Advertisement

Main Ad

Z powrotem we Florencji

Lipcowy wypad do Florencji był całkiem spontaniczną decyzją. Kilka tygodni wcześniej znalazłam bilety lotnicze do Bolonii na długi weekend i pomyślałam sobie, że jest to fajny pomysł na solo wypad. Nie tyle sama Bolonia, bo tam już byłam dwa razy (ostatnio 4 lata temu), ale miasta w okolicach: Modena i Rawenna. A potem zaczęłam rozmawiać z M. i wyszło, że on myślał o Florencji, tylko nie widział tanich lotów - do samej Florencji faktycznie nie było, ale przecież szybki pociąg pokona odległość między Bolonią a Florencją w zaledwie 37 minut... A to już stwarza więcej możliwości ;). Zatem zamiast solo wypadu do Modeny i Rawenny miałam weekend we dwoje we Florencji i w Pizie, no i zdecydowanie nie mogłabym na to narzekać. W mieście Medyceuszy byłam już wcześniej, ale było to 13 lat temu i jako oszczędna studentka nie mogłam sobie pozwolić na takie szaleństwa jak drogie lokalne muzea. Wtedy więc spacerowałam po Florencji, nic nie zwiedzając w środku, teraz zaś postanowiłam to wszystko nadrobić :). No i jak to zwykle bywa z włoskimi wpisami na tym blogu: kościołom poświęcę oddzielny wpis, bo ten i bez tego rozrasta mi się do niebotycznych rozmiarów...
Dotarliśmy do Florencji w piątkowy wieczór, zameldowaliśmy się w hotelu, chwilę odświeżyliśmy i stwierdziliśmy, że ruszamy na miasto. Odpoczniemy i wyśpimy się po śmierci ;). Nocleg mieliśmy w pobliżu placu Zwiastowania (Piazza della Santissima Annunziata) i to tam postanowiliśmy najpierw skierować swoje kroki. W centrum placu znajduje się posąg Ferdynanda I Medyceusza na koniu, a nad całym tym obszarem góruje bazylika Wniebowzięcia NMP - z zewnątrz dość niepozorna, ale naprawdę piękna w środku. Ciekawostką przy placu jest też tzw. Szpital Niewiniątek (Ospedale degli Innocenti), wybudowany w XV wieku przytułek dla sierot. Dziś w środku mieści się galeria sztuki - Museo degli Innocenti - więc zwiedzanie sobie odpuściliśmy, ale budynkowi warto się przyjrzeć choćby z zewnątrz. A jeśli szukacie miejsca na mniejszą kolację w formie focacci lub szybkiego spritzera, wpadnijcie do Un Caffè Bistrot tuż przy bazylice - tanio i pysznie! :)
Porządne zwiedzanie zaczęliśmy jednak dopiero w sobotę rano, i to naprawdę rano, bo już o 7:30 ruszyliśmy na spacer po centrum. Sezon czy nie sezon, w weekendy o tej porze zawsze jest spokojnie i można obejść nawet najbardziej turystyczne miejsca. Zaczęliśmy więc od katedry, której zwiedzanie mieliśmy w planach dopiero na poniedziałek, ale zawsze można było na spokojnie zrobić zdjęcia z zewnątrz, a potem skierowaliśmy się na najsłynniejszy plac Florencji: Piazza della Signoria. To tu znajdziemy kopię posągu Dawida Michała Anioła (oryginał stoi w Galleria dell’Accademia), a pod łukami XIV-wiecznej loggi dei Lanzi stoją renesansowe rzeźby, w tym najsłynniejsza przedstawiająca Perseusza z głową Meduzy. Wrażenie wywołuje też pochodząca z XVI wieku fontanna z Neptunem. A nad całym placem wznosi się budowla, którą to bardzo, ale to bardzo chciałam zwiedzić w środku. Palazzo Vecchio :).
Wchodząc na teren Palazzo Vecchio drzwiami tuż obok rzeźby Dawida, trafimy na pierwszy dziedziniec - tutaj mamy jeszcze darmowy wstęp. Pozostała część budynku jest biletowana - wstęp na teren muzeum dla osoby dorosłej kosztuje 12,50 € (dodatkowe 1 € za zakup przez internet, żeby nie stać w kolejce, choć podczas naszej wizyty kolejek akurat nie było), drugie tyle trzeba zapłacić, jeśli chce się wejść też na wieżę widokową. Ale skupmy się najpierw na pierwszym dziedzińcu, tym darmowym, który wcale nie przyciąga tłumów, jakby ludzie nie wiedzieli, że można tu zajrzeć bez opłat. W centrum dziedzińca znajduje się kopia rzeźby Putto z delfinem (oryginał z końca XV wieku trafił do muzeum), całość otaczają arkady i XVI-wieczne freski. Przeszliśmy dookoła pod arkadami, potem w schowkach zostawiliśmy plecak i już odciążeni ruszyliśmy na zwiedzanie pałacu.
No dobrze, ale czym właściwie jest ten Stary Pałac, bo tak przecież tłumaczy się Palazzo Vecchio? Jest to dawny ratusz / siedziba rady miejskiej, zbudowana na przełomie XIII i XIV wieku, a potem jeszcze rozbudowywana i odnawiana. W środku znajdziemy trochę dzieł sztuki, ale szczerze powiedziawszy, Palazzo Vecchio jest dziełem sztuki sam w sobie :). Ja przechodziłam z pomieszczenia do pomieszczenia i nie wiedziałam, na czym właściwie zawiesić wzrok, tak pięknie i bogato zdobione były wnętrza. Wśród zgromadzonych w pałacu ciekawostek są też stare mapy i globusy oraz kopia maski pośmiertnej samego Dantego (a przynajmniej tak się uważa). Piękne są również pałacowe kaplice.
Najsłynniejszym pomieszczeniem w Palazzo Vecchio jest Salone dei Cinquecento, czyli Hala Pięciuset. Sala powstała z końcem XV wieku i miała służyć liczącej 500 członków Wielkiej Radzie, stąd też i jej nazwa. W pomieszczeniu można było zobaczyć dzieła Leonarda da Vinci i Michała Anioła, ale... to już przeszłość. W XVI wieku halę powiększono do obecnych rozmiarów (a te są niemałe, bo ponad 50m długości i 18 m wysokości), a wcześniejsze dzieła utracono, choć - jeśli wierzyć Wikipedii - Michał Anioł ograniczył się tu i tak tylko do szkiców fresków, które zwinięto wcześniej ;). Wciąż jednak w hali znajduje się jego rzeźba Geniusz Zwycięstwa. Powiększone pomieszczenie robi ogromne wrażenie - piękne, bogato zdobione, a co więcej: można je zobaczyć także z górnego balkonu. 
Ale trochę wybiegłam tu za bardzo w przyszłość, bo przecież Palazzo Vecchio nie zwiedzaliśmy podczas naszego porannego spaceru, tylko później, już po południu. Rano nie dość, że budynek był jeszcze zamknięty, to i my chcieliśmy zobaczyć trochę więcej Florencji bez tłumów ;). Skierowaliśmy się więc nad rzekę Arno, a wzdłuż jej brzegów zawsze warto pospacerować - bez problemu przejdziemy też na drugą stronę po jednym z wielu mostów. My chcieliśmy przejść na drugi brzeg, a najlepiej to zrobić przez słynny Most Złotników, który o poranku jest zdecydowanie przyjemniejszy niż za dnia, gdy przewalają się przez niego tłumy turystów...
Most Złotników - po włosku Ponte Vecchio, czyli Stary Most - nazwę swoją zawdzięcza znajdującym się tu od wieków warsztatom i sklepom. Sam most zbudowano w latach 1335-45 i jest to jedyny zabytkowy most we Florencji, który przetrwał do naszych czasów - poszczęściło mu się nawet podczas II wojny światowej, gdy wycofujący się Niemcy nie zdążyli go wysadzić. Na Ponte Vecchio od początku znajdowały się stragany, jednak pierwotnie głównie rzeźnicze, potem garbarskie. Na złoto postawił dopiero z końcem XVI wieku Ferdynand I Medyceusz i tak już zostało. Z rana sklepiki jubilerskie były jeszcze pozamykane, ale gdy przeszliśmy mostem po południu, niemal z każdego okna patrzyła na nas biżuteria.
Znaleźliśmy się zatem na drugim brzegu rzeki, a stamtąd czekał nas jeszcze dwudziestominutowy spacer do celu: placu Michała Anioła (Piazzale Michelangelo). Coraz bardziej do góry, raz krętą drogą, raz schodami, a gdzieś za drzewami coraz lepiej widać było Florencję... Bo plac jak plac - tutaj przychodzi się właśnie dla widoków. Piazzale Michelangelo uważa się za najlepszy darmowy punkt widokowy w mieście i nie da się zaprzeczyć, pięknie stąd widać najważniejsze zabytki Florencji. Zanim dotarliśmy na miejsce, było już dobrze po 8, więc choć tłumów jeszcze nie było, to napotkaliśmy już na pierwsze wycieczki, które najwidoczniej z tego miejsca rozpoczynały podbój Florencji ;). A będąc tutaj w lecie, dobrze też wejść na wzgórze z rana, zanim słońce zacznie przygrzewać.
My w dość ograniczonym czasie skupiliśmy się raczej na północnym a nie południowym brzegu Arno, choć i tutaj pospacerowaliśmy po zejściu ze wzgórza. Podeszliśmy więc pod renesansowy Palazzo Pitti, zbudowany w XV i XVI wieku - nowy pałac, a ten służący jako ratusz został starym. W środku są cztery muzea, głównie galerie, więc zwiedzanie sobie odpuściliśmy, ale dla zainteresowanych: bilet wstępu kosztuje tu 16 €. Za pałacem ciągnie się ogród Boboli - spory renesansowy park założony w połowie XVI wieku. Rozważałam zajrzenie tam, ale zniechęciły mnie opinie w internecie, że to rozgrzana patelnia z niewielką ilością cienia, że dość zaniedbane, niewarte swojej ceny (10€, lub w pakiecie z pałacem: 22 €). Lepiej jednak pozwiedzać kościoły... ;)
Nadszedł czas, by wrócić na drugą stronę rzeki, bo na konkretną godzinę mieliśmy wykupione bilety do Galerii Uffizi. Przed wyjazdem rozważaliśmy, którą z dwóch sławnych florenckich galerii odwiedzić: tę czy Akademii z rzeźbą Dawida, wybór w końcu padł na Galleria degli Uffizi. Dwóch nie chcieliśmy, bo miłośnikami sztuki nie jesteśmy, zgromadzonych zbiorów i tak nie docenimy, więc - zwłaszcza w ograniczonym czasie - wizyta w jednej z galerii wystarczyła nam w zupełności. Szczególnie, że nie są to tanie miejscówki, bilet wstępu do Uffizi kosztuje 25 € (są zniżki w porannych godzinach, tuż po otwarciu). Do tego w sezonie warto kupić bilety zawczasu, bo kolejki są dość spore i nie wiadomo, na którą się uda dostać bilet... tyle, że rezerwacja online kosztuje 4 € od biletu. Osobiście uważam to za przesadę, no ale... Zapłaciliśmy, bo chcieliśmy sprawnie wejść o dość wczesnej porze. Zatem stanęliśmy o określonej godzinie w ogonku do wejścia - na start jest kontrola bezpieczeństwa i skanowanie bagażu, więc parę minut trzeba postać i tak. Do muzeum można wnieść najwyżej półlitrowe butelki z wodą, co też warto mieć na uwadze szczególnie podczas upalnego lata, gdy często nosi się ze sobą większe zapasy płynów.
Skąd w ogóle pomysł na urzędową nazwę galerii? Kiedy w połowie XVI wieku rozpoczęto budowę na zlecenie Kosmy I Medyceusza, książę planował, że cała florencka administracja będzie pracować właśnie w tym jednym budynku. Tyle, że Kosma nie pożył na tyle długo, żeby zobaczyć ukończony budynek, a jego następcy postanowili w środku urządzić galerię ;). Choć podobno jakieś urzędy czy archiwa miejskie i tak się tu mieściły, budynek jest jakby nie patrzeć ogromny. Do tego pięknie położony, więc z wielu okien mamy widok na Arno i przerzucone przez nią mosty, a w przerwie od zwiedzania można usiąść w kawiarni na tarasie w cieniu Palazzo Vecchio.
Fani sztuki, szczególnie malarstwa, znajdą w Uffizi sporo ciekawostek. Nawet ja rozpoznawałam niektóre obrazy z różnych reprodukcji czy miniatur w książkach, choć nie odczuwałam szczególnej potrzeby, by stać przy nich dłużej w zachwyconym - mniej lub bardziej ;) - tłumie. Wśród zbiorów galerii można zobaczyć m.in. Narodziny Wenus i Primaverę Botticelliego, Świętą Rodzinę Michała Anioła, Chrzest i Zwiastowanie Leonarda da Vinci, Madonnę ze szczygłem Rafaela, Florę czy Wenus z Urbino Tycjana, Meduzę i Bachusa Caravaggia, Portret Izabelli Brandt Rubensa... i wiele, naprawdę wiele innych. A jeśli mogę być szczera - a mogę, to mój blog ;) - największe wrażenie wywiera i tak... sam budynek. Wnętrza galerii są po prostu przepiękne. Przez niektóre pomieszczenia mogłabym iść z głową do góry, bo szczególnie sufity są genialnie udekorowane. Dla mnie obrazy i rzeźby to po prostu dodatki do pięknego budynku, ale jeśli kogoś zachwyca i to i to... zarezerwujcie sobie na galerię długie godziny :).
Tutaj pozwolę sobie zakończyć ten wpis, chociaż nie był to jeszcze koniec tego, co oglądaliśmy we Florencji. Jednak katedrę, kościoły i klasztory opiszę oddzielnie, bo choć zwiedzaliśmy tylko te najważniejsze - San Lorenzo, Santa Croce, Santa Maria Novella (i kilka mniej znanych, ale naprawdę tylko kilka! ;) ) - wciąż jednak mam z nich tyle materiałów, że spokojnie wyjdzie z tego oddzielny post. Albo dwa, jeśli się rozpiszę zanadto o katedrze ;). A na zakończenie florenckich kadrów, poniższe zdjęcia przedstawiają wejście do średniowiecznego i działającego do dziś szpitala Santa Maria Nuova oraz plac RepublikiPiazza della Repubblica - z XIX-wiecznym łukiem triumfalnym.

Prześlij komentarz

0 Komentarze