Advertisement

Main Ad

Pustki w Leoben i klasztor Göss

Leoben mieliśmy tylko minąć bokiem, ale gdy okazało się, że wybrany na lunch Gasthaus w pobliżu Romantischer Bründlweg był jednak zamknięty, przyszło nam szukać jedzenia gdzieś indziej. A 25-tysięczne Leoben, jakby nie patrzeć stolica powiatu, wydawało się najlepszym miejscem. W końcu Google Maps pokazywało tu całkiem sporo knajpek i nawet po odrzuceniu wszelakich fastfoodów powinniśmy mieć jakiś wybór. Zaparkowaliśmy tuż przy centrum i przeszliśmy przez Waasenbrücke nad Murą. Pierwszym obiektem, jaki natychmiast rzucił mi się w oczy, była Schwammerlturm - średniowieczna (choć wielokrotnie później odnawiana) wieża, stanowiąca część dawnych fortyfikacji miejskich.
Pamiętam, że jeszcze podczas pandemii spotkałam się parę razy w Wiedniu z Austriakiem, który studiował i pracował w Leoben (w mieście znajduje się uniwersytet górniczy), ale na weekendy zjeżdżał do stolicy. Jak zapytałam o sens takiego kursowania - jakby nie patrzeć, to ponad 150 km i ok. 2 godzin jazdy w jedną stronę - odpowiedział, że nie ma innej opcji, jeśli chce się żyć. Że Leoben to miasto-widmo, w którym wieczorami ani w weekendy nic się nie dzieje. Trochę zdziwiło mnie takie podejście do tematu, ale sama w miasteczku dotąd nie byłam, zdarzało mi się tam co najwyżej przesiadać w drodze w góry. I wtedy Leoben wydawało mi się całkiem spore - w porównaniu z tymi alpejskimi wioskami, do których się kierowałam ;). Wiadomo, że nie ma tam co szukać wiedeńskich rozrywek, ale chyba coś się dzieje...? Cóż, przyjechaliśmy tu w letni weekend, przy ładnej pogodzie, kiedy faktycznie trochę tych ludzi powinno korzystać z wolnego dnia. A Leoben, jak prawdziwe miasto-widmo, świeciło pustkami. Pierwsza wybrana przez nas restauracja była nieczynna w niedziele. Druga uruchamiała kuchnię dopiero na wieczór. Kolejna miała akurat przerwę wakacyjną... Obeszliśmy właściwie całe centrum i odkryliśmy, że można zajrzeć do kawiarni lub zjeść kebaba na miejskiej ławeczce, otwarta restauracja w mieście powiatowym to był jednak za duży wymóg...
Najpopularniejszą atrakcją Leoben jest tzw. Gösseum, czyli muzeum w browarze Gösser - to jedno z najbardziej znanych austriackich piw pochodzi właśnie stąd. I choć piwo warzono tutaj jeszcze od średniowiecza w pobliskim klasztorze w Göss (które dziś stanowi obrzeża Leoben), to obecnie działający browar założono dopiero w 1860 roku. Nam też chodziła po głowie wizyta w browarze, jednak w weekendy trasy z przewodnikiem odbywają się tylko 2x dziennie - o 11 i 14, no i było już po prostu za późno. Pospacerowaliśmy za to po rynku (Hauptplatz), przyglądając się ratuszowi oraz kolumnie morowej, po czym skierowaliśmy się na obrzeża, szukać szczęścia z jedzeniem gdzie indziej ;).
Minęliśmy więc słynny browar i zajechaliśmy do dzielnicy Göss, do wysoko ocenianej knajpki Zum lustigen Schmied. Bardzo dobre jedzenie, wielkość porcji zdecydowanie przekraczająca moje możliwości, no i hej... otwarte w letnie niedziele! ;) A jak przejeżdżaliśmy przez obrzeża, to mój facet wypatrzył też jakiś stary kościół i choć wtedy jedzenie było priorytetem, to po obiedzie zaproponował, byśmy się tam zatrzymali. Wciąż jeszcze nie przyzwyczaiłam się do tego szczęścia posiadania kierowcy, który sam proponuje zatrzymywanie się przy starych kościołach! ;) Oczywiście zgodziłam się i tak oto trafiliśmy do średniowiecznego klasztoru Göss.
Jak informuje tablica w bramie klasztor benedyktynek Göss był najstarszym klasztorem na terenie Styrii. Opactwo założyła w 1004 roku Adula, żona grafa Ariba I, a pierwszą przeoryszą została ich córka Kunegunda. Niemiecki król Henryk II Święty w 1020 roku nadał Göss tytuł cesarskiego klasztoru i przez kilkaset lat było to najbliższe i najlepsze miejsce dla styryjskiej szlachty do ukrycia, a czasem nawet i wykształcenia swoich córek ;). Jak wiele innych klasztorów na terenie Austrii, tak i Göss nie przetrwało edyktu Józefa II z 1782 roku nakazującego rozwiązanie zgromadzeń religijnych. Budynki klasztorne pełniły następnie różne funkcje - przez chwilę znajdowała się tu nawet kwatera Napoleona Bonapartego, który przyjechał tutaj w 1797 roku podpisać traktat w Leoben - no a w trzy lata później przejął je browar.
Co ciekawe, rozwiązanie klasztoru nie przyniosło degradacji samemu kościołowi klasztornemu... Wręcz przeciwnie! Decyzją tego samego Józefa II, który nakazał zamknąć opactwo, w 1785 roku utworzono biskupstwo w Leoben, zaś kościół w Göss awansowano do roli katedry. Biskupem został Alexander Franz Joseph Graf von Engel, który pełnił tę funkcję do swojej śmierci w 1800 roku, po czym nowego biskupa już nie wybrano. Kościół stracił swoją katedralną funkcję, a nakazem cesarza Franciszka II z 1804 roku Leoben miało podlegać diecezji w Seckau. I o ile utworzenie biskupstwa w Leoben papież potwierdził w zaledwie rok, to na papieskie potwierdzenie wspomnianej fuzji trzeba już było czekać ponad pół wieku... Nie było łatwo ;). Jakby nie było, w historii kościoła klasztornego Göss trzeba podkreślić, że przez kilkanaście lat pełnił on funkcję katedry.
A sam kościół - obecnie pod wezwaniem św. Andrzeja - to gotycka budowla wybudowana w miejscu starszej, romańskiej świątyni i fragmenty pierwotnej budowli wciąż się zachowały (w tym zbudowana ok. 1000 r. krypta). W kościele znajdziemy malowidła naścienne, z których najstarsze sięgają jeszcze XIV wieku.  Jest tu też sporo elementów barokowych z XVII i XVIII wieku, a odświeżony wygląd świątyni wskazuje na liczne prace renowacyjne prowadzone tu w XX wieku. Nie jest to może wywierający największe wrażenie kościół w Austrii, ale wnętrze jest zadbane, a z historycznego punktu widzenia to prawdziwa ciekawostka. Zwłaszcza, że jeśli dobrze się wszystko zaplanuje, to można połączyć jej zwiedzanie z wizytą w browarze Gössera ;).

Prześlij komentarz

0 Komentarze