Planowałam tego posta od mniej więcej miesiąca (bardziej więcej niż mniej) i właściwie już zaczęłam myśleć, że nigdy go tutaj nie dodam. Całe późniejsze zachowanie mojego towarzysza podróży było... było dobrym powodem, by nie chcieć wracać do wspomnień z wycieczki, właściwie do żadnych innych wspomnień też nie. Ale ponieważ pierwszy post z opisem Bukaresztu wydaje się być jednym z najpopularniejszych postów w całej historii tego bloga, myślę, że to nie taki zły pomysł, by wrzucić i drugą część, zanim zapomnę o wszystkich szczegółach. A po opisaniu tego wszystkiego, będę mogła po prostu przerzucić wszystkie zdjęcia na jakiś dysk zewnętrzny i nie wracać do nich co najmniej przez kilka następnych miesięcy, zanim się zupełnie nie uspokoję ;). Więc pozwolę sobie tu zakończyć całą moją rumuńską opowieść.
Jedną z pierwszych rzeczy, na które zwraca się uwagę po przyjeździe do Sztokholmu, to fakt, że jest to zdecydowanie zielone miasto. Pełne większych i mniejszych parków, gdzie można pospacerować, pobiegać, albo po prostu odpocząć na łonie natury, co Szwedzi zdają się bardzo lubić. Spośród wielu innych, nieco bardziej wpadł mi w oko Park Haga (Hagaparken), nie tylko ze względu na dogodne położenie, ale też dzięki wielu miejscom, na które można w nim natrafić.
Jakiś czas temu natrafiłam na artykuł w internecie o bardzo niezachęcającym tytule: "5 depresyjnych skutków ubocznych wyprowadzki za granicę, o których nikt ci nie powie". Więc, oczywiście, musiałam go przeczytać. Jeszcze mniej zachęcający był fakt, że właściwie musiałam się zgodzić ze wszystkimi zamieszczonymi tam punktami, choć mieszkam tu przecież ledwo ponad rok. Ale z tego wszystkiego jedna rzecz utkwiła mi najbardziej w głowie. Emigracja jest samolubną decyzją. Nieważne, jaki byłby główny powód wyjazdu za granicę, zawsze jest to samolubne.
![]() |
[ "Niewłaściwe decyzje tworzą wspaniałe historie." - someecards ] |
Mam taką tendencję do podejmowania spontanicznych decyzji. Nieprzemyślanych decyzji, jakby co niektórzy powiedzieli. Zwykłam uważać, że im dłużej nad czymś rozmyślasz, tym więcej minusów widzisz, więc nie ma to po prostu sensu. Ale mam też tendencję do zbyt dużego przejmowania się ludźmi. I czasem kończy się to mieszanką wybuchową pt. "co ja do cholery robię ze swoim życiem?". No ale w końcu niewłaściwe decyzje tworzą wspaniałe historie, prawda? ;)
Małe, ale ciekawe - zdecydowanie uważam, że te słowa całkowicie oddają to, jakie jest Muzeum Średniowiecznego Sztokholmu na Helgeandsholmen. Muzeum to, do którego wejście znajduje się zaraz pod mostem Norrbro, zawsze mnie ciągnęło (w końcu uwielbiam historię ;) ), ale nie mam pojęcia, czemu wcześniej do niego nie zawitałam. Na szczęście nigdy nie jest za późno i zdecydowałam się tam wybrać wraz z odwiedzającymi mnie w Sztokholmie przyjaciółkami z Polski :).
Otwieram kolejny raport w Excelu. Kopiuj, wklej dane. Edytuję formuły, zmieniając komórkę po komórce, kiedy na środku ekranu wyskakuje mi okienko chata z imieniem mojego managera na górze.
M: Mogłabyś wpaść i mi pomóc?
G: Jasne, daj mi tylko 5 minut.
M: Mam czekoladę.
G: ... albo już lecę!
Witam w moim świecie ;).
M: Mogłabyś wpaść i mi pomóc?
G: Jasne, daj mi tylko 5 minut.
M: Mam czekoladę.
G: ... albo już lecę!
Witam w moim świecie ;).
O Ratuszu pisałam już zimą (zobacz post), ale wtedy nie zwiedzałam go w środku. Podczas wizyty moich rodziców tego lata, zdecydowaliśmy się wykorzystać na maksa nasze Karty Sztokholmskie i nie tylko zobaczyć ten budynek w środku, ale także wejść na szczyt wieży. Jako że zwiedzać można tylko z przewodnikiem, musieliśmy trochę poczekać do pełnej godziny, gdy trasa miała się rozpocząć. I mogliśmy w końcu wejść do Ratusza :).
![]() |
[ "Nie boję się porażek, właśnie dlatego ciągle je ponoszę" - źródło: someecards ] |
Nie zliczę, ile razy już słyszałam od różnych ludzi wokół mnie, jak to oni mnie nie podziwiają za to, że zdecydowałam się wyjechać za granicę. Że oni to by się nie odważyli. Że jak to możliwe, iż ja się nie bałam. Więc coś Wam powiem. Bałam się. Ciągle się boję. Cholernie się boję. Z tą tylko różnicą, że na mnie to działa motywująco, a nie blokuje.
A tego posta dedykuję koleżance, która - poinformowana o tytule wpisu - powiedziała mi: "Przecież Ty się niczego nie boisz!" ;)
A tego posta dedykuję koleżance, która - poinformowana o tytule wpisu - powiedziała mi: "Przecież Ty się niczego nie boisz!" ;)
Cóż, właściwie to Niemcy też startują we wrześniu od 1872r., kiedy to ten oryginalny Oktoberfest przeniesiono z samego października na przełom września i października. Szwedzi przenieśli go sobie na jeszcze wcześniejszą datą, więc szwedzki Oktoberfest wystartował 3 września. Odkryłam tę imprezę całkowicie przez przypadek, kiedy jeden ze znajomych na Facebooku wrzucił kilka zdjęć z pierwszego dnia festiwalu. Szybki rzut oka w Google, wysłanie linka o imprezie do koleżanki, po czym zdecydowałyśmy się spędzić sobotnie popołudnie i wieczór w polskim towarzystwie na niemieckim festiwalu w szwedzkiej stolicy. Brzmi całkiem nieźle, prawda? ;)
Zdecydowałam się wziąć udział w pewnym projekcie zatytułowanym "Alfabet emigracji". Nie sądzę, bym pisała tutaj post na każdą literę, ale postaram się uczestniczyć, na ile znajdę czasu. Ogólna idea jest prosta, dwa razy w tygodniu pisać posta w jakiś sposób związanego z tematyką emigracji, zaczynającego się na kolejną literę alfabetu. To nie będą turystyczne posty, jak większość tutaj na blogu. To będą w większości moje przemyślenia i uwagi, ale mam nadzieję, że jakoś to do Was trafi ;). I zdecydowałam się zacząć od AIESECa, bo bez tej organizacji nie mam bladego pojęcia, gdzie bym teraz była.
Już od dłuższego czasu chciałam odwiedzić Dom Motyli (Fjärilshuset) w Sztokholmie, ale jakoś ciągle było mi nie po drodze. Na pewno cena biletu wstępu (145 koron) była jednym z czynników, zwłaszcza, że i tak już widziałam coś podobnego w Wiedniu. Ale jednak lubię motyle i w pewien szary dzień, gdy akurat moi rodzice byli tutaj, wizyta w ciepłym miejscu wyglądała w sumie na całkiem niezły pomysł ;).