no chyba że przy ładnej pogodzie spacer po nadreńskiej promenadzie skończymy jakimś piknikiem czy innym nicnierobieniem ;). Z turystycznego punktu widzenia Kaiserswerth jest idealnym miejscem na 2-3 godziny. W tym czasie na spokojnie pospacerujemy po klimatycznej dzielnicy, odwiedzimy bazylikę oraz ruiny, przejdziemy się wzdłuż Renu, zatrzymamy gdzieś na kawę... A potem można wrócić do centrum i korzystać z atrakcji, jakie oferuje współczesny Düsseldorf :).

Prześlij komentarz

0 Komentarze