Loty Wiedeń-Podgorica na pierwszy weekend października, i to tak idealnie: piątek wieczór-niedziela wieczór, za niecałe 50 € w obie strony... To jedna z takich ofert, kiedy się nawet nie myśli, tylko od razu rezerwuje ;). Z drugiej strony dwa dni to za mało, by jechać gdzieś do Kotoru czy w te okolice, zaś sama Podgorica zdecydowanie mnie nie kusiła... Wystarczył jednak jeden rzut oka na mapę Czarnogóry, bym wiedziała, które miejsce przyciąga mnie najbardziej. Virpazar - główny ośrodek turystyczny nad Jeziorem Szkoderskim (przynajmniej jeśli chodzi o jego czarnogórską część) leży zaledwie 25 km od stołecznego lotniska - nawet wieczorny przylot nie jest tu problemem, bo wynajętym samochodem dojedziemy na miejsce w niespełna pół godziny. A biorąc pod uwagę moje plany, bez samochodu raczej by się nie obeszło. Jedyne, czego nie przewidziałam, to kompletne załamanie pogody - jeszcze w drugiej połowie września było prawie 30 stopni, a w kilka dni później zrobiło się zaledwie kilkanaście, do tego wiatr i deszcz... Co poszło nie tak?
Na szczęście sobotni poranek przywitał nas słońcem, choć temperatury były takie, że dopiero w polarze i kurtce z podpinką czułam się w miarę ok. A ja chciałam się w Czarnogórze wygrzać... Wstępny plan na ten weekend obejmował zwiedzanie Starego Baru i Budvy w sobotę i rejs po jeziorze w niedzielę, a do tego miałam trochę punktów pozaznaczanych na mapie w zależności od czasu. Jednak już po wieczornej rozmowie z synem właścicielki domu, w którym wynajmowaliśmy pokój, wiedziałam, że przyjdzie nam zmienić plany. Milan jest właścicielem dwóch łódek - zwykłej i szybkiej, no i oferuje rejsy po jeziorze. Był tak pomocny i przyjacielski, że wiedziałam, że nie będę nawet rozglądać się za innymi ofertami, chcę popłynąć z nim :). Problem był tylko taki, że miał już chętnych na rejsy o 11 i 13, więc nas mógł wziąć dopiero po 15, albo z samego ranka w niedzielę. Później nie było już co marzyć o takiej atrakcji, bo w niedzielę koło południa pogoda miała się znów doszczętnie załamać. Nie zastanawiałam się długo: może z rana zobaczylibyśmy więcej ptaków, ale niewątpliwie byłoby dużo zimniej i pogoda niepewna. W sobotę przynajmniej było słońce. Zatem umówiliśmy się z Milanem na okolice 15:30 i ruszyliśmy do Starego Baru na zwiedzanie, by wrócić do Virpazaru o ustalonej porze.
O 15:30 Milan poprowadził nas do znajdującego się na wybrzeżu punktu sprzedającego bilety do parku narodowego. No właśnie, czarnogórska część jeziora jest objęta ochroną jako park narodowy już od 1983 roku, a bilet wstępu kosztuje 5 € - trzeba go wykupić przy każdym rejsie po jeziorze. Jeśli chodzi o same ceny rejsów, tutaj rozpiętość jest dość szeroka. Na Get Your Guide widzę, że można dołączyć do grupowych wycieczek już za 10-15 €. Tak naprawdę wszystko zależy od tego:
- jak długo trwa kurs (większość od godziny do trzech, choć można znaleźć i takie, co trwają ładnych parę godzin),
- czy płyniemy zwykłą, małą łódką / większym statkiem / motorówką,
- czy to wycieczka prywatna czy dołączamy do grupy,
- czy mamy coś w cenie: w stylu przekąsek, degustacji wina, itp.
I kiedy mówię, że rozpiętość cenowa jest dość szeroka, mam na myśli, że na GYG znajdziecie oferty i za 15 i za 150 € za osobę :). Nie wiem, jak to wygląda w sezonie, ale w październikowy weekend bez problemu dałoby się wykupić wycieczkę od ręki w Virpazarze. W centrum miasteczka znajdziemy sporo stoisk z ofertami, choć w październiku tylko niektóre były czynne. My popłynęliśmy z naszym gospodarzem, który ogarnął nam prywatną, trochę ponad dwugodzinną wycieczkę motorówką za 50 € od osoby. Może moglibyśmy trochę zaoszczędzić, rozglądając się za innymi firmami, ale nie sądzę, by to była duża kwota - za to tu był już w miarę sprawdzony przewoźnik, bo w opiniach noclegu czytałam wiele pozytywnych komentarzy o rejsach z Milanem. I my też się nie zawiedliśmy, zgodnie uznaliśmy tę wycieczkę po jeziorze za najlepszy punkt czarnogórskiego weekendu :). Więc z czystym sumieniem polecam Milena Boat Cruise, jakbyście byli w Virpazarze i zastanawiali się nad rejsem.
Jezioro Szkoderskie jest największym jeziorem w tej części Europy, a jego powierzchnia jest mocno zmienna: polska Wikipedia podaje 360–550 km², angielska: 370–530 km², chorwacka 370–540 km², albańska zaś o zmienności w ogóle nie informuje, podając powierzchnię 368 km²... ;) Generalnie wszystko zależy od pory roku, pogody, ile wody niosą wpływające do jeziora rzeki, w tym płynąca przez Podgoricę Morača. Milan opowiadał, że latem do wielu miejsc nie da się podpłynąć, tak niski jest poziom wody. Ruszając z Virpazaru, możemy popłynąć na lewo, by pokrążyć po kanałach, lub na prawo, na bardziej otwarte wody jeziora. My zaczęliśmy na prawo, ale tylko na chwilę - Milan chciał nam pokazać ogrom akwenu i wskazać gromadzące się nad Albanią chmury z komentarzem: tam to w ogóle wygląda jak Mordor! ;) Jezioro Szkoderskie w ok. 2/3 należy do Czarnogóry, a pozostała część to już terytorium Albanii (objęte ochroną jako rezerwat przyrody, a nie park narodowy). To właśnie w sąsiednim kraju leży Szkodra, największe miasto nad jeziorem, od którego wzięło ono swoją nazwę - zwiedzanie Szkodry jeszcze przede mną... ;)
Gdy szukałam w internecie informacji na temat rejsów po Jeziorze Szkoderskim, zwróciłam uwagę na przewijające się w wielu miejscach komentarze, żeby wziąć małą łódkę, bo tylko taka może wpłynąć do licznych kanałów. Mi osobiście to słowo kanały tu nieszczególnie pasuje, bo nie dotyczy ono tylko sztucznie utworzonych przesmyków, ale też liczne naturalne cieki wodne, nie tylko wbijające się w ląd, ale często tworzące labirynty między wodną roślinnością. Miejscowi nazywają te okolice Amazonią, bo zieleni też tu nie brakuje. W wielu miejscach głębokość sięgała mniej niż metr, często szlaki te były też bardzo wąskie - duża łódka po prostu nie dałaby rady tam wpłynąć. W pewnym momencie Milan przyspieszył i motorówka z pędem ruszyła przez kanał: tu jest niecały metr głębokości, z czego może 20-30 cm czystej wody, a reszta to muł, jak silnik to złapie, to stajemy, trzeba nad tym przelecieć... :)
W parku narodowym żyje ok. 280 gatunków ptaków, więc miłośnicy obserwowania przyrody o poranku będą tu w raju :). Spacerując po Virpazarze, zaobserwowałam, że przewoźnicy oferują różne rejsy w zależności od godziny: zachód słońca, krążenie po kanałach, zwiedzanie cerkwi i klasztorów na wyspach... ale wszystkie poranne kursy skupiały się na jednym: obserwacji ptaków. Koło 16 było ich już niewiele - Milan mówił, że to nic w porównaniu z tym, co można zobaczyć rano, ale i tak wypatrzyliśmy ich całkiem sporo, przynajmniej w moim odczuciu. Dominują kormorany i czaple, ale wśród Amazonii wypatrzyliśmy też kilka zimorodków :). Nie poszczęściło nam się za to z pelikanami, które też można tu zobaczyć - zresztą ich wizerunek zdobi nawet bilety do parku. Jeśli macie ornitologiczne ciągoty, ubierzcie się ciepło i ruszajcie na poranne rejsy, jestem pewna, że będziecie zachwyceni.
My skupiliśmy się na samym pływaniu, zakładając, że późnym popołudniem nie ma co zwiedzać pozamykanych już cerkwi czy klasztorów. Zwłaszcza że niektóre z popularniejszych klasztorów - jak chociażby Starčevo czy Beška położone są na wysepkach na wschód od Virpazaru, czyli w kierunku kompletnie przeciwnym do tego, w którym popłynęliśmy. Bliżej miasteczka, nad rzeką Morača, znajduje się cerkiew Vranjina, która wydaje się być dość popularną atrakcją podczas okolicznych rejsów - patrząc po zdjęciach w internecie, jej wnętrze to nic szczególnego, ale świątynia jest ładnie położona na wzgórzu z widokiem na jezioro. Z łódki dobrze było widać też ruiny fortu Lesendro, do którego podobno nie ma dobrego podejścia od strony lądu. Milan opowiadał nam o mijanych po drodze ciekawostkach, a w pewnym momencie zatrzymał łódkę, wyjął nóż (ze śmiechem zauważając, że ta część rejsu wywołuje wśród turystów najciekawsze reakcje ;) ) i sięgnął za burtę. Po chwili trzymał w ręce kotewkę (orzecha wodnego) - ciekawa przekąska na koniec trasy.
Do Virpazaru dopłynęliśmy chwilę przed 18 - powiedziałabym, że tuż przed zachodem słońca, gdyby nie to, że niebo robiło się coraz bardziej zachmurzone i tego słońca to już niezbyt było widać :). A bez niego było już dość chłodno, zwłaszcza gdy dodamy do tego wilgoć ciągnącą od jeziora i wiatr wywołany pędem motorówki... Potem, po powrocie do pokoju, zużyłam cały bojler gorącej wody pod prysznicem i wcale nie czułam, że rozmarzłam w pełni ;). Ale teraz, po tygodniu, o zimnie już prawie nie pamiętam, za to myślę, że widoki zostaną ze mną na dłużej. A w ramach dodatkowej polecajki muszę jeszcze dopisać, że nieważne, jaki jest cel, dla którego bierzecie łódkę - czy chcecie po prostu popływać wśród pięknych widoków, oglądać ptaki, zaglądać do klasztorów... - wybierzcie rejs niewielką motorówką. Dlaczego rozmiar łódki ma znaczenie, już pisałam, ale Jezioro Szkoderskie jest duże, więc ważna jest też szybkość łódki - no chyba, że wybieracie się w wielogodzinny rejs i czasu będzie pod dostatkiem. Przy krótszych (godzina-dwie) wycieczkach zwykłą łódką nie oddalicie się za bardzo od Virpazaru, a zapewniam, że warto zapuścić się nieco dalej :).
Miałam odnotowane sporo różnych miejscówek w okolicy jeziora, ale wiedziałam, że przy zapowiadanym załamaniu pogody nie ma co myśleć o większości z nich. Znów więc oparliśmy się na poradach Milana, który zasugerował punkt widokowy na północnym brzegu jeziora. Miejsce to było na mojej liście, ale myślałam, żeby kierować się do niego za Google Maps... i sporo byśmy przegapili, tak postępując. Tuż przy parkingu w Virpazarze można wjechać na drogę panoramiczną, która niemal od razu za miejscowością biegnie zygzakiem do góry, szybko zapewniając piękne widoki na Jezioro Szkoderskie. Aż trochę żałowaliśmy, że nie przylecieliśmy tu ze 2-3 tygodnie później, kiedy jesień mocniej zabarwi wszechobecne drzewa - wtedy dopiero ta droga musi być zjawiskowa :). Co ciekawe, znalazłam sporo komentarzy w internecie, że to niebezpieczna trasa, tylko dla doświadczonych kierowców... Sama jako pasażerka może nie powinnam się wypowiadać, ale M. tych komentarzy nie rozumiał ;). W Austrii drogi są może faktycznie lepszej jakości, ale górskich zawijasów znajdziemy zdecydowanie więcej... a w Polsce po podobnych i gorszych drogach też już mu się zdarzało jeździć. Wiadomo, ostrożność wskazana, bo bywa wąsko, ale generalnie nie było źle! :)
Punkt widokowy Pavlova Strana Rijeka Crnojeviča znajduje się ok. 45 km od Virpazaru - Google pokazuje ok. 50 minut jazdy, ale bądźmy szczerzy, oznaczałoby to jazdę bez przystanków na zdjęcia i podziwianie widoków, a tak się nie da ;). Szczególnie, że Jezioro Szkoderskie możemy oglądać po drodze, ale z tego najsłynniejszego w okolicy punktu widokowego widać raczej rzekę Crnojevićę, a nie samo jezioro. Znajduje się tu niewielka restauracja z parkingiem na kilka(naście) samochodów, poza sezonem bez problemu się zatrzymaliśmy - choć najlepsze widoki są kilkadziesiąt metrów dalej od restauracji. Zresztą na drodze do Pavlovej Strany mijaliśmy nawet autokar wycieczkowy (fakt, ta mijanka była już ciekawa ;) ), więc skoro autokarem się da tu dojechać, to samochodem naprawdę nie jest tak źle. A dla takich widoków chyba jednak warto? ;)
Zdaję sobie sprawę, że nad Jeziorem Szkoderskim można spędzić zdecydowanie więcej czasu i zobaczyć o wiele więcej atrakcji, niż my to zrobiliśmy. Ograniczał nas czas, a w ramach krótkiego czasu ograniczyła nas jeszcze mocno pogoda - życie, co zrobisz, jak nic nie zrobisz ;). Jezioro mnie zachwyciło, na pewno będę chciała tu wrócić, tym razem od strony albańskiej. Bardzo też doceniłam wygodę poruszania się po Czarnogórze wynajętym samochodem - tak odmienne doświadczenie od mojego poprzedniego pobytu w tym kraju, gdy łączyłam ograniczony transport publiczny z targowaniem się z taksówkarzami, którzy chcieli naciągnąć zagraniczną turystkę na każdym kroku ;). Jedno jednak pozostało niezmienne przez te lata - mnóstwo kotków do głaskania...
0 Komentarze