Po aplikowaniu na wiele staży dochodzi się do takiego momentu, gdy przestaje się wierzyć, że to się może udać. Muszę przyznać, poddałam się już z AIESECiem. Beznadziejnie zorganizowane początki, bardzo długi proces szukania jakiegokolwiek stażu i wszystkie te pechowe momenty, które wcześniej opisałam. Zdążyłam zaakceptować fakt, że po skończeniu w sierpniu mojej obecnej pracy, po prostu przeniosę się do Szwecji, by szukać pracy na miejscu. Potem miałam rozmowę kwalifikacyjną w Sztokholmie, która sprawiła, że zaczęłam wierzyć, iż to nie koniec mojej przygody z AIESECiem. Wiecie, takie uczucie, że to może być to!
Cuda się zdarzają i chyba dlatego w ubiegłym tygodniu zostałam zaproszona na dwie rozmowy przez Skype'a przez jedną z firm w Sztokholmie. Byłam naprawdę podekscytowana z wielu powodów. Po pierwsze (oczywiście), bo to Szwecja. Moje marzenia. A po drugie, pozycja w finansach. Nic związanego z zarządzaniem, organizacyjnymi rzeczami czy czymkolwiek innym, w czym trzeba by było się doszukiwać elementów ekonomicznych. A dlaczego dwie rozmowy? Pierwsza była z koordynatorką AIESEC w firmie, a druga - w końcu - z osobami z działu finansów.
Mój dostęp do myaiesec.net powinien się skończyć tydzień temu, ale wciąż mogę się tam zalogować. Zakładam, że to dzięki komitetowi lokalnemu, skąd ktoś się mną w końcu zainteresował. Najpierw to było z Luksemburgiem - staż, o którym wspomniałam w poprzednim poście. Poproszono mnie o wysłanie aplikacji, mimo że mój status był oczekujący. Tamtejszy komitet AIESEC wydawał się być zainteresowany moją aplikacją, napisali, że wysłali moje dokumenty do firmy i dadzą mi znać, co dalej. Po paru dniach dostałam podobną wiadomość, a po niej - znów cisza. Ponieważ zostało mi zaledwie parę dni dostępu do bazy praktyk, napisałam do lokalnego komitetu. Dziewczyna mi odpisała, że niestety mnie nie wybrano, ale ona wierzy, iż skoro tak bardzo chcę coś znaleźć, ona będzie mnie wspierać w staraniach. I jeśli coś szybko znajdę, może nie stracę od razu dostępu do bazy.