Advertisement

Main Ad

Grinda: piknik na archipelagu

Nawet w Sztokholmie mamy czasem takie lato, że mogę chodzić w krótkiej sukience na ramiączkach i w sandałach. Takie lato, że po spędzeniu całego dnia na dworze, następnego poranka nie jestem w stanie nawet dotknąć spalonych ramion. Takie lato to zazwyczaj kilka luźno rozrzuconych w roku dni, ale wciąż, czasem się one zdarzają... ;) I taki dzień był na przykład w ostatnią niedzielę, kiedy to prognozy już na kilka dni przed zapowiadały całe 26 stopni w cieniu. Takiej pogody w weekend nie można zmarnować po prostu na siedzenie w mieście, dlatego wyskoczyłam do znajomych z propozycją zrobienia sobie pikniku na jednej z wysp archipelagu. A że moje pomysły z natury są dobre, zatem nic dziwnego, że znajomym pomysł się spodobał... ;)
Mimo 3 lat spędzonych w Sztokholmie, dotąd moje wizyty na archipelagu ograniczały się do wysepki Vaxholm. Tym razem wiedziałam, że chcę zobaczyć coś innego i bardziej skupić się na samej naturze niż na zwiedzaniu. Ale wiedziałam też, iż większość rejsów dalej w archipelag odpada z prostej przyczyny - promy startowały z samego rana, a to w niedzielę po prostu nie wchodziło w grę ;). Po zapoznaniu się z rozpiską promów, wybór padł na Grindę. Ta niewielka wysepka jest oddalona o dwie godziny drogą morską od Sztokholmu, a promy kursują tam kilka razy dziennie, więc nie musieliśmy martwić się o poranne wstawanie.
To, co nas zachęciło, to też opisy wyspy - "meadows, sandy beaches and smooth bathing rocks", czyli łąki, plaże i skały. Dokładnie to, czego potrzebowaliśmy na piknik ;). Ponadto wyspa nie jest duża, z wybrzeża Södra Grinda na Norra Grinda biegnie ścieżka o długości nieco ponad kilometr. Mimo niewielkich rozmiarów, to dobre miejsce na jogging czy jazdę na rowerze, bo ścieżka biegnie co rusz w górę i w dół i można trochę poćwiczyć. Pod warunkiem, że się lubi biegać po kamieniach, oczywiście ;).
Grinda to wyspa zdecydowanie turystyczna. Choć domków letniskowych jest tam całkiem sporo, to nie wiem, czy ktoś tam mieszka na stałe. Na wyspie jest też hotel, pola namiotowe, restauracje (choć za butelkę wina zapłaciliśmy tam 300 koron - 129,50 zł, więc warto się dwa razy zastanowić... ;) ) oraz niemałe gospodarstwo. Jeśli tylko chcecie, możecie pojeździć konno czy kupić jajka od szczęśliwych kur - wszystko naturalnie w swojej cenie.
Spacerując po wyspie, zwróciliśmy też uwagę na... pranie ;). Wielu turystów zwiedzających kraje południowe przywozi stamtąd tony zdjęć suszącego się prania. Nic dziwnego, kolorowe ubrania na tle niewielkich domków mają swój urok. Cóż, w Szwecji kolorowe ubrania nie są aż tak popularne. Ot, cały sznur ciemnego prania, gdzie jedynym barwnym elementem był... dywan ;)
Gdy już rozprostowaliśmy nogi po dwóch godzinach siedzenia na promie, przyszedł czas na piknik! :) Usiedliśmy na skałach po północnej stronie wyspy, starając się nieco schronić przed wiatrem, który na archipelagu dawał się mocno we znaki. Słońce przypiekało mocniej niż to odczuwałam - dopiero wieczorem zdałam sobie sprawę, jak czerwone mam ramiona i nogi. Moi znajomi mieli chyba jakieś masochistyczne skłonności, bo po opróżnieniu drugiej butelki wina po prostu weszli do wody... Ja może bym się na to zdecydowała, gdyby zarówno woda, jak i powietrze były cieplejsze o jakieś 10-15 stopni... ;). Mimo wszystko siedzenie na wybrzeżu było samo w sobie niezwykle przyjemne i bardzo się cieszyłam, że udało się tak wyskoczyć.
Jeśli myślicie o wypadzie na archipelag sztokholmski, ale nie po to, by zwiedzać, ale raczej, by sobie pospacerować i nacieszyć się słońcem na rozgrzanych skałach - Grinda jest dla Was. Na wyspę pływają promy dwóch sieci - Waxholmsbolaget i Stromma. My wybraliśmy się z tą pierwszą, gdzie rejs trwa 2 godziny i kosztuje 95 koron (41 zł) w jedną stronę. Ze Strommą na miejsce dopłyniemy nieco szybciej, bo już w godzinę i 20 minut, ale będzie nas to kosztowało nieco więcej - 130 koron (56 zł). Co kto woli - dla mnie przy pięknej pogodzie dłuższy rejs to sama przyjemność :).

Prześlij komentarz

0 Komentarze