Advertisement

Main Ad

561 schodów do zamku na wzgórzu

Lubię zamki, ruiny i ładnie położone punkty widokowe. Czyli dokładnie wszystko to, co ma do zaoferowania Trsat w chorwackiej Rijece. Jedyne, czego nie lubię to to, że na ten punkt widokowy, do tego zamku i ruin trzeba się jakoś dostać. Z GPSem i Google Maps w ręku w końcu odnajduję właściwą ścieżkę i zaczynam się wspinać po schodach. Szybko się cieszę, że nie wzięłam kurtki (planowałam, bo miało padać), bo po chwili i tak ściągam cienki sweterek i wrzucam do torebki. Zatrzymuję się, by złapać oddech i porobić trochę zdjęć, a przez głowę przemyka mi myśl: "no ile jeszcze tych schodów...?". W drodze powrotnej postanowiłam więc je policzyć i naliczyłam się łącznie 561 stopni - przy schodzeniu nawet nie wydawało się tak dużo... ;). Wikipedia się ze mną zgadza, czyli nie pomyliłam się w liczeniu ;).
Samo wzgórze Trsat liczy sobie 138 m i jest od lat celem pielgrzymek. Zresztą to dla pielgrzymów wybudowano właśnie te schody, tak pięknie wplecione w krajobraz. Pierwsze stopnie powstały tu z inicjatywy Petra Kružića - bohatera walk przeciw Turkom - już w 1531 roku i do dziś cały ciąg schodów prowadzących na Trsat nosi jego imię (Stube Petra Kružića).
Wśród pielgrzymów wędrujących na Trsat był też i papież Jan Paweł II, który zawitał do znajdującego się na wzgórzu kościoła Matki Bożej z Trsat podczas swojej trzeciej wizyty w Chorwacji, latem 2003 roku. Na pamiątkę tej pielgrzymki Chorwaci postawili przed świątynią pomnik modlącego się papieża. Do samego kościoła wejść mi się nie udało, bo akurat trwała msza. Może rozważyłabym nawet poczekanie do jej końca, bo pogoda była piękna a obok kościoła znajduje się przyjemny park... ale w okolicy świątyni było tylu żebraków, ilu jeszcze nie widziałam w Chorwacji. Byli na tyle natrętni, co i rusz zaczepiając, a nawet chodząc za mną, że odpuściłam sobie czekanie na koniec mszy i oddaliłam się z tego miejsca.
Idąc niewielką uliczką, mijam kolejny kościół - tym razem znacznie mniejszy. To kościół św. Jerzego męczennika, znajdujący się tuż przy bramie do zamku. Mimo że jeszcze nie weszłam na mury, już wiem, że widok stamtąd będzie niesamowity - wzgórze znajduje się przecież nieopodal wybrzeża... :)
Zanim wejdę na teren samego zamku przez Przednią Wieżę, w której znajduje się informacja turystyczna, zatrzymuję się jeszcze przy rzeźbie Lwa Weneckiego, trofeum wojennym feldmarszałka Nugenta. Mimo że jest weekend i pogoda dopisuje, turystów jest tu jak na lekarstwo. Lubię to, bo tak naprawdę do zwiedzania dużo tu nie ma - cała radość raczej w spokojnym spacerze wśród ruin, a do tego im mniej ludzi, tym lepiej ;).
Jak ma to miejsce w przypadku wielu miejsc w Chorwacji, historia zamku Trsat sięga jeszcze czasów starożytnego Rzymu. W XIII wieku w miejscu dawnej rzymskiej warowni wzniesiono obecną twierdzę - wzgórze wybrano nieprzypadkowo, bo nie dość, że u jego stóp rozciągał się port, to łatwo stąd było kontrolować ujście rzeki Rječiny do morza. Po latach świetności, twierdza zaczęła podupadać w XVII i XVIII wieku, sporo zniszczeń dokonało też trzęsienie ziemi z 1750 roku. I pewnie niewiele by zostało dziś do zwiedzania, gdyby w 1826 roku zamek nie trafił w ręce Irlandczyka, feldmarszałka Nugenta. Odnowił on twierdzę w stylu neogotyckim i następnie przez ponad 100 lat należała ona do jego rodziny.
Dziś zamek jest udostępniony zwiedzającym, a z jego murów rozciąga się piękny widok na Rijekę. Choć w samym mieście byłam tylko dwa dni, a co za tym idzie odpuściłam sobie np. zwiedzanie muzeów, to uważam, zdecydowanie Trsat jest jednym z najciekawszych, jeśli nie najciekawszym miejscem w mieście. Mamy tu i historię i religię, i przyrodę, i widoki. A do tego podobno też restauracje i kawiarnie na wzgórzu są godne uwagi, ale tego już nie zdążyłam przetestować ;).

Prześlij komentarz

0 Komentarze