Advertisement

Main Ad

Rowerem po Kramfors

Już od jakiegoś czasu Agnieszka namawiała do wizyty na północy, więc korzystając z długiego midsommarowego weekendu, pojechałam do Kramfors. To małe miasteczko, zamieszkałe przez zaledwie ok. 6000 osób, leży na wschodnim wybrzeżu pomiędzy Sundsvall a Umeå. Autobusem ze Sztokholmu to podróż na ok. 6,5 godziny - bezpośrednie pociągi niestety ograniczyli w sezonie wakacyjnym i byłam zmuszona do wybrania autobusu. Ale co to jest 6,5 godziny w drodze, gdy ma się w planach taki weekend! :)
Biorąc pod uwagę, że lubię zaczynać dzień dość wcześnie i zobaczyć jak najwięcej, Agnieszka pożyczyła mi swój rower. I tak oto w midsommarowy poranek, gdy całe Kramfors jeszcze odsypiało piątkowy wieczór, wsiadłam na rower i wyruszyłam, by zobaczyć miasto. Niewątpliwym plusem wybranej przeze mnie pory był całkowity spokój na drogach, prawie nie widziałam samochodów (ludzi zresztą też :) ).
Za radą moich gospodarzy wybrałam ścieżkę rowerową wzdłuż niewielkiej rzeczki biegnącej przez Kramfors. Nie miałam w planach zejścia z roweru i zaglądania gdziekolwiek do środka, chciałam sobie na spokojnie pojeździć i porobić zdjęcia okolicy. Nie od dziś uważam, że największym atutem Szwecji jest przyroda i właśnie na niej chciałam się skupić. Zresztą innej opcji też nie było, bo Google na pytanie o miejscowe atrakcje czy "co robić w Kramfors?" nie umiało znaleźć innej odpowiedzi niż pusta strona ;).

Trasa wzdłuż wody przypominała mi nieco górskie wypady. Zresztą całe Kramfors chyba leży na wzgórzach, bo jazda po mieście to ciągłe góra-dół-góra-dół... Ponadto liczne mostki, wodospady, nawet fontanny, wszędzie pełno zieleni, jaszczurki chowające się między kamieniami... Chyba grzechem byłoby przejechać na tempo przez tę okolicę, ja miałam ochotę zatrzymywać się co rusz, by robić zdjęcia dosłownie wszystkiemu.

I nawet wypatrzyłam z boku coś, co wyglądało na wyciąg narciarski. W sumie na północy to sporty zimowe dominują, wikipedia wymienia biegi narciarskie, zjazdy, hokej, itp. Choć podobno ostatnie zimy nie były prawdziwymi zimami także na północy... Co to się porobiło? ;)
Po zatoczeniu półkola dojeżdżam do centrum Kramfors, mijając dworzec kolejowy. Jeszcze przed założeniem miasteczka w XIX wieku, na miejscu Kramfors istniała osada zwana Gudmundrå (pierwsze wzmianki o tamtejszej parafii pochodzą już z połowy XIV weku). XIX i XX wiek to rozwój przemysłu drzewnego w tej okolicy. Co ciekawe, Kramfors uzyskało prawa miejskie dopiero w 1947 r., a w trzydzieści lat później stało się siedzibą gminy o tej samej nazwie.

A w okolicy wciąż ani żywej duszy... ;)
Wyciągam telefon i przyglądam się mapie okolicy. Polecaną przez znajomych trasę już przejechałam, ale nie jestem zmęczona i chciałabym zobaczyć więcej. Toteż odbijam w bok i kieruję się do niewielkiego akwenu, który mapa pokazuje w niedalekiej odległości.

Tutaj robię sobie chwilę przerwy (no wiecie, zdjęcie na instagrama się samo nie wrzuci... :P ). Mam przed sobą zatokę Kyrkviken, połączoną z rzeką Ångerman. I nie pozostaje mi nic innego niż usiąść przez chwilę i podziwiać przyrodę wokół, bo tak intensywnych kolorów to już dawno nigdzie nie widziałam. Na tych zdjęciach nie ma żadnych filtrów ani kontrastów - sami przyznajcie, nie ma najmniejszej potrzeby :)
W końcu zostawiam za sobą kamieniste ścieżki i wyjeżdżam na większą drogę, Bergomsvägen. Od razu lżej się jedzie, a widoki wciąż tak samo piękne, bo trasa dalej biegnie wzdłuż zatoki. Zwracam uwagę na niewielki domek dla ptaków postawiony na wodzie, wyglądem przypominający tradycyjne szwedzkie domki. Miał nawet flagę, choć nie wiem, czy na zdjęciu to widać ;).

W oddali mignął mi też kościół - zbudowany na przełomie XVIII i XIX wieku Gudmundrå kyrka. Pewnie gdybym była tam o każdej innej porze, podjechałabym, by zajrzeć do środka, ale jakoś niezbyt wierzyłam, że w sobotę przed 10 rano kościół byłby otwarty.
I jak z horroru (tylko nie aż tak strasznego w świetle dnia), opuszczony szpital psychiatryczny. Rozpadający się budynek z wybitymi oknami to akurat jedno z takich miejsc, gdzie z chęcią bym weszła (cóż poradzić), ale rozrzucone wszędzie kawałki szkła zniechęcają do wjechania na ten teren na rowerze. A na pozostawienie bez opieki roweru (i to w dodatku nieswojego) jednak się nie decyduję ;).

Kolejny rzut oka na mapę i stwierdzam, że przyjemnie byłoby podjechać bliżej brzegu Ångerman i pojechać trochę wzdłuż rzeki. Kierunek już znam, więc jadę przed siebie...
... by po chwili spojrzeć za siebie i natychmiast zmienić zdanie co do kierunku podróży. Niestety, chmury były szybsze i niecałą minutę później zawzięcie pedałowałam w deszczu. Lunęło właściwie nie wiadomo kiedy. Nie przewidzisz pogody na północy ;).
Rower to był świetny pomysł, pieszo nie zobaczyłabym nawet połowy tego wszystkiego. Niespełna dwugodzinna przejażdżka to zaledwie 15 km po Kramfors, ale w sumie czego innego się spodziewać, gdy co 100 metrów zatrzymuje się, by robić zdjęcia? ;)

Prześlij komentarz

0 Komentarze