Advertisement

Main Ad

Katedra we Florencji

Katedra we Florencji to perełka architektury, którą zachwycałam się z zewnątrz i którą bardzo chciałam zobaczyć również w środku. Podczas mojej pierwszej wizyty w stolicy Toskanii nie udało mi się to, bo żeby wejść do katedry, trzeba było najpierw odstać swoje w kolejce. Ta była, jak się można domyślić, bardzo długa, a stanie w słońcu w upalny lipcowy dzień kompletnie mi się wtedy nie widziało. Za drugim razem również byłam we Florencji w lipcu, ale tegoroczne lato było dość niestabilne pogodowo, więc upałów nie doświadczyłam, za to przydała się cienka kurtka i parasol... Zaś jeśli chodzi o kolejkę do wejścia, to wyczytałam, że ta najdłuższa to jest dla tych, co chcą wejść za darmo, a sytuacja wygląda zdecydowanie lepiej, gdy wykupi się bilety wstępu.

Nie mam tu na myśli jednak zwykłych biletów w stylu skip the line. Jak już wspomniałam, podstawowe zwiedzanie świątyni jest za darmo, tylko trzeba swoje odstać i na samym pominięciu kolejki nie zarabiają... jeszcze ;) - w lipcowe, poniedziałkowe przedpołudnie kolejka do głównego wejścia była na dobre 1,5-2 godziny czekania. Szybciej można jednak wejść, wykupując jeden z pakietów, umożliwiających zobaczenie czegoś więcej niż tylko samo wnętrze katedry. Najtańszy pakiet to Ghiberti Pass, pozwalający wejść do baptysterium, muzeum katedralnego oraz do Santa Reparata, kosztuje to 15 €. Druga opcja to Giotto Pass za 20 €, który dodatkowo - poza trzema wcześniej wymienionymi - ma w cenie również wejście na dzwonnicę. Ostatnia opcja - za 30 € - to Brunelleschi Pass, gdzie dodatkowo można wejść na kopułę. Oczywiście marzył mi się ten najbardziej rozbudowany bilet, ale gdy zdecydowałam się na zakup na kilka dni przed wyjazdem, mogłam kupić tylko pakiety bez kopuły. Teraz (na początku września), gdy zaglądam na stronę katedry, widzę, że najwcześniejszy wolny termin na Brunelleschi Pass to... październik. Kompletnie nie przewidziałam, że tak to może wyglądać i cóż, kopułę trzeba było odpuścić, kupiłam pakiet Giotto Pass. Tutaj przy rezerwacji musiałam wybrać godzinę wejścia na dzwonnicę, na zwiedzenie pozostałych atrakcji w ramach biletu miałam trzy dni.
Zatem zaczęliśmy od Campanile, czyli od katedralnej dzwonnicy. Pod katedrę przybyliśmy kilkanaście minut wcześniej, by zostawić rzeczy w przechowalni bagażu - w ramach żadnego z pakietów nie możemy zwiedzać z plecakiem ani innym większym bagażem, ale przechowalnię mamy w cenie biletu. Dla nas to było prawdziwe zbawienie, bo katedrę zwiedzaliśmy ostatniego dnia pobytu we Florencji, już po wymeldowaniu się z miejsca noclegowego, gdzie nie mogliśmy zostawić bagaży. Zostawiliśmy więc plecaki w przechowalni katedralnej nie tylko na czas zwiedzania świątyni, ale na większość dnia, aż do godziny, gdy przyszło nam się zbierać na lotnisko... ;) Na kilka minut przez wyznaczoną na bilecie godziną ustawiliśmy się w kolejce do dzwonnicy i po krótkim czekaniu weszliśmy do środka. Na górę prowadzi 414 schodów, co warto wziąć pod uwagę przy słabszej kondycji czy poważniejszych problemach zdrowotnych. Z tarasu widokowego na dzwonnicy widać całe centrum Florencji, a nam poszczęściło się na tyle, że chwilowo przestało padać, gdy weszliśmy na górę, więc mogliśmy się spokojnie rozejrzeć. Cała platforma widokowa jest okratowana, co nieco utrudnia robienie zdjęć, ale cóż, kwestie bezpieczeństwa...
Po zejściu z dzwonnicy skierowaliśmy się do pobliskiego baptysterium św. Jana (to zdjęcie z niebieskim niebem zrobiłam innego poranka, wystarczy pochmurnego nieba na innych zdjęciach ;) ). To ośmioboczny budynek, pochodzący najprawdopodobniej jeszcze z IV wieku, rozbudowany do obecnego kształtu ok. wieku XI. Tu kolejki do wejścia nie było, więc tylko podaliśmy bilety do kontroli, przeszliśmy przez bramki bezpieczeństwa (rzecz obowiązkowa w każdym katedralnym budynku) i już mogliśmy zwiedzać. A pierwsze, co mi się rzuciło w oczy, to ogromne rusztowania pośrodku baptysterium...
Tutaj, niestety, mieliśmy sporego pecha, choć nie mogę mówić o zaskoczeniu - już przy kupnie biletów pojawiło się ostrzeżenie: baptysterium przechodzi proces renowacji mozaik na sklepieniu, które obecnie nie są widoczne. A mozaika na sklepieniu jest dokładnie tym, co przyciąga najwięcej osób do tego budynku... :) Na części rusztowań zawieszono płachtę imitującą mozaikę, żeby choć częściowo pokazać odwiedzającym, co tracą, przychodząc tu w złym okresie. Do tego w budynku znajdziemy tablice informacyjne ze zdjęciami i opisami - nie to samo, ale... zawsze coś ;). Same mozaiki powstały w XIII i XIV wieku a na złotym tle zobaczymy (o ile przyjdziemy tu po skończonej renowacji, naturalnie...) wizerunek Jezusa Pantokratora, obok zaś sceny z Księgi Rodzaju i z życia Maryi i Jezusa, św. Józefa oraz św. Jana Chrzciciela.
Na szczęście zasłonięta mozaika na sklepieniu to nie jedyna rzecz warta uwagi w baptysterium. Na start warto zwrócić uwagę na piękne, choć niezbyt zabytkowe drzwi - to kopia oryginalnych, znajdujących się obecnie w muzeum katedralnym (i nie mam tu na myśli tylko tych drzwi, przez które wchodzi się obecnie do baptysterium, ale i inne, pozamykane). Ołtarz w budynku jest XX-wieczną kopią znajdującego się tu wcześniej średniowiecznego ołtarza, w środku trzeba też przyjrzeć się zabytkowym sarkofagom i chrzcielnicy. No i mozaiki! Choć ta najsłynniejsza na sklepieniu była niedostępna, wiele innych było widocznych pod niżej położonymi łukami i naprawdę wywierały wrażenie, sprawiając, że jeszcze bardziej żałowałam, że nie mogę zobaczyć tej głównej...
Po dzwonnicy i baptysterium przyszedł czas na zwiedzanie samej katedry i skorzystaliśmy tu z wejścia przez starożytną bazylikę Santa Reparata, do której ruin mieliśmy wstęp w ramach biletu. Nie oznacza to jednak całkowitego ominięcia kolejki, choć spotkałam się z takimi komentarzami w internecie. Przez Santa Reparata wchodzą wszyscy posiadacze biletów Giotto i Ghiberti, a tych jest też całkiem sporo, choć na pewno mniej niż chętnych do odwiedzenia bazyliki za darmo. Bądź co bądź, nawet z biletem przyszło nam tu czekać w kolejce coś koło 40 minut, zanim udało nam się wejść do środka. Potem jeszcze tylko szybka kontrola bezpieczeństwa i można było rozpocząć zwiedzanie wydzielonej, biletowanej części katedry.
Santa Reparata to starożytna bazylika, zbudowana w V w. i zburzona w roku 1379, gdy wokół niej zbudowano nową, potężniejszą katedrę. Jednak pozostałości dawnej bazyliki zachowały się do dziś, zachwycając szczególnie zabytkowymi mozaikami podłogowymi. Wśród ciekawostek Santa Reparaty znajdziemy również średniowieczne krypty i liczne płyty nagrobne pochodzące głównie z XIV wieku. Nie jest to duży obszar, choć bazylika jak na tamte czasy zaliczała się do ogromnych świątyń, mając 50 m długości i 25 m szerokości. Całą część z ruinami i mozaikami obeszliśmy w kilkanaście minut i weszliśmy po schodach do góry, na główny poziom katedry, by w końcu zwiedzić i słynną Duomo di Firenze.
No i wreszcie katedra Santa Maria del Fiore, czyli Matki Boskiej Kwietnej. Świątynia zachwycająca z zewnątrz, choć - co ciekawe - obecna fasada powstała dużo później niż reszta budowli, a jeśli chodzi o wnętrza... Czytałam co nieco wcześniej w internecie i nie nastawiałam się na cuda - w samej Florencji jest wiele piękniejszych kościołów. Szczerze powiedziawszy, gdybym miała stać dwie godziny w kolejce do darmowego wejścia, a potem zobaczyć wnętrze katedry, to pewnie czułabym się mocno rozczarowana. Generalnie uważam, że jeśli ktoś jest fanem architektury sakralnej, to warto kupić któryś z pakietów i zwiedzić katedrę z innymi zabytkami (może i wejść na kopułę) - i wtedy naprawdę warto. Ale jeśli to miałoby być coś w stylu zaliczenia najważniejszej atrakcji, to serio, odpuśćcie sobie kolejkę, zachwyćcie się katedralną fasadą i zajrzyjcie do któregoś z innych słynnych kościołów, gdzie wejdziecie od ręki, bez czekania. Ja tu jeszcze planuję w najbliższym czasie wpis z innymi pięknymi świątyniami we Florencji ;).
Ale nie zrozumcie mnie źle, nie żałuję wizyty we florenckiej katedrze i uważam, że jest tam sporo pięknych rzeczy do zobaczenia. Ot, po prostu Włochy już tak wysoko postawiły poprzeczkę z architekturą sakralną, tyle cudnych kościołów tam widziałam, że już chyba ciężko mnie mocniej zachwycić ;). Budowę katedry we Florencji rozpoczęto pod koniec XIII wieku, a konsekrowano ją w 1436 roku. Jedną z największych perełek tej świątyni jest kopuła, bardzo żałuję, że nie udało mi się wejść na górę... Za projekt tego dzieła sztuki odpowiadał miejscowy inżynier i architekt Filippo Brunelleschi - nie będę tu wchodzić w szczegóły konstrukcji kopuły, bo byłoby to tylko nieudolne streszczanie dostępnych w internecie szczegółowych źródeł, ale polecam sobie doczytać, bo to naprawdę fascynująca rzecz jak na tamte czasy i nie tylko :). Sufit pod kopułą został ozdobiony pięknym freskiem przedstawiającym Sąd Ostateczny, namalowanym w latach siedemdziesiątych XVI wieku przez Giorgia Vasariego i Federica Zuccariego. Na co jeszcze zwrócić uwagę w katedrze? Dla mnie największymi ciekawostkami okazały się XV-wieczny zegar nad drzwiami zdobiony przez Paola Uccella oraz piękne witraże w oknach sięgające późnego średniowiecza... Co nie znaczy, że na tym koniec atrakcji :).
Bilet wstępu obejmował jeszcze muzeum katedralne - Opera Duomo Museum - które celowo odpuściliśmy. Nie dlatego, że w ogóle mnie nie interesowało, wręcz przeciwnie, jestem pewna, że mogłabym spędzić w nim dużo czasu. Problem w tym, że tego czasu już nie mieliśmy, a ja chciałam jeszcze zobaczyć inne kościoły - w tym bazyliki di Santa Croce i Santa Maria Novella - zanim przyjdzie nam się kierować na bolońskie lotnisko. Najbardziej mi tu zależało na zobaczeniu samej katedry w środku, wejściu na dzwonnicę, a bazylika Santa Reparata była fajną ciekawostką w pakiecie. No i świetnie było przyjrzeć się świątyni od zewnątrz, bo jej fasada to jedna z najbardziej zachwycających rzeczy w Duomo di Firenze. A pomyśleć, że choć sama katedra ma już kilkaset lat, to za fasadę zabierano się kilkukrotnie i dopiero w XIX wieku zaprojektował ją Emilio De Fabris... i nie można powiedzieć, że mu nie wyszło ;).

Prześlij komentarz

0 Komentarze